[𝟏𝟕] 𝐖𝐢𝐧

3.2K 319 167
                                    

Ten rozdział jest wspomnieniem, które ukazał Harry, Syriuszowi oraz Jamesowi

" Pottah "

              Stadion wrzał. Żaden z zawodników jeszcze nie wyszedł, a można było usłyszeć oklaski, krzyki, rozmowy czy głos komentatora, kłócącego się z McGonagall.

— ... Potter! — kapitan zwrócił się do omegi, słuchającej całego jego wywodu. — Żebyś złapał znicza, jak wykazałeś się na próbach. — mruknął. — Zrób to w mniej niż dziesięć minut, a obiecuję ci, że za rok zostaniesz kapitanem, gdy ja odejdę.

— Dam radę w koło siedem, osiem. — rzekł pewien swych umiejętności Harry. — Tylko nie licz i wyłącznie na mnie.

— Ścigający dostają ode mnie zbyt dużo krzyków, by spieprzyli ten mecz. Wygramy go z palcem w dupie. — spojrzał na obrońcę drużyny, Rona, który dobrze spisywał się w swej roli. — A tobie ten palec włożymy najbardziej, Weasley. — rudzielec przestał się śmiać, lecz za to przewrócił oczami i pokazał jedynie środkowego palca.

— Szykuj dupę, Kapitanie.

— Masz szczęście, że w naszej drużynie znajdują się kobiety, więc od siebie więcej nie dodam. — chwytając miotłę, przewrócił oczami. — A teraz panowie i panie, wygramy ten mecz. Nowy skład, nowa taktyka, może i ten sam Kapitan, ale za rok będziecie i tak mieli innego.

Gryfoni wsiedli na swe miotły i wylecieli w szybkim tempie, jaki pierwsi na stadion, powodując, że Gryffindor zaczął już wiwatować. Chwilę po nich rozpoczął Slytherin, kiedy i zjawili się Ślizgoni z Malfoy'em na czele.

— Kapitanowie! — ci zbliżyli się, słysząc krzyk nauczycielki. — Podajcie sobie dłonie. — zrobili to niechętnie, wywiercając w sobie wzrok. — To ma być czysta i uczciwa gra, inaczej będzie dyskwalifikacja.

Znicz uciekł już z pudełka, a kobieta wsadziła gwizdek pomiędzy swe usta, kiedy wszyscy ustawili się na swoje pozycje. Nadszedł gwizd, a kafel zjawił się w powietrzu.

— Ślizgoni jako pierwsi przechwycili kafla. — rozpoczął komentator. — Na nieszczęście gryfonów, ci zbliżają się w zastraszającym tempie do rzutu, omijają sprawnie wszystkich ściągających, mają idealnie pusto! Przygotowuje się do rzutu, kafel leci! Ale chwila, czy wy to widzicie? — wszyscy zainteresowani spojrzeli na kafla, który po chwili został przechwycony w ostatniej chwili. — WEASLEY ZŁAPAŁ KALFA!

— GRY-FFIN-DOR, GRY-FFIN-DOR! — krzyczeli szczęśliwi gryfoni, natomiast ślizgoni jedynie przewracali oczami, krzywili twarze, czasem klaskali, gdy ich dom dobrze zagrał, ale czekali aż wygrają i sobie pójdą.

Wówczas Harry okrążał stadion, w poszukiwaniu znicza, który niedawno mignął mu przed oczami. Utrudniał mu fakt, że na ogonie miał szukającego Slytherinu, chcącego go zdenerwować i zdekoncentrować.

— Pottah! — słyszał za sobą, lecz gnał do przodu, mając nadzieję, że ten odpuści. — Pottah! — Draco dogonił go, z widoczną dumą na twarzy. — Pierwszy mecz i stres, prawda? Mówiłem ci, byś odpuścił, nie za wiele tutaj zdziałasz. — zaśmiał się blondyn.

— Gryffindor wygrywa trzydzieści do piętnastu, a tymczasem ich szukający bezwstydnie ze sobą flirtują! — rzekł rozbawiony komentator. — Jednak nie, to Malfoy próbuje swych szans do Harry'ego Pottera, który sprawnie go ignoruje, musimy mieć nadzieję, że ci pamiętają, że są w trakcie ważnego meczu i nie pora na takie sprawy.

Harry, mając już dosyć, zanurkował ostro, wyrównując się tuż przed ziemią, uprzednio stając na miotle, jakby był na mugolskiej desce, gdyż zegnął kolana, a jedną dłonią trzymał trzonu, mocno pchając w swoją stronę. Załapał równowagę, wyciągając dłoń przed sobą, z zaciętą miną.

— Potter zaraz złapie znicz!

— Nie tak prędko, Potter. — usłyszał tuż koło siebie.

Zerknął kątem oka, dostrzegając Malfoy'a z zuchwałym uśmiechem.

— Widziałem go już od początku, nie zakładałem, że ty go zdołasz zobaczyć po pięciu minutach.

— Ugh, zamknij się, Malfoy. — prychnął Potter, na co Draco uniósł brwi, ponieważ omega emanowała zazwyczaj spokojem jak i cierpliwością.

Gniew u bruneta był czymś doprawdy zadziwiającym. Nawet jego rodzina mało co widziała go zdenerwowanego. Przez większość czasu był znudzony, obojętny czy zniesmaczony, lecz nie syczał na nikogo, nie wyzywał, a jak już to milczał.

— Ostry język, lecz nim nie zdziałasz za wiele. — blondyn bezwstydnie próbował go wyprzedzić, a Harry czuł, jak koniuszki jego palców ocierają się o znicz.

Wiedział, że zostało mu niewiele, a sam nie unosił się więcej niż pięć czy sześć metrów nad ziemią.

Ryzykować? — naszła mu myśl. — Zrób to w mniej niż dziesięć minut, a obiecuję ci, że za rok zostaniesz kapitanem, gdy ja odejdę. — przypomniały się mu słowa Kapitana drużyny.

Zamlaszczał cicho, oceniając sytuację, a ślizgon nie ubłagalnie się zbliżał.

Ryzykować. 

Wychylił się jeszcze mocniej, nie zważając na, jak głupi był jego pomysł.

I skoczył.

Zacisnął mocno pięść, unosząc ją w górze, czuł, jak jego ciało leci w dół, a sam przymknął oczy, czując w dłoni znicz. Nie spodziewał się natomiast jednego...

— Mam cię.

Że Malfoy go złapie.

— POTTER ZŁAPAŁ ZNICZ! GRYFFINDOR WYGRAŁ!

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

kolejny — 02.02.2021r. o 16:00

I need more sassy Harry

𝐈 𝐋𝐎𝐕𝐄 𝐘𝐎𝐔 | 𝐃𝐑𝐀𝐑𝐑𝐘 𝐀/𝐁/𝐎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz