Rozdział 2

516 13 1
                                    

26.03.1943
Rozmawialiśmy długo. W tym czasie Dusia zdążyła podziękować piętnaście razy mi i Zośce za uratowanie Janka. Oboje odpowiadaliśmy że to był nasz obowiązek, nawet gdybyśmy mieli stracić życie.
-A co z Alkiem? Czemu go tu nie ma?- spytała w pewnym momencie Dusia
-A..Alek nie żyje- odpowiedziałam dziewczynie i zaczęłam płakać. Zośka przytulił mnie i zaczął głaskać po plecach. Wtuliłam się w chłopaka nadal płacząc. Po jakimś czasie zasnęłam w jego objęciach z przemęczenia i emocji.

27.03.1943 rano

Obudziłam się leżąc na łóżku. Tadeusz już nie spał. Siedział przy mnie.
-Jak się spało Lusia?- spytał chłopak
-Dobrze, a tobie?- odpowiedziałam
-Również dobrze- odparł i uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam blado uśmiech i zmieniłam pozycję na siedzącą. Zośka przytula mnie, a ja się w niego wtulam. Zostajemy w tej pozycji przez kilka minut. Nagle do sypialni wchodzi Duśka.

-O już wstaliście. Przyniosłam wam ubrania, więc się ubierzcie i chodźcie na śniadanie.- powiedziała piętnastolatka, po czym wyszła. Wzięłam moje ubrania, które przyniosła dziewczyna i poszłam do łazienki. Ubrałam się i rozczesałam włosy po czym wróciłam do pokoju. Tadeusz również był ubrany. Chociaż nie ułożył włosów.
-Idziemy?- zapytał
-Tak- odparłam chłopakowi i wyszliśmy z pokoju. Zeszliśmy na dół i weszliśmy do jadalni.
-Dzień dobry- przywitaliśmy się z Zeusem i jego żoną.
-Siadajcie i jedzcie. Po śniadaniu jedziemy zobaczyć co u Janka.- powiedział Zeus. Razem z Tadeuszem ochoczo zabraliśmy się za jedzenie, ponieważ od wczorajszego śniadania nic nie jedliśmy.

Gdy skończyliśmy jeść, wstaliśmy i pomogliśmy sprzątać po śniadaniu, po czym wraz z Zeusem i Duśką wyszliśmy z domu Domańskich.
Bez żadnych problemów doszliśmy do stacji. Pan Leszek kupił bilety i znów musieliśmy czekać.
Po 15 minutach tramwaj przyjechał a my wsiedliśmy do jedynego wagonu zarezerwowanego dla Polaków, który jakimś cudem nie był jeszcze zapełniony.

Po pół godziny drogi byliśmy już w Warszawie. Nadal milcząc skierowaliśmy się do szpitala w którym znajduje się Janek.
-Do kogo państwo przyszli?- spytała jedna z pielęgniarek po naszym wejściu.
-Do Janka Bytnara.- Powiedziałam
-Pierwsze piętro. Sala 19.- odpowiedziała kobieta. Ja i Duśka poszłyśmy przodem. Gdy weszłyśmy na piętro Duśka pobiegła do sali w której leżał Janek. Stwierdziłam że nie będę wchodzić teraz do sali, tylko dam dziewczynie czas na rozmowę z bratem.

-A ty nie idziesz?- spytał Zośka, podchodząc do mnie.
-Nie. Nie teraz. Jak chcecie możecie wejść. Ja nie jestem jeszcze gotowa. A do tego Dusia weszła.- odparłam
-No dobrze...
-Poczekasz tutaj?- spytał Zeus
-Tak...- odpowiedziałam. Tadeusz i profesor weszli do sali, a ja zostałam sama na korytarzu.
Nagle przyszła Hala Glińska.
-Słyszałam, że odbiliscie Rudego.-powiedziała
-Tak.- uśmiechnęłam się blado.
-I słyszałam też o śmierci twojego brata. Bardzo mi przykro.-dodała i przytuliła mnie. Wtuliłam się w nią i zaczęłam szlochać. Po chwili Tadeusz, zaniepokojony płaczem wyszedł z sali. Spojrzał na mnie i na Halę i uśmiechnął się blado.
-Będzie dobrze Lusia.- powiedziała Hala.

Byle do końca|| Jan BytnarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz