rozdział 19

1.8K 168 282
                                    


kiedy masz wybór; dać dowód swojej racji czy  dobroci: daj dowód swojej dobroci




Przez całą noc padał deszcz. Zdarzało się to dość często, jednak dziś towarzyszył temu wiatr, który wraz z każdą kolejną sekundą trzaskał zbyt mocną – jak na moje nerwy - falą deszczowej bryzy. Jak zwykle w takie noce, okrywał nas koc, który przez swoją chropowatą strukturę sprawiał jedynie, że chciałem usunąć go jak najszybciej ze swojej skóry. Ale z chwilą, z którą to robiłem napadała mnie gęsia skórka skraplana systematycznie chłodnymi kropelkami deszczu przedostającymi się przez moskitierę.

Całe te nocne deszczowe spektakle sprawiały, że stawałem się niespokojny i nie mogłem zasnąć na dłużej niż pół godziny. Właśnie w takie noce, podczas których lawirowałem pomiędzy snem a jawą, marząc o poranku, ciepłe ciało Harry'ego było nad wyraz kuszące. Wtedy to ja stawałem się tym, który wtulał się w nie z niepodobną mi dotąd bezwstydnością owijania swojej nogi wokół jego bioder i obejmowania go w pasie z taką bliskością, której w stanie zupełnej świadomości nie odważyłbym się wypróbować. Miałem nadzieję, że Harry nie zdawał sobie sprawy z tych obnażających moje emocjonalne potrzeby występków, jednak z ulgą wmawiałem sobie, że to niemożliwe by wiedział, skoro ja sam znałem uczucie tych momentów jedynie w prześwitach, małych strzępkach mojej podświadomości.

Rano pływaliśmy razem łódką. Chwile na wodzie przypomniały mi o jednym z pierwszych dni w dżungli, podczas których Harry zabrał mnie na podobną przejażdżkę. Uśmiechałem się za każdym razem kiedy podobne wspominki ogarniały mój umysł, ponieważ w jakiś sposób dni te wydawały się być na tyle nostalgiczne, że wręcz święte w swojej naturze. Czasem, pierwsze dni w dżungli wydawały mi się być tak odległe, że ostatnie miesiące w Londynie stawały się mi bliższe i bardziej wyraźne.

Może powodem tego fenomenu był fakt, że tamte dni były jedynie zamglonym kłębkiem bólu, krwi, potu i łez. Ale także nieznanego mi wówczas zagubienia duchowego. Tamte dni wydawały się być inną rzeczywistością, w której role odgrywały zupełnie inne osoby. Inne niż Samantha, Amy, Malcolm, Harry, czy nawet Louis od tych, których znam obecnie. Czasem myślałem, że to dżungla pragnęła wymazać z mojego umysłu tamte chwile, by z niepodobną dla siebie bezkarnością udobruchać moją osobę i ukazać mi swoje prawdziwe piękno, które w pierwszych dniach było dla mnie zupełnie niedostrzegalne. Ta teoria wydawała się być dość racjonalna, jednak nie podobała mi się. Ponieważ tamte chwile tak samo wydawały mi się niezwykle cenne. Nie tylko ze względu na nauki, które wraz z czasem wyciągałem z moich nieudolnych zachowań życiowych, ale przede wszystkim dlatego, że to właśnie wtedy poznałem kogoś, kto stał się dla mnie najważniejszy. I nigdy, nigdy nie byłbym w stanie oddać tych wspomnień, nikomu, ani niczemu, nawet dżungli. Nawet jeśli Harry był wówczas w moich oczach szalonym dzikusem z brakiem jakichkolwiek manier (kiedy w rzeczywistości było zupełnie na odwrót) i popieprzonym stylem życia, a dżungla tym, czego nienawidziłem – nigdy nie byłbym w stanie pozbyć się z mojego umysłu tamtych obrazów.

Kiedy, podczas naszej rzecznej wyprawy, się tak zamyśliłem, nie zauważyłem nawet, że Harry obserwował mnie z nieznanym mi dotąd rodzajem zafascynowania, a gdy tylko zauważył moje odwzajemnione spojrzenie, natychmiast drgnął, jakby został przyłapany podczas czegoś niestosownego. W przypływie nagłej pewności, ale też nieuświadomionej wówczas głupoty, która w przyszłości miała mi zaszkodzić, uniosłem swoje brwi w teatralnej filuterności, (zapominając na chwilę, że powinienem - przynajmniej na razie - powstrzymać się od jakiegokolwiek okazywania dwuznacznego zainteresowania jego osobą), nim sięgnąłem poza łódkę i ochlapałem go wodą, widząc jak rozdziawia usta w zaskoczeniu.

- Chyba nie wiesz, z kim zaczynasz – odpowiedział, z całych sił starając się ukryć swój śmiech, kiedy jego zwinna dłoń ochlapała moje ciało zimną bryzą wody. Przypomniała mi ona o chłodzie dzisiejszej nocy, chropowatym kocu i gorącym ciele Harry'ego, przez co przeszły mnie dreszcze. Właśnie wtedy postanowiłem zemścić się na Harrym tak, jak na to zasługiwał. Sesja ochlapywania, wbrew pozorom, trwała jedynie kilka sekund. Potem zdecydowałem się wrzucić Harry'ego do wody, śmiejąc się jak dziecko kiedy wynurzył się z niej z naburmuszoną miną (udawaną oczywiście – Harry'ego nic nie cieszyło bardziej niż zabawa i plusk wody; był jak dziecko, przysięgam). Niedługo później ja też wylądowałem w wodzie, panikując jedynie w pierwszej sekundzie, a potem ulegając zapewnieniom Harry'ego, że tutaj woda była tak samo przyjazna, jak ta w pobliżu naszego domku.

Amazonia | larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz