30. Złam mi serce, Murphy

421 57 25
                                    

— Jestem tak zestresowana — przyznałam, wycierając swoje wilgotne od potu dłonie o dresy, które miałam na sobie.

Właśnie miała odbyć się nasza ostatnia próba przed Coachellą i byłam niesamowicie zdenerwowana tym faktem. Już nie było czasu na wprowadzanie poprawek, które i tak robiliśmy przez ostatnie trzy miesiące. Teraz to tylko przypomnienie i ewentualne doszlifowanie.

Co zrobiliśmy przez ostatnie trzy miesiące? Och, było tego całkiem sporo. Przede wszystkim zyskaliśmy siebie nawzajem. To było najważniejsze. Zawarliśmy nowe przyjaźnie, jak i związki. Spędziliśmy w swoim towarzystwie strasznie dużo czasu. Nauczyliśmy się rozwiązywać konflikty, chociaż i z tym nie zawsze było dobrze. Dowiedzieliśmy się, jak możemy pomagać sobie nawzajem i w codziennych sprawach, i w tych innych. Jak ufać drugiej osobie i jak jej nie krzywdzić.

Stworzyliśmy pięć świetnych piosenek, które będziemy mieli w sercu do końca życia. To one opowiedziały naszą historię, ostatnie miesiące naszego życia. Rozpoczynając od złamanego serca Xaviera, do utworu miłosnego o mnie i dla mnie. Zapisaliśmy to wszystko w muzyce i to było najpiękniejsze. Mogliśmy do niej wracać o każdej porze dnia i nocy, przy znajomych, czy rodzinie.

I nieważne, czy jakakolwiek wytwórnia muzyczna się nami zainteresuje. Byliśmy razem i zawsze będziemy. Nie poddamy się. Będziemy tworzyć coraz to lepszą muzykę, nawet bez pomocy profesjonalistów. Będziemy się przy tym świetnie bawić i wspominać. Będziemy uczyć innych i zarażać ich swoją pasją. Bo to było najcudowniejsze. Mogliśmy swoją muzyką uszczęśliwiać innych, poprawiać im humor i rozweselać.

— Puedes hacerlo, corazón — szepnął mi do ucha Dymitr, kiedy stanęłam na swoim miejscu, przy środkowym mikrofonie. Posłałam mu ciepły uśmiech, który od razu odwzajemnił.

Co zrobiłam przez ostatnie trzy miesiące? Nauczyłam się języka hiszpańskiego. Był to przepiękny język i z każdym kolejnym dniem chciałam go szlifować, aby w końcu mówić w nim płynnie.

Moje nogi miękły, kiedy Castillo wypowiadał do mnie coś w tym języku. Mógł mówić cokolwiek, najgłupszą na świecie rzecz, ja i tak traciłam resztki zdrowego rozumu i się rozmarzałam. To było coś cudownego. Jego głos był cudowny.

Rozumiałam coraz więcej z tego, co mówił i niesamowicie się z tego cieszyłam. Nie musiałam już marszczyć brwi i błagać go o przetłumaczenie i to właśnie było wspaniałe.

Zaczęliśmy grać pełną parą szybką, rytmiczną i taneczną piosenkę. Och, kochałam ją. Śpiewałam szczęśliwa i pełna energii. Czułam się świetnie, wyśmienicie. Byłam z nas dumna. Z całej naszej piątki, bo gdyby nie Avril, pewnie nie dalibyśmy sobie rady z ogarnięciem takiej ilości koncertów. Była niezastąpiona.

Godzinę później przyszedł czas na próbny makijaż i fryzury. Wszystkim, jak zwykle, miała zająć się Avril. Zajęło jej to dużo czasu, mimo że już wcześniej wiedziałyśmy, co chciałam zrobić. Dobierałyśmy najodpowiedniejsze kosmetyki, aby wszystko wytrzymało jak najdłużej i wyglądało jak najlepiej.

W końcu wyszło na to, że zaszalałyśmy. Oprócz podstawowych kosmetyków, których używałam na co dzień, dołożyliśmy cienie do powiek w kolorze różowym, który idealnie pasowałby do mojej kreacji. Usta były intensywne i wydawały się znacznie większe, co niezmiernie mnie ucieszyło. Wyglądałam pięknie, nawet jeśli cała się błyszczałam i gdybym wyszła tak na ulicę, ludzie by się ze mnie nabijali. Ale nie na Coachelli, tam mogłam szaleć, ile chciałam.

Wybrałam podobną, co makijaż, kreację. Czyli długą aż do ziemi i z dużym rozcięciem po boku, sukienkę, czyli coś, co kochałam najbardziej. Była zwiewna, nieprzylegająca, dzięki czemu nie musiałam się obawiać, że będzie mi w niej zbyt gorąco albo zbyt niewygodnie.

Silent Sirens ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz