[𝟏𝟑] 𝐀𝐧𝐲𝐭𝐡𝐢𝐧𝐠

3.4K 318 149
                                    

" Jesteś żałosny "

               — Wow, Neville. — Harry zaśmiał się perliście. — Uważaj z tym kaktusem, bo jeszcze zrobisz komuś krzywdę, a ta osoba zapewne ci się odwdzięczy. — ostrzegł rówieśnika.

— Może i bywam niezdarą, Harry, to z kaktusem potrafię sobie poradzić. — Longbottom uśmiechnął się miło do niego. — Cześć Miona. — zwrócił się do czytającej dziewczyny. — Pansy, Blaise. — jego radość nawet nie zniknęła, kiedy dostrzegł dwójkę ślizgonów, którzy znacznie zaprzyjaźnili się z gryfonami.

— Gdzie wcięło Rona? — odezwał się Zabini, kiedy Neville odszedł od nich. — Czekamy na niego dziesięć minut.

— Zakładam się, że Ron myśli, że jak się spóźni go sobie pójdziesz. — wtrącił Potter. — Nie przepada za tobą, czego się dziwisz. — burknął, kiedy Blaise zmrużył oczy.

— Ale nie jest daleko od błoni. — fuknął Zabini. — Oho, Draco wkurwiony. — uniósł brew, dostrzegając w oddali swojego przyjaciela, który nie wyglądał na osobę chętną do jakiejkolwiek rozmowy. — Kultury by nabrał, a nie tak pcha wszystkich.

— Nie wygląda to dobrze. — wyszeptał Okularnik, pomimo że wszyscy tak czy siak usłyszą to co powie. — Nie wróży to nic dobrego. — wstał powolnie, kiedy Neville zbliżał się nieświadomie do Malfoya.

Biedny Longbottom mało co widział przez kaktusa przed swoją twarzą.

Czarnoskóry również nie miał dobrych myśli, ponieważ również wstał z miejsca i jako pierwszy ruszył się w razie czego. Za nim podążyła reszta, szli przeciętnym, aczkolwiek zdecydowanym chodem, gotowi do przemiany w razie nieprzyjemności.

Pierwszy przemienił się Blaise, który rozpoczął szybki bieg, kiedy Longbottoma i Malfoya dzieliło parę metrów, a przestrzeń zmniejszała się. Drugi był Harry, przyciągając tym samym dużą uwagę. A przez to sam Draco uniósł głowę, kiedy usłyszał gwizdy oraz głośne westchnięcia.

Ślizgon przekręcił głowę w bok i nagle poczuł draśnięcie na swojej dłoni, jakby setki małych igieł wpiły się w niego. Jego oczy zaciemniały i pierwsze co ujrzał to przestraszonego gryfona z kaktusem przed twarzą.

Warknął nisko, odrzucając roślinę, już był gotów do ataku na bezbronną betę, gdy nagle ogromny czarny wilk rzucił się na niego. Draco podniósł się szybko na nogi i przed sobą ujrzał Blaise'a oraz Pottera, który mówił coś do Neville'a.

— Uspokój się. — warknął Zabini. — Zachowujesz się doprawdy źle, Draco, nie kontrolujesz swoich emocji. — przybliżał się powoli do przyjaciela. — Odejdźmy stąd, robimy niepotrzebne zamieszanie. — dotknął ramienia prefekta.

Malfoy, tracąc nad sobą panowanie, odrzucił czarnoskórego za siebie, a samemu swój chód skierował na przerażonego już chłopaka. Był gotów do ponownego ataku, lecz swój wzrok złączył z odważnymi, zielonymi tęczówkami.

Omega wystawiła się przed betą, by ochronić przyjaciela, którego zna od dziecka, przed niekontrolującą się alfą.

To nie brzmi dobrze.

— Odsuń się. — rzekł do Okularnika, nie chcąc go skrzywdzić.

— Jesteś żałosny. — wypalił Potter, nad którym również przejęły emocje. — Jesteś alfą, ale nie potrafisz się kontrolować. Wolisz atakować kogoś, kto jest absolutnie bez szans, a na dodatek nie zrobił tego specjalnie, gdybyś poczekał parę sekund, to zapewne usłyszałbyś przeprosiny. — mówił to co mu pierwsze przychodziło na język. 

Hermiona przycisnęła dłoń do ust, a Pansy mocniej ją objęła. Wiedziały, że nie mogły na to nic poradzić, musiały liczyć na najlepsze. Do samego Zabini'ego podszedł Ron, zaintrygowany całą sytuacją.

Blaise spojrzał na swoją rękę, z której wypływała krew, ponieważ musiał o coś trzasnąć, a wokół niego leżało bardzo dużo różnych rzeczy, które były w stanie jego zranić.

— Nic ci nie jest? — spytał obojętnie Weasley, zniesmaczony widokiem krwi.

— Kiedy ty jesteś ze mną, to nic mi nie jest. — wyszeptał czarnoskóry, czując się bardzo dobrze, ponieważ posiadał o wiele poważniejsze rany i wychodził z nich łatwo, lecz blizn na plecach nie był wstanie się pozbyć.

Wracając do głównego wątku.

— Masz szczęście, że odkąd pamiętam uczono mnie szacunku do omeg, gryfonie. — Malfoy zwrócił się do Longbottoma. — Inaczej byłoby z tobą źle.

***

— Co my mamy zrobić? — westchnął Regulus. — O mało, Malfoy mu nic nie zrobił.

— Ale nic mu nie zrobił, bo kłamał. — mruknął Albus, gładząc swą brodę. — Doszły mnie słuchy, że powiedział o uczeniu się szacunku do omeg od małego, lecz to kłamstwo. Lucjusz nienawidził omeg, czuł się od nich lepszy, poniżał się przy każdej możliwej okazji. Może i Draco kocha swoją matkę, opiekuję się nią, troszczy, oddaje należyty szacunek, ale obchodzi mnie to małe kłamstwo.

— Co masz na myśli? — Black zmarszczył brwi. — Muszę mieć dobre argumenty, by Potterowie nie zabrali go z tej szkoły, bo Lily prawie się rozpłakała na wieść, że jakaś alfa mogła skrzywdzić jej jedynego syna.

— Chodzi mi oto Regulusie, że Draco bezproblemowo zrobił nieświadomie krzywdę swojej drugiej połówce, mógł ominąć Harry'ego, ponieważ emocje wrzały w nim jak nigdy, w końcu dowiedział się, że jego matka została zaatakowana, kiedy wyszła się przewietrzyć poza Malfoy Manor, co prawda posiada tylko dwie płytkie rany, ale o dwie rany za dużo, by jej syn oszalał.

— Do rzeczy. — warknął szarooki.

— Mam pewne podejrzenia, że pan Malfoy jest bratnią duszą Harry'ego.

Regulus zrobił krok w tył, mając zdezorientowany wyraz twarzy. Kręcił głową, nie dopuszczając do siebie tej absurdalnej teorii.

— To jest... niemożliwe.

^^^^^^^^^^^^^

kolejny rozdział — [19.01.2021 o 16:00 ]

𝐈 𝐋𝐎𝐕𝐄 𝐘𝐎𝐔 | 𝐃𝐑𝐀𝐑𝐑𝐘 𝐀/𝐁/𝐎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz