34. Winstony?

748 35 3
                                    

-Dzięki. - ogarnęłam się.
-Nie ma za co. - odezwał się krótkowłosy.
-To ja już pójdę. - chciałam się odwrócić.
-Może lepiej cię odprowadzimy. - zaproponował irokez.

(nie wiem jak ich nazywać xd)

-Nie trzeba, dam sobie radę. - zaczęłam odchodzić jednak nie dali za wygraną - Jeśli już musicie. - wypuściłam głośno powietrze.
-A więc co robisz sama o tak późnej porze? - odezwał się jeden z nich.
-Nic szczególnego.
-W ogóle gdzie nasze maniery? Jestem Kacper. - powiedział krótkowłosy - Ten z miotłą na głowie to Igor. - kolega uderzył go w ramię - A ten młodzieniec to Adrian. - kiwnełam tylko głową.
-A ty to? - odezwał się ten ostatni.
-Paulina. - wyciągnęłam paczkę fajek - Palice? - skierowałam otwarte pudełko w ich kierunku.
-Nie będziemy cię opalać, mamy swoje. - uśmiechnął się Igor.
-No weźcie za to, że odstraszyliście tych wariatów.
-Dobra. - Kacper wziął fajka, a za nim Adrian.
-A ty? - zaczęłam lekko machać paczką.
-Jak już nalegasz. - zaśmiał się - Winstony? - zmarszczył brwi.
-Moje ulubione. - odpaliłam fajkę.
-Tak właściwie to gdzie mieszkasz?

Już chciałam coś odpowiedzieć, ale jakby to wyglądało. Przecież nie powiem im, że w domu dziecka.

-Niedaleko, w sumie to na Namysłowskiej. - podałam ulice Gabi.
-To jakieś pięć minut drogi. - akurat przechodziliśmy obok mojego ośrodka.

Widziałam światło zapalone w gabinecie mojej opiekunki, świetnie. Oznacza to, że czeka na mnie, a jak tylko wrócę to znowu będzie darcie ryja i groźby przeniesieniem go gorszego sierocińca.

Dlatego postanowiłam podać ulice Gabi, znam kod do jej klatki, więc spokojnie sobie wejdę, poczekam aż oni pójdą i wrócę do ośrodka.

-Znałaś tych chłopaków co cię napadli? - zapytał Kacper.
-Nie, a wy ich znaliście? - spojrzałam na Igora.
-Można powiedzieć, że tak. - odezwała się miotła.
-Ale powiem ci, że miałaś jaja. - zaśmiał się Adrian.
-Chyba nie rozumiem. - zmarszczyłam brwi.
-Sama na czterech chłopaków, jeszcze tak pyskować. No nie każda dziewczyna by się odważyła.
-Dzięki? - powiedziałam niepewnie.

W sumie to rozmawialiśmy o jakichś pierdołach, nic specjalnego.

-Okej chłopcy. - odwróciłam się twarzą do nich - Oto moja klatka.
-Dasz już radę? - zapytał Kacper.
-Pewnie, że tak, jeszcze raz wielkie dzięki. - zbiłam z każdym żółwika.
-Może jakiś kontakt, żeby się spotkać? - zaproponował Adrian.
-Mogę Ci podać mój numer.

Później weszłam na trzecie piętro i czekałam chwilę aż odejdą. W ośrodku miałam nieźle przesrane, ale później było okej. Czyli tak jak zwykle.

Z chłopakami nie mam kontaktu do dziś, żaden z nich się nie odezwał, a ja nie posiadałam ich numerów.

Teraźniejszość

Po słowach Dawida, a raczej jego pytaniu zapadła między nami dosyć długa cisza.

-Dobra, rozumiem. Masz rację. - chłopak zaczął się zbierać.
-Wybacz, ale to chyba jeszcze nie czas, żebyśmy spędzali czas tylko we dwoje. - zacisnęłam usta, a blondyn stanął jak wryty.
-Czy ty coś jeszcze do mnie czujesz? - wypalił po chwili ciszy.
-Dawid, przecież to oczywiste, że tak. Byłeś moją wielką miłością, czternaście lat byłam w tobie zakochana. No i dalej to uczucie jest, ale z każdym dniem gaśnie. - łzy pojawiły mi się w oczach.
-Dlaczego pozwalasz mu gasnąć? - podszedł bliżej.
-Doskonale wiesz jak wyglądał nasz związek, ciągle były jakieś kłótnie. Nie dawałam rady psychicznie, dodatkowo ta ostatnia noc, opuchlizna z ręki zeszła mi po dwóch tygodniach. Zrozum, że nie chce znowu tego przechodzić. - złapał mnie za rękę, pocałował ją i zaczął gładzić.

Tak, zgadza się, dokładnie za tą samą rękę, którą te lata temu mi uszkodził.

-Proszę cię. - zauważyłam, że ma w oczach szklanki - Czy nie możemy spróbować jeszcze raz? Obiecuje, że się zmienię i nie będę już taki zazdrosny.
-Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. - zabrałam od niego swoją rękę - Przepraszam, ale teraz wyjdź. - kilka łez spłynęło po mojej twarzy.

Blondyn bez słowa wyszedł. Doceniam to, że uszanował moją decyzję. Robił to zawsze, pomimo jakby mu nie odpierdalało z zazdrości zawsze uszanował moją decyzję i do niczego mnie nie zmuszał.

Byłam zmęczona psychicznie, za dużo się dzieje. Chciałabym wyjechać na wakacje, gdziekolwiek byleby jak najdalej. Niestety nie mogę, gdy tylko wyjdę ze szpitala muszę ogarnąć zaległości dotyczące firmy.

Wzięłam do ręki telefon, który był na stoliku nocnym i napisałam do Gabi, aby przyniosła mi laptopa. Pracując na nim odkuje trochę te zaległości.

* * *

-A więc chciał, abyście spróbowali jeszcze raz? - Gabi zmarszczyła brwi.
-Tak, ale nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. - upijam łyk herbaty z automatu, którą przyniosła mi Gaba.
-A jak z Igorem? - spojrzałam na nią pytająco - Długo u ciebie siedział wczoraj.
-Tak, ale nie rozmawialiśmy. - opadłam na poduszkę.
-Wiesz, że dzisiaj będziesz musiała z nim porozmawiać. - spojrzała na mnie z troską.
-Wiem, nie mogę go zostawić bez wyjaśnień. - przymknęłam oczy - Zasługuje na nie.

Między nami zapanowała cisza, była ona nam potrzebna, mogłyśmy na spokojnie przemyśleć wszystko co się teraz dzieje.

-Zasługujesz na wakacje. - przerwałam ciszę.
-Po czym stwierdzasz? - uśmiecha się półgębkiem.
-Po oczach. - zaśmiałam się, ale to nie był żart, znamy się tyle, że wiem o tym, że jej oczy tracą naturalny blask, gdy jest zmęczona - Jak wyjdę ze szpitala to wyjedź gdzieś z Adrianem.
-Nie wiem czy mogę cię zostawić, dopiero co cię postrzelono.
-Dam sobie radę z firmą, a jeśli nie to mam asystentkę, ewentualnie chłopcy coś pomogą.
-Może i tak.

Już miałam coś powiedzieć, ale naszą rozmowę przerwały otwierające się drzwi.

-Cześć Igor. - moje tętno przyśpieszyło.

Fuck it |ReTo| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz