[𝟑] 𝐅𝐞𝐞𝐥𝐬

4.3K 329 68
                                    

" Co ja mam ci powiedzieć, tato? "

               Okularnik zamknął drzwi, siadając szybko na łóżku. Przyciągnął do klatki piersiowej swe kolana, które otoczył ramionami. Sam schował głowę, starając się kontrolować bicie serca oraz odgarnianie niechcianych łez.

Nienawidził tych momentów, kiedy czuł się tak bezsilny, a to uczucie towarzyszyło mu niestety często.

Syknął cicho, wyczuwając czyjąś obecność tuż za drzwiami. Lecz zapach tej osoby był tak błogi, sprawiając, że czuł się już lepiej. Tylko trzy osoby posiadały taki zapach.

Regulus, lecz ten musiał opuścić ich dom.

Jego ojciec również zniknął z Blackami.

Tak też została jego mama.

— Z sypialni wyczuwam twój humor, Harry — usłyszał, kiedy ta otworzyła drzwi, patrząc na swego syna.

Matka ze swoimi dziećmi zawsze miała specjalną więź. Były o wiele bardziej wyczulone na ich emocje, potrafiły je bardzo dobrze wyczuć, poza tym, że one nosiły ich dziewięć miesięcy w brzuchu, to zapach również się niewiele zmieniał. Dla wszystkich innych był to niewyczuwalne, tylko same dzieci uspokajały się za każdym razem, gdy poczuły dotyk matki.

Z ojcami było podobnie, lecz ci nie potrafili wyczuć tak dobrze ich emocji i nie przynosiły aż tak dużej ulgi jak matki, lecz byli w stanie uspokoić dziecko, co prawda z większym wysiłkiem, ale wciąż działało.

Zdarzało się, że dziecko wychowałoby się ze samym ojcem, wtedy ten zapach o wiele bardziej się zmieniał. Lecz takich przypadków było doprawdy mało, ponieważ omegi jak i bety są przystosowani do rodzenia dzieci, mówmy oczywiście o kobietach.

Mugole nie zdają sobie sprawy jak czarodzieje płakali ze śmiechu, kiedy czytali, że mężczyzna omega potrafi rodzić.

— Dwa dni — wyszeptał. — Nie będę przy was długi czas, bardzo długi. Wiem, że w szkole będzie Regulus, McGonagall i Dumbledore, ale ci nigdy nie będą cały czas. Sprytne alfy znajdą lukę oraz mnie samego, bez możliwości do wołania o pomoc. Może i potrafię dużo zaklęć, bo mnie do tego przygotowywaliście, ale... ugh, wiesz — westchnął, unosząc głowę ze zaszklonymi oczami.

Lily delikatnie usiadła obok niego, otaczając go swymi ramionami. Okularnik, nie mogąc się powtrzymać, odsunął swe kolana, aby wtulić się w swa matulę.

— W takim razie znajdź kogoś, kto będzie przy tobie. Tak jak Syriusz przy twoim tacie. Jak Dorcas przy mnie. Znajdź przyjaciela, możesz nawet i mieć ich kilku, ale ty wiesz, o czym mówię, oczywiście, że zdajesz sobie z tego sprawę, ponieważ jesteś inteligentnym chłopakiem.

— Weasley'owie nigdy nie staną się moim bliskimi przyjaciółmi. Coś mnie powstrzymuje, mówi, że to nie te osoby — westchnął.

— W takim razie posłuchaj swe intuicji. Kto wie, może twój przyjaciel już czeka na ciebie przy stole, pomimo że nie znasz imienia tej osoby.

— A co, jeśli nie trafię do Gryffindoru?

— Harry, nie zmuszam cię, abyś do niego trafił — mruknęła rudowłosa, poprawiając przydługie kosmyki włosów syna, które pod koniec zakręcały się. — Trafisz tam, gdzie tiara uzna za stosowne. Nikt ciebie nie znienawidzi, jeżeli staniesz się Ślizgonem, nawet jeśli Syriusz za nimi nie przepada. Możesz trafić do każdego z domów, ponieważ jestem pewna, że do nich się nadajesz. Powinieneś się nie martwić tym, do którego domu trafisz, tylko o to, czy tiara podejmie trudną decyzję dla specjalnego ucznia, wybiegającego poza normę.

— Mamo... — westchnął, zaciskając powieki. — B-Boj- — nie mógł przełknąć dwóch słów przed gardło.

— Wiem — wyszeptała zielonooka, przytulając mocniej swego jedynego syna. — Wiem.

***

Harry smętnym wzrokiem spoglądał na obiad, miętoląc widelcem w nich, nie mając dużej ochoty na zjedzenie.

To już jutro, Harry James Potter pojedzie do hogwartu na szósty rok.

— Synu — odezwał się starszy Potter, gdy jego żona odeszła od stołu, kierując się do kominka, gdzie pilnie musiała przenieść się do swej przyjaciółki.

Nie dostając żadnej odpowiedzi, zasiadł koło Harry'ego, kładąc dłoń na jego ramieniu.

— Jak się czujesz? — spytał, pomimo że to pytanie było zbędne, gdyż ten wiedział co drugi czuł.

— Źle — odparł krótko. — Mogę iść do pokoju?

— Harry... — westchnął James.

— Co ja mam ci powiedzieć, tato? — jego głos znacznie się załamał. — Może z początku byłem jakkolwiek optymistycznie do tego nastawiony, bo nie mogę ukrywać się przed całym światem, bo w ten sposób nigdy nie znajdę kogokolwiek. A teraz? Teraz chcę uciekać, nie chcę tam iść, po prostu... nie.

— Jeżeli nie chcesz, to możemy to odwołać. Decyzja zależy od ciebie, pamiętaj jednak, że to twoja jedyna szansa, taka druga nigdy się nie trafi, a Hogwart to piękne miejsce, piękniejsze od wszystkiego, co widziałeś. To tam poznałem twoją matkę i swoich przyjaciół, raczej stało się to w pociągu. Ah tak, pociąg. Jestem zdania, że to właśnie tam można odnaleźć prawdziwych przyjaciół, którzy są tak samo zagubieni jak ty.

— Pociąg? — Harry uniósł brew. — Mam odnaleźć przyjaciół w cholernie tłocznym miejscu, gdzie prędzej ktoś mnie staranuję nim znajdę wolny przedział?

— Dokładnie — James skinął głową. — I nie przeklinaj.

— Cholera to nie przekleństwo! — oburzył się młodszy, wydymając wargi. — Mama nic mi nie mówi.

— Mówisz tak przy matce?

— Może — burknął zielonooki, odbiegając wzrokiem.

— Wiedziałem, że Syriusz to jednak złe towarzystwo. Ta cholera jedna ciągle przeklina.

— Ty też to robisz.

— Nieprawda.

Harry jedynie zaśmiał się cicho, udając, że wcale nie usłyszał parę sekund temu tej cholery.

^^^^^^

kolejny rozdział — za trzy dni [ 15.12.2020 o 15:00 ]

PRZEPRASZAM ZA SPÓŹNIENIE! 

𝐈 𝐋𝐎𝐕𝐄 𝐘𝐎𝐔 | 𝐃𝐑𝐀𝐑𝐑𝐘 𝐀/𝐁/𝐎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz