Od dwudziestu minut siedziałam przy toaletce i patrzyłam w swoje odbicie w lustrze. Inez rozplątywała moje włosy z drewnianych kołeczków, które założyła, by choć trochę opanować moje niesforne loki. Pierwszy raz mam na sobie makijaż i pomimo dziwnego uczucia maski, mogłam szczerze powiedzieć, że dziewczyna nałożyła go bardzo umiejętnie, podkreślając tym moją urodę. Oczy były jeszcze bardziej wyraziste, a usta zwracały uwagę pełniejszym kształtem i żywszym odcieniem. Żałowałam jedynie, że Inez nie będzie mi towarzyszyć na przyjęciu w pałacu, czułabym się pewniej z nią przy boku. Zdawałam sobie sprawę, że każdy mój ruch będzie poddawany ocenie z racji, że będę nową osobą w dobrze zaznajomionym ze sobą towarzystwie. Nie wywodziłam się z nisko położonej rodziny, ale wciąż byłam młoda, gdy ją straciłam i wiele nauk mnie ominęło, a to ile zdołałam przyswoić, zweryfikuje dzisiejszy wieczór.
Wstałam z krzesła, by móc przyjrzeć się efektowi końcowemu w większym, stojącym na podpórce lustrze. Suknia, którą miałam na sobie ostatni raz kilka dni temu, wciąż zachwycała mnie w ten sam sposób. Była elegancka, a jej czarny kolor tylko podkreślał moje płonąco rude włosy, które postanowiłam pozostawić rozpuszczone, ponieważ jak to Inez ujęła "dodawały mi zadziorności". Jedynie opaska na czole z czarnej koronki trzymała je w ryzach i była zadziwiająco pomysłowym dodatkiem.
Rozległo się ciche pukanie w drewniane drzwi, a zaraz za nim głos Chess'a.
— Powóz już jest, czekamy na dole.
— Zaraz zejdziemy. - odkrzyknęła blondynka, by chłopak mógł ją usłyszeć.
Oderwałam wzrok od lustra i pomimo, że wyglądałam naprawdę dobrze, to jednak się tak nie czułam, a to z powodu stresu pożerającego mnie od środka.
— Wyglądasz okropnie. - skwitowała Inez, na co szczerze się zaśmiałam. - Właśnie tak Mel, uśmiechaj się, bądź pewna siebie. Pałacowe towarzystwo bywa zgorzkniałe, dlatego niech wiedzą, że jesteś drapieżnikiem i nie będziesz kolejną ofiarą ich gierek.
— Nie możesz jechać ze mną? - zapytałam z nutką nadziei w głosie.
— Urodziny księcia Emesa to towarzystwo nieco węższe niż zazwyczaj. - uśmiechnęła się krzywo. - Chodź, bo chłopcy muszą się już niecierpliwić, skoro wysłali mojego brata.
Razem z dziewczyną pod ramię, opuściłyśmy pokój, a ja dopiero teraz zauważyłam trud z jakim się chodzi na obcasach. Stanęłyśmy na szczycie schodów, a raczej ja, zmuszając do tego również blondynkę. Patrzyłam z szeroko otwartymi oczami na czwórkę mężczyzn, swobodnie rozmawiających przy drzwiach frontowych. Każdy z nich ubrany był w skrojoną na miarę marynarkę i nikt nie zdecydował się na inny kolor niż czarny. Być może dlatego, by podczas samego wejścia nikt nie miał wątpliwości kim jesteśmy.
Nev postanowił związać swoje długie włosy w mały kok z tyłu głowy, dzięki czemu jego ostre rysy twarzy były jeszcze bardziej wyeksponowane. Chess miał ten sam przedziałek na środku i opadające po boku blond włosy jak zawsze, jednak nowym elementem były okulary, które zwykle ubierał do czytania, a które teraz spoczywały na jego nosie. Rads miał najłatwiej, ponieważ nie musiał robić nic by wyglądać dobrze, natomiast Rimer, którego włosy zwykle opadały na czoło z przewagą nad jednym okiem, dziś miał je zaczesane do tyłu i musiałam przyznać, że wyglądał bardzo dobrze w tym wydaniu.
Nie dając Inez szans na zobaczenie co było powodem mojego nagłego otępienia, szybko wzięłam się w garść i zanim zdołała zarejestrować cokolwiek, ponownie ruszyłam, ostrożnie stawiając kroki na stopniach, które moja suknia nieco przysłaniała.
Gdy byłam w połowie długości schodów, pierwszy odwrócił się Nev, skanując mnie wzrokiem, a ja uśmiechnęłam się delikatnie w jego stronę. Pozostali widząc, że szatyn nie odrywa wzroku od schodów, również przenieśli tam swoje spojrzenie i zastygli. Nie wiedziałam czy wyglądałam tak dobrze, czy miałam coś na twarzy, ale na policzki wpłynął mi delikatny rumieniec.
CZYTASZ
Nemrodzi
Fantasy"Odwieczny strach każdego z nas, nazywany przez mieszkańców Zmorami, to potwory niosiące za sobą śmierć, które co noc próbują przedostać się przez mury do miast."