Zgodnie z umową

79 7 3
                                    


Nie wyglądało to najlepiej. Straciłem już poczucie czasu i nie byłem pewny jak długo tu siedzimy. Jak bardzo bym się nie starał, nie byłem w stanie wymyślić żadnego pomysłu aby nas uwolnić. Gdyby była tu Mabel zaraz wymyśliłaby coś niedorzecznego co byłoby w stanie naprowadzić mnie na rozwiązanie obecnego problemu, niemal zawsze tak było. Mimo, że tutejsza Pacifica chciała być pomocna, to widać było, że polegała głównie na mnie. Jak miałem jej wyjaśnić, że nie wiem co zrobić? Dotykanie wszystkiego wokół w nadziei, że będzie tu jakieś tajne przejście niewiele pomogło. Próby wyważenia stojących nam na drodzę krat czy ścian były równie bezowocne. Nawet kiedy chciałem sprawdzić sufit w nadziei, że tam coś znajdziemy okazało się, że nie jesteśmy w stanie go dotknąć, nawet kiedy Pacifica stanęła na moich ramionach. Pułapka bez wyjścia, to chyba najlepsze określenie tej sytuacji. Zdenerwowany usiadłem pod ścianą patrząc jak niewielkie promienia słońca, których dochodziło tu naprawdę mało teraz niemal już całkiem zanikły. Byłem niemal pewny, że już się ściemnia. Pacifica i Gideon już się pewnie o nas niepokoją, musiałem coś zrobić nim władują się w kłopoty. Tylko jedna myśl przyszła mi do głowy, a była to próba oszustwa tutejszych bliźniaków. Jeśli uwierzą, że mam coś na czym im zależy może mnie wypuszczą, a ja zdołam zabrać moją broń sobowtórowi i wtedy oboje powstrzymać zanim w ogóle zorientują się w sytuacji. Pytanie jednak na czym mogło im zależeć?
Spojrzałem niepewnie na tutejszą Pacifice, która siedziała teraz po turecku na starym materacu. Mój sobowtór był nią niezwykle zainteresowany, może ona mogłaby to wykorzystać? Nie... Nie mogłem jej o to prosić. Sam musiałem to rozwiązać, to była tylko moja wina, że tu byliśmy.
Dotarł do mnie odległy dźwięk skrzypiących drzwi, a potem usłyszałem kroki na schodach. Najwyraźniej nasi oprawcy mieli już dosyć czekania. Ale może to było to na co właśnie czekałem? Myślą, że Mabel tu jest, mogę ich oszukać, że ich do niej zaprowadzę, a wtedy będą musieli mnie wypuścić. Tak! To się mogło udać. Powoli pewnie wstałem i podszedłem do krat szykując się na konfrontację, najważniejsze to nie ulegać bólowi kiedy będą próbowali ze mnie wycisnąć informacje. Jeśli poradzę sobie z tym, to ten plan miał szansę powodzenia. Byli coraz bliżej, a ich kroki stawały się coraz głośniejsze, czułem jak moje mięśnie napinają się w oczekiwaniu kiedy dźwięk ich kroków stawał się coraz donośniejszy.

- Patrz! Są tam - otworzyłem szeroko oczy słysząc znajomy, ale i zupełnie niespodziewany głos. Tutejsza Pacifica na dźwięk tego głosu równie szybko się podniosła i podbiegła do krat, a chwilę później stało się coś czego zupełnie się nie spodziewałem.

- Pacifica? - spytałem zaskoczony widokiem Pacifici z mojego świata, a na jej twarzy pojawił się pewny siebie uśmiech. Szybko jednak dotarło do mnie, że nie czas na to. - Musicie uciekać, oni...

- Są załatwieni - powiedział nagle Gideon, a towarzysząca mi tutejsza Pacifica chyba była w równym szoku co ja kiedy dotarło do nas to co właśnie powiedział.

- Ale jak to? - spytała jako pierwsza, a w jej pytaniu nadal dało się zauważyć niedowierzanie.

- Gdybyś tylko to widziała - Gideon ruszył w kierunku krat i wyciągnął klucz. - Załatwiła ich po prostu koncertowo. Zupełnie się tego nie spodziewałem

- Kto? - to było moje pierwsze pytanie kiedy tylko się wydostałem na zewnątrz i zaraz spojrzałem na Pacifice z mojego świata. - Ty?

- To takie dziwne? - pokręciła głową z lekką irytacją, a potem dała mi do rąk skradzioną broń. - To chyba twoje - nie mogłem wprost uwierzyć w to co się stało.

- A co z nimi? - spytała niepewnie tutejsza Pacifica.

- Związaliśmy ich, ale chyba nadal są nieprzytomni, mocno oberwali - spojrzałem kompletnie ogłupiały na Gideona zupełnie już nic nie rozumiejąc. Nim jednak zdołałem spytać o coś więcej dobiegł nas kolejny głos.

Międzywymiarowy bałagan [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz