Rozdział 13: Uroki

3.5K 202 89
                                    

Hermiona zmarszczyła brwi, patrząc na otwarty zwój w swoich dłoniach. Dalsze tajne spotkania w opuszczonych salach lekcyjnych całkowicie podważały jej strategię radzenia sobie z kwestią Malfoya. W jej głowie wirowały urywki wykresu zalet i wad. W końcu zdecydowała się pójść. Może mogłaby jakoś załagodzić ryzyko długotrwałej interakcji.

Zastała go leżącego na biurku nauczycielskim. Jego szata spoczywała porzucona na krześle. Przez długie, wąskie, gotyckie okna do pokoju wpadał blask popołudniowego słońca. Chłopak wyjął różdżkę, prawdopodobnie pokrywając wysoki sufit niecenzuralnymi runami. Hermiona celowo na nie nie patrzyła.

— Spóźniłaś się — powiedział, siadając. Grzywka opadła mu na jedno oko, przez co niecierpliwie odchylił głowę do tyłu.

— Właśnie zobaczyłam wiadomość — odpowiedziała. — Dlaczego nie po obiedzie?

— Mam trening quidditcha.

Hermiona skinęła głową, lekko się rumieniąc. To musi być przy tobie, rozbrzmiało w jej głowie. Położyła torbę na stole i starała się wyglądać poważnie.

— Opróżnij kieszenie, Malfoy.

Uniósł brew.

— Chyba sobie żartujesz.

— I pozwól mi przeszukać twoją torbę.

— To naruszenie mojej prywatności.

— Mówi człowiek, który rzucił ostatnio moją torbę na to właśnie biurko.

Malfoy skrzywił się.

— Przetrzymywałaś moją własność, Granger.

— Zaatakowałeś mnie ukrytą magiczną substancją — odpowiedziała.

Patrzyli na siebie, aż Hermiona znowu się odezwała.

— Wybrałam mój pierwszy eksperymentalny eliksir — oznajmiła. — Magia krwi.

Malfoy zamrugał.

— Magia krwi — powtórzył. Przekaz jej słów był jasny: pozwalała mu pomóc sobie w badaniach sprawy napisu „GIŃCIE SZLAMY". Nie sądziła, by to on go stworzył.

Malfoy powoli zsunął się z biurka.

— Po co więc ograniczać się tylko do moich kieszeni? — zapytał, uśmiechając się szeroko. — Może powinnaś przeszukać również całą moją osobę. Wydaje się to całkiem sprawiedliwe. — Podchodząc bliżej, zręcznie rozwiązał swój zielono-srebrny krawat i go ściągnął.

— Nie. — Hermiona odchrząknęła. — Nie. — Powtórzyła swoim najpoważniejszym tonem. — To nie będzie konieczne.

Malfoy zacisnął dłoń na krawacie, zanim odrzucił go na pobliski stół i zaczął opróżniać kieszenie. Nie było w nich zbyt wiele: różdżka, kilka galeonów, ciężki pierścień. Spojrzała na ostatni przedmiot. Małe dzieło sztuki ze srebra i onyksu, z tłoczonymi srebrnymi smokami i dużym M pośrodku. Czytając motto na herbie, przeszedł ją dreszcz. Sanctimonia Vincet Semper. Czystość zawsze zwycięży.

— Dlaczego go nie nosisz? — zapytała, patrząc na niego. Draco był teraz głową rodziny, ponieważ skazanie Lucjusza na Azkaban pozbawiło go wszelkich tytułów, praw i majątku.

— Zrobiłabyś to? — zapytał, a jego uśmiech zniknął. Odwrócił wzrok. — Nosiłabyś go, gdybyś nie musiała?

— Nie — powiedziała. Zrobiła krok w prawo, żeby znów móc widzieć jego oczy. — Czy kiedykolwiek go założysz?

Twarz chłopaka była teraz całkowicie poważna, a jego oczy niczym srebrzyste szkło.

— Pewnego dnia — powiedział chłodno. — Pewnego dnia, kiedy to miano znowu będzie coś znaczyć. — Włożył pierścionek, różdżkę i monety do kieszeni, po czym położył przed Hermioną swoją torbę.

[T] The Gloriana Set | Dramione [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz