十六

210 19 6
                                    

Słodki zapach róż roznosił się wszędzie, gdzie tylko się spojrzało  dało się zauważyć masę martwych ciał łowców jak i wampirów. Polegli w idei lepszego dobra dla przyjaciół, dla rodziny. Ale czy ktoś o nich się dowie ? Ktoś zapamięta?  

Changkyun wydawał się znać odpowiedź na pytania, które od lat kłebiły się w jego głowie. Miał sporo czasu żeby przemyśleć wszystko. Nieprzespane noce, których głównym powodem był natłok piętrzących myśli.

Czy widział siebie jako ktoś inny niż łowca?

Ciężko było znaleźć chłopakowi sobie rolę życia jeśli odszedł by z agencji. Ale znalazł ją wraz z pojawieniem się czerwonowłosego wampira, który z niezwykłą delikatnością wprowadził go w bańkę szczęścia. Kiedy patrzył na Joo widział siebie wraz z nim żyjąc spokojnie  zdala  od obowiązku oddania swojego ostatniego oddech sprawie, która nic nie zmieni.

Nie ważne ile anielskich dzieci by poległo wojna  i tak będzie trwać. Zawsze pojawi się ktoś kto zniszczy harmonię między światami.

Zawsze stanie się coś co zbierze bolesne żniwo w niewinnych istotach.

~☆~


Cały we krwi ledwo stał na nogach na samym dachu wysokiego budynku próbując walczyć z królem dzikich wampirów. Od początku wiedział że nie ma szans a jego porażka  będzie oznaczała śmierć. Ale nie mógł się poddać. Nie teraz kiedy są tak blisko wygranej. Nie może pozwolić tej kreaturze śmiać mu się w twarz. On ma  dla kogo walczyć. Dla wszystkich poległych braci. Dla żywych, którzy nadal ryzykują. Dla ludzi zaślepionych błahostkami. Dla Jooheon'a, który podarował mu miłość, której tak rozpaczliwie potrzebował.

W myślach modlił się do Archaniołów by dodali mi sił. Jemu i jego bracią. By ponieśli ich na swoich skrzydłach ku lepszej przyszłości.

Podniósł dumnie głowę do góry łapiąc za anielskie ostrze, które od razu odzyskało fioletową poświate. Wiatr delikatnie muskał jego poranione policzki a deszcz moczył odzież jak i włosy. Czuł się silniej wiedząc że ma dla kogo walczyć. Ból nie odszedł lecz determinacja Im'a przyćmiła go momentalnie.

Uniósł ostrze do góry kiedy maszkara rzuciła się na niego z pazurami. Nie myślał. Działała instynktownie rozcinając pomarszczoną skórę, pod której zaczęła się sądzyć zgniło zielona maź.

Słodki zapach rozkładającego się ciała uderzył w powonienie  Changkyun'a, który czuł jak zawartość żołądka wręcz podchodzi mu do gardła.

Ale nie miał czasu żeby pokazać słabość jaką był chociaż by odruch wymiotny.  Musiał przekuć słabość oraz gniew w siłę, której powoli mu brakowało.

Z coraz większym trudem unikał ciosów maszkary, która w przeciwieństwie do niego nie czuła bólu, który powoli paraliżował jego wiotkie ciało.   Czuł gniew przez własną słabość jaką było wykończone ciało, które  wręcz błagało by odpoczął chociaż przez moment. 

Jednak teraz nie miał nawet chwili żeby złapać oddech a co dopiero odpocząć.

Jeszcze chwila o będzie po wszystkim, przynajmniej taką Chnagkyun ma nadzieję.

Wybuch pod ich stopami o mały włos nie zwalił łowcy z nóg.

Przez wybuch budynek zaczął się walić jak lichy  domek z kart. Utrzymanie równowagi momentami było wręcz niemożliwe.

Nie miał już siły żeby trzymać się na nogach, ostatkiem siły udało mi się poważnie zranić maszkare, która niestety odpłaciła  się znacznie gorzej niż on.  Dziki wampir uderzył go na tyle mocno że jego słabe ciało poleciało w dół ostatecznie ciągnąc kreaturę ze sobą.

Spadał w dół otoczony zapachem róż, płomienie, które otaczały wszystko boleśnie głaskały jego poranione plecy. Ale to już nie było ważne. Stał się lekki na duchu po całym tym cierpieniu i bez zmartwień zamknął zmęczone oczy.

Oczami pamięci widział Jooheon'a, który leżał razem z nim w łóżku śmiejąc się z historii wampira o tym jak  jakimś cudem wyrzucił fortepian przez okno..

Widział uśmiech, który swoim pięknem odgarniał źle myśli krążące w jego głowie. Uśmiech, który witał go zawsze kiedy budził się u Boku Lee, który okazał mu więcej miłości niż zasługiwał.

Lee Jooheon, wampir z popapranym życiem, stał się jego ostoją, bezpieczną przystanią gdzie mógł odpocząć bez zbędnych pytań.

Nie chciał odchodzić kiedy odnalazł swoją miłość, która musiała się cholernie martwić o niego. Nie chciał zawieść wampira ale nie potrafił  już walczyć.

Nie miał siły żeby chociaż otworzyć oczy, by ostatni raz spojrzeć w niebo, które ubolewało nad cierpieniem niewinnych łowców oraz wampirów, którzy oddali już swoje  dusze.

Młody łowca nie mógł pogodzić się z tym że zostawi tego kochanego mężczyznę samego nawet bez pożegnania. Chciał mu jeszcze tyle powiedzieć. Okazać miłość, która była zarezerwowana tylko dla wampira.

Nie zdążył mu nawet powiedzieć tych dwóch magicznych słów, które zmieniły  by wszystko.

Zwykle kocham Cię skierowanie dla tego jedynego ukoiło by jego złamane serce, które tylko Joo  mógł naprawić.

Po bladym policzku spłynęła ostatnia łza zanim oddał się w ręce  mrocznego anioła, który miał ponieść jego dusze do lepszego miejsca gdzie czeka na niego rodzina.

Z sinych  ust uleciały ostanie słowa, które poniósł wiatr w płaczące niebo, które swoimi łzami próbowało wynagrodzić wszystkie krzywdy, które spotkały tego małego chłopca o szklanym serduszku...

Hello Angel {1} [Jookyun]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz