Rozdział10

334 11 5
                                    

30.09.1943

Uśmiechnęłam się na myśl, że to już dzisiaj. Dzisiaj biorę ślub z moim ukochanym. Zostało tylko pięć minut. Jestem bardzo zestresowana.
-Siostra, spokojnie.- powiedział Alek, podchodząc do mnie i przytulając.- Będzie dobrze.-dodaje. Po chwili już idziemy w kierunku ołtarza. 

_____________________________________________

-Nie tańczysz Tadek?- spytałam podchodząc do chłopaka. 
-Nie. Nie umiem.- odparł Zośka, patrząc przed siebie. 
-Nauczę cię. Chodź.-powiedziałam.
-Nie.... Będą się ze mnie śmiać.-odparł. Spojrzałam na niego. 
-Nie będą. Nic ci się nie stanie.-odpowiedziałam i pociągnęłam chłopaka za rękę na parkiet. 
-Ale...-zaczął chłopak.
-Bez żadnego ale.-przerwałam mu. Moja suknia była co prawda dosyć rozłożysta, ale Tadeusz wcale po niej nie deptał. Nawet dobrze mu szło. Ale się bardzo stresował.
-Nie stresuj się. Jest dobrze.- powiedziałam. Nagle uchwyciłam wzrok Janka. Był chyba lekko zazdrosny, ale tego nie okazywał.  


12.05.1944 godzina 3:22
-Janek...- zaczęłam budzić chłopaka. Gdy już się obudził, powiedziałam mu co się stało. Chłopak od razu wstał i szybko się ubrał po czym pomógł mi się ubrać. No i pojechaliśmy do szpitala.
-Co się stało?- spytała pielęgniarka, gdy weszliśmy. Janek powiedział, że mam skurcze i, że odeszły mi wody. Strasznie się stresował. Zostałam wzięta na salę. Na szczęście trafiła mi się położna, którą znałam jeszcze ze szkoły i której ufałam. Dziewczyna wszystko mi wyjaśniła i powiedziała, że musimy jeszcze poczekać, gdyż rozwarcie było zbyt małe. Po jakimś czasie poród się zaczął. Niestety Janek nie mógł przy mnie być.


Janek

Byłem strasznie zestresowany, ale stwierdziłem, że lepiej będzie jak ktoś przy mnie będzie. Zadzwoniłem więc do Tadeusza.
-Tak słucham?- powiedział między ziewnięciami chłopak.
-Szpital Ujazdowski Tadeusz. - powiedziałem.
-Janek?-spytał chłopak
-Tak. Łucja rodzi. Powiedz Dusi i przyjedź jak najszybciej.-dodałem i rozłączyłem się. Mam nadzieję, że chłopak zrobi to, co mu powiedziałem. Przyjechał wraz z Dusią po dwudziestu pięciu minutach. Siostra podbiegła do mnie.

-Tadeusz mi powiedział. Będzie dobrze.- powiedziała tuląc mnie.- Ile już jest na sali?- spytała po chwili.
-Już będzie z pół godziny.-odparłem zestresowany.
-Przyniosę ci wody.- powiedziała dziewczyna i ruszyła w kierunku, prawdopodobnie, kuchni.
-Będzie dobrze Janek. Nie powinieneś się tak stresować. Lusia będzie potem na tobie polegać.-powiedział Tadeusz.- A teraz usiądź, bo zaraz nam tu zemdlejesz.-dodał, po czym pomógł mi usiąść. Po chwili Dusia wróciła z kubkiem wody.
-Napij się Janek.-powiedziała, podając mi kubek. Upiłem kilka łyków wody, po czym zamknąłem oczy. 

Pół godziny później
Nagle pielęgniarka wyszła z sali.
-Pan Bytnar?-spytała się kobieta.
-Tak.- odpowiedziałem nadal zestresowany.
-Gratuluję. Urodziła się panu zdrowa córeczka.- powiedziała i uśmiechnęła się, po czym odeszła zostawiając mnie w osłupieniu.

-Gratuluję Rudy!-pwoiedział Tadeusz.
-Gratulacje braciszku.-dodała Dusia i przytuliła mnie.
-Dziękuję.-powiedziałem.- Mogę wejśc do sali, co nie?-spytałem.
-Tak. Z tego co mi się wydaje to tak.- powiedziała Dusia.- Idź. Łucja na pewno będzie chciała, żebyś przy niej był-dodała. 

A więc weszłem. I co zobaczyłem? Moją ukochaną karmiącą naszą córeczkę. Od razu zrobiłem się cały czerwony na twarzy i chciałem wyjść, zanim dziewczyna zauważy.
-Nie wychodź Janeczku.-powiedziała, patrząc w moją stronę. -Chodź tu.-dodała. Wykonałem jej polecenie i usiadłem na skraju łóżka na którym siedziała uśmiechnięta Łucja. Wyglądała na zmęczoną, ale szczęśliwą. Ja również się cieszyłem. Spojrzałem na małą.  Po chwili Łucja skończyła ją karmić i podała mi dziewczynkę. Wziąłem ją delikatnie. Była bardzo drobna i bałem się, że mogę jej coś przez przypadek coś zrobić.
-Nie bój się Janeczku.-powiedziała cicho Łucja.
-Jak ją nazwiemy?-spytałem.
-Olga.- powiedziała pewnie Łucja. Spojrzałem na dziewczynę.- Na pewno-dodała uśmiechnięta.



Byle do końca|| Jan BytnarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz