65. Rozwal Ich

381 25 4
                                    

-Przykro mi, ale to niemożliwe. - odezwałam się szorstko.
-Czemu? - zmarszczyła brwi.
-Po prostu nie, wracaj do pracy. - wlepiłam wzrok w papiery.

Dopiero, gdy usłyszałam dźwięk zamykania drzwi odetchnęłam z ulgą. Nie znam tej laski, a jednak czuję, że może być kimś ważnym dla mnie, mam taki szósty zmysł do ludzi. Nie ukrywam, jest możliwość, że to moja rodzina, ale siostra? Niemożliwe, przecież byłybyśmy razem w domu dziecka. Poza tym w dniu ich śmierci miałam pięć lat, a ona nie miałaby wtedy roku.

Z głową w chmurach kontynuowałam pracę, chce to skończyć i wrócić do domu. Na szczęście dzisiaj nie mam żadnego wyścigu i spędzę trochę czasu z chłopakiem.

* * *

-Kochanie. - Igor przedłużył ostatnią literę.
-Słucham cię. - usiadłam na kanapie.
-Pamiętasz jak mówiłem Ci, że po powrocie z Anglii chce cię zabrać w jedno miejsce? - zajął miejsce obok mnie.
-Ale było trochę nie po drodze. - uśmiechnęłam się na wspomnienie, które jednak nie było takie pozytywne.
-No właśnie. - na jego twarzy pojawił się grymas - Masz może wolny weekend? - spojrzał na mnie z nadzieją w oczach.
-Sprawdzę. - weszłam w kalendarz.

Zauważyłam, że w piątek mam kropkę, w ten sposób zaznaczam wyścigi.

-Mówiąc weekend jakie dni masz na myśli? - wyłączyłam telefon.
-Sobotę i niedzielę. - trochę mi ulżyło.
-W takim razie jak najbardziej mogę. - złożyłam krótki pocałunek na jego ustach.

Gdy chciałam się odsunąć szatyn chwycił mnie za tył głowy i uniemożliwił mi to. Miłą chwilę przerwał nam głos mojej przyjaciółki.

-Wy wiecie, że ja jestem za młoda na bycie matką chrzestną. - opierała się o framugę drzwi.
-Miałam ci powiedzieć to samo. - zaśmiałam się.
-To znaczy? - zmarszczyła brwi.
-Na weekend masz wolną chatę. - Igor poruszył zabawnie brwiami.
-Gdzie jedziecie? - przysiadła się do nas.
-Właśnie Igor. - odwróciłam się do chłopaka.
-A to będzie niespodzianka. - zmrużyłam na niego oczy - Już, bo za chwilę zmienię się w kamień. - zasłonił się rękoma.
-A więc masz mnie za Meduzę? - założyłam ręce na klatce piersiowej.
-To była kobieta o wyjątkowej urodzie. - chciał się wybronić.
-Ale później za karę przemieniła się w stworzenie napawające strachem. - uśmiechnęłam się triumfalnie wiedząc, że mam rację.
-Nie wiedziałem, że znasz się na mitologii.
-Wielu rzeczy o mnie nie wiesz. - pstryknęłam go w nos.

Pół godziny później dołączył do nas Adrian, całą czwórką obejrzeliśmy film.

* * *

-Gotowa? - podszedł do mnie Kuba.
-Jak najbardziej. - założyłam kask.
-Rozwal ich. - poklepał mnie po plecach.

Usiadłam na maszynie i po sekundzie usłyszałam jej piękny warkot. Chwilę później znalazłam się na torze, na szczęście dalej jestem anonimowa. Nie wybrałam sobie ksywki, po pierwszym wyścigu ludzie sami zaczęli na mnie mówić atomówka i jakoś tak zostało.

Przed nami pojawiła się jakaś nastolatka, była skąpo ubrana, a w dłoniach trzymała czerwoną chustę. Na jej znak wyruszyliśmy.

Okrążenia mijały jak szalone ciągle prowadziłam, gdy jakiś chłopak chciał mnie wyprzedzić. Szybko zmieniłam bieg, przez co znalazłam się kolejne metry przed nim, nagle usłyszałam głośny strzał. Kierownica zaczęła mi latać, a ja zaczęłam kontrować by zachować równowagę. Sekundę później przekroczyłam linie mety, po zatrzymaniu się mogłam na spokojnie znaleźć źródło moich problemów.

Ten widok był tragiczny, chłopak chciał mnie wyprzedzić, jednak opona mu poszła, a to zakończyło się złamaniem otwartym. Eksplozja była na tyle mocna, że i mnie dosięgnęła. Chyba dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego jak niebezpieczne jest to co robię, przecież to ja mogłabym być na jego miejscu.

Do żywych przywołał mnie głos Kuby, który ogłosił, że wygrałam. Jak to zwykle po wyscigach ludzie przychodzą po zdjęcia czy autografy. Do mnie ustawiła się mała grupka, którą szybko ogarnęłam. Miałam już jechać do boxu się przebrać, jednak zatrzymał mnie znany mi głos.

-Można zdjęcie? - odwróciłam się i zobaczyłam moją asystentkę.

Nigdy się nie odzywam, komunikuje się za pomocą gestów, więc pokiwałam twierdząco głową. Dziewczyna wykonała kilka szybkich zdjęć, gdy już odchodziłam po raz kolejny mnie zatrzymała.

-To było niesamowite, jak poradziłaś sobie z kierownicą, przez moment myślałam, że już z tego nie wyjdziesz. Serio, wielkie gratki. - mówiła z uśmiechem, a ja pokazałam jej kciuk w górę - Ty się nigdy nie odzywasz? - przekręciła głowę, jakby chciała przejrzeć przez ciemną szybkę, która trzymała moją twarz w tajemnicy, a ja pokręciłam twierdząco głową - Rozumiem, anonimowość. - gestem ręki przyznałam jej rację - Dobrze, pewnie jesteś zmęczona, nie męczę cię już. - odeszła, a ja odetchnęłam z ulgą.

Chwila, ona ma szesnaście lat i znajduje się w takim miejscu o takiej godzinie?! Odstawiłam maszynę do przyczepy, przebrałam się w normalne ciuchy i poprawiłam włosy oraz makijaż. Po kryjomu opuściłam box i poszłam szukać mojej praktykantki.

Ujrzałam ją w dużo starszym towarzystwie, dziewczyny wyglądały jakby ktoś je z klubu wyciągnął. Podeszłam do Poli od tyłu i delikatnie chwyciłam ją za ramię, gdy się odwróciła uśmiech zszedł jej z twarzy.

-Hej, co tutaj robisz? - zaczęła niepewnie.
-Sprawdzam lokalną rozrywkę, a ty? - przekrzywiłam głowę.
-Ja również. - zaśmiała się nerwowo.
-A czy ty nie jesteś za młoda, by przebywać w takim miejscu, zważając na to, że jest grubo po północy? - uniosłam brew, dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć - Tak też myślałam, zawiozę cię to domu. - chwyciłam ją za rękę.

Ja rozumiem jak to jest być młodym, sama popełniłam wiele błędów, ale z jakiegoś powodu nie chce pozwolić, by ona robiła to samo. Chwilę później byłyśmy w drodze.

-Jaki adres? - skręciłam w lewo.
-Namysłowska osiem. - widziałam, że kręci, coś jest w niej podobnego do mnie i to cholernie.
-Wiesz, że odprowadzę cię pod drzwi? - po raz kolejny się zakłopotała.
-Aleja wojska Polskiego. - wypuściła głośno powietrze.
-Co tam robiłaś? - zatrzymałam się na światłach.
-Spotkałam się ze znajomymi. - bawiła się palcami.
-Twoi rodzice wiedzą? - uniosłam brew.
-Moi rodzice nie żyją, zmarli jak miałam kilka miesięcy. - jej słowa zszokowały mnie.
-A więc kto cię wychowuje? - udawałam twardą.
-Dziadkowie. - spojrzała na mnie.
-Wiedzą? - uniosłam brew.
-Nie, powiedziałam, że idę na noc do koleżanki. - gdy pojawiło się zielone światło, ruszyłam dalej.
-Gdzie miałaś zamiar spędzić tą noc?
-Ze znajomymi.
-Wiesz jakie to nieodpowiedzialne? To naprawdę niebezpieczne miejsce, a twoi znajomi też nie wydają się pewni.
-Czemu cię tak interesuje moje życie?

Fuck it |ReTo| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz