16

52 20 100
                                    

 Trzymałam kurczowo fiolkę w dłoni, wypełnioną srebrzystą substancją i wpatrywałam się w mikroskop tuż przed sobą. Tyle przeszłam, żeby to zrobić, a teraz czułam, że nie potrafię. Co jeśli okaże się to wszystko niepotrzebne i znowu będę w kropce? Nie wiem czy jestem w stanie ponownie podnieść się po takim zawodzie. Spojrzałam przez ramię na rozłupaną czaszkę, spokojnie leżącą na stole i tą samą ciecz, która wypływała na zewnątrz, brudząc jednocześnie blat, jak i podłogę. Jeszcze raz musiałam się upewnić, że to wszystko ma prawo być słusznym stwierdzeniem.

Jeżeli wszystko dobrze zrozumiałam, to ciecz, która otacza mózg Zmor, była tą samą, która zainfekowała mózg Kai'a, stąd też namnażające się agresywne, białe komórki. Ja zauważyłam je po zbadaniu wypływającej z oczu krwi, a nie tej obecnej w krwiobiegu. Czyli oczy nie goiły się, ponieważ ciało musiało wyprzeć krew tam się znajdującą. Wszystko układało się w całość, teraz musiałam tylko to potwierdzić i co najważniejsze, porównać z komórkami w leku, zamówionym na zlecenie Kai'a.


Głęboko odetchnęłam, musiałam to zrobić, bo wiem, że nie odejdę stąd póki tego nie sprawdzę. Drżącymi dłońmi wsunęłam szkiełko na statyw mikroskopu i spojrzałam na powiększoną próbkę. Wszystko się zgadzało.

Dobrze, teraz druga.

Wyciągnęłam koreczek z fiolki i nałożyłam niewielką ilość na szkiełko, wymieniając próbki w urządzeniu.

Chwilę przyglądałam się temu, co ponownie pokazał mi okular. Białe komórki, może mniej ruchliwe, niż przedtem, ale byłam pewna, że te same. Natychmiast wstrzymałam oddech, uświadamiając sobie, co to oznacza. To przez to cholerstwo Kai leży teraz dwa metry pod ziemią, to przez to musiał tyle wycierpieć. Zacisnęłam usta w wąską linię, a pięści na materiale spodni, byłam wściekła. To już nie przypadek, ktoś się przyłożył do jego śmierci, a ja zamierzałam się dowiedzieć kto.

— Skąd to wzięłaś? - zapytał Chess, wchodząc do pracowni i z niedowierzaniem patrząc na resztki, które zostały po głowie bestii.

No tak, musiał być już ranek, skoro blondyn się tu pojawił. Spędziłam tu pół nocy, najwyraźniej długo się ociągałam.

— Zbierz wszystkich w jadalni za dziesięć minut. - powiedziałam spokojnie, nawet na niego nie patrząc.

Opierałam się o blat, z pochyloną w dół twarzą. Mój głos był spokojny, ale ja taka nie byłam, we mnie aż wrzało, by rzucić się na tego skurwiela, który odebrał mi ostatniego członka rodziny. Wiedziałam jednak, że sama tego nie rozwiąże, musiałam poprosić o pomoc Nemrodów. Te wszystkie dni spędzone tutaj, upewniły mnie, że traktują mnie na równi, więc miałam nadzieję, że i tym razem będzie tak samo i nie odwrócą się do mnie plecami.

Chess się nie odezwał, najwyraźniej moja postawa świadczyła o tym, że jest to coś na tyle poważnego, że najlepiej będzie, jak cały Krąg się o tym dowie. Musiałam im tylko jasno przedstawić całą sytuację. Odwróciłam się w stronę drzwi, odganiając łzy, których wylałam już zdecydowanie za dużo. Teraz smutek, zastąpił gniew i chęć zemsty. Już nawet nie chodzi tylko o Kai'a, w podobny sposób mogły już skończyć dziesiątki osób.

Ruszyłam korytarzem szybkim tempem, docierając do umówionego miejsca. Cztery krzesła były zajmowane, przez każdego z członków Kręgu, byli już wszyscy. Przez drogę trochę się uspokoiłam, a gdy napotkałam ich czujne spojrzenia, trochę przystopowałam. Nie wiedziałam jak w ogóle zaczyna się takie zebrania, ale wiedziałam co chcę przekazać, dlatego darowałam sobie ceremoniał.

Każdy z nich z uwagą czekał na to co powiem, oprócz oczywiście Radsa, który opierał się na jednej ręce i trochę przysypiał, a stojące na wszystkie strony włosy, jasno świadczyły o tym, że Chess musiał go wyciągnąć prosto z łóżka.

NemrodziOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz