rozdział 21

1.5K 146 214
                                    

bycie miłym to nie to samo co wybieranie dobroci




Oczywistym było (cóż, przynajmniej dla oka zewnętrznego - dla mnie to wciąż był zawód), że obudziłem się sam. Wcale nie dlatego, że Harry już wstał. Dlatego, że w ogóle go tutaj nie było. Czekałem do... tak naprawdę nie mam pojęcia, do której godziny, jednak wiem, że naprawdę długo. Może nawet do godzin porannych. To właśnie wtedy usłyszałem Harry'ego oraz widziałem małe źródło światełka świecy w jego dłoniach. Harry bardzo rzadko używał świec, a już na pewno nie spędzał nocy wśród dżungli. Nie tylko ze względu na zagrożenia, ale przede wszystkim dlatego, że był maniakiem dbania o swój zegar biologiczny. W każdym razie, to właśnie wtedy wrócił. Ale wcale nie wszedł do domku. Poszedł w stronę hamaków.

Po tym, jak niespodziewanie doprowadziłem do naszego pocałunku, a Harry wybiegł z domku, zupełnie skonsternowany (niemal tak jakby był zawiedziony tym, że pozwolił sobie na całowanie moich ust) czułem, jak złość i wyrzuty sumienia siały spustoszenie w moim sercu. A że serce było jakoś pośrodku, to równomiernie spustoszenie to obejmowało każdą komórkę mojego ciała i uwrażliwiało ją w taki sposób, że łzy wciąż na nowo wypływały z moich powiek, nawet jeśli nie zdawałem sobie z tego sprawy.

Myśl, że Harry mnie unikał; że nie chciał już dłużej spać obok mnie; że był skonsternowany naszą bliskością oraz zawiedziony moją osobą; że być może już nigdy nie zaufa mi tak jak kiedyś – wyniszczała mnie. Dlatego, kiedy obudziłem się po raz kolejny - wraz ze świtem - moją pierwszą, naglącą myślą była konieczność porozmawiania z Harrym. Bez względu na to jak bolesne mogłoby to być doświadczenie.

Harry wstał ze swojego hamaku w tym samym momencie, co ja ze swojego łóżka. Niezły przypadek, co nie? No właśnie – nie. Jeśli przeżyjecie w dżungli kilkadziesiąt dni i doznacie tak samo dziwnego jak ja – tak silnego uczucia przywiązania do drugiej osoby – dostrzeżecie mniej lub bardziej świadomie, że nagle dwa pędy życia łączą się gdzieś w trakcie swojej egzystencji, nagle wszystkie wasze losy są ze sobą splątane, a życia zsynchronizowane. Oczywiście, nie zauważycie tego od razu. Ale tak będzie.

- Dlaczego nie spałeś ze mną? – Właśnie tym pytaniem go przywitałem. I nie czułem się już wtedy zestresowany tą rozmową. Na nowo poczułem ogarniającą mnie wewnątrz rozpacz. Ponieważ to wszystko było zbyt bolesne. Nieświadome ranienie Harry'ego, a przy okazji zadawanie sobie samemu ogromnych ran emocjonalnych – to było zbyt bolesne. Więc może dlatego zapytałem o to głosem przepełnionym zawodem, bólem i drżeniem, nawet jeśli okazanie tych emocji było ostatnim, czego w tamtej chwili pragnąłem. Choć może, tak naprawdę było jedynym czego pragnąłem. Harry nie odpowiedział mi na to pytanie, dlatego z całej siły próbując powstrzymać się od płaczu, dodałem: – Boisz się mnie? – zapytałem cicho.

- Nie – Uniósł swoje spojrzenie tak szybko, jakby poraził go prąd. - Nie, Louis. – dodał z pewnością.

- W takim razie... boisz się tego, co mógłbym ci zrobić? Że mógłbym chcieć od ciebie czegoś, czego ty nie chcesz? – Tym razem zawahał się. Krótko i niezauważalnie dla kogoś, kto nie byłby zaznajomiony z działaniem dżungli. Ale ja zdążyłem poznać już wiele jej mechanizmów, a co za tym idzie, nauczyłem się interpretować większość zachowań osoby w niej żyjącej – zachowań osoby, którą dżungla dla mnie wybrała (nie wiedziałem tego jeszcze wtedy, ale tak było). I kiedy się tak zawahał obaj już wiedzieliśmy, jak brzmiała odpowiedź na to pytanie, nawet jeśli uświadomienie sobie tego faktu było niezwykle bolesne.

- Nie – odpowiedział jednak. Ciszej, jednocześnie przegryzając swoją wargę. Wow, pomyślałem, swoim toksycznym wpływem sprawiłem, że sam zaczął kłamać. Ale Harry wydawał się być zdeterminowany, by choć w części wyjaśnić swoje zachowanie. – Chodzi o to, że wczoraj po prostu... czułem, że nie chciałeś pocałować mnie.

Amazonia | larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz