Wyjeżdżając z leśnej ścieżki, stanęłam na widok rozciągającego się widoku. Liczne budynki rozrzucone były po dolinie, w której usytuowane było główne miasto Zetharu, czym dalej, tym budynki rozmieszczone były bliżej siebie. Miasto zdecydowanie rozrosło się od mojego ostatniego pobytu, jedynie pałac pozostał niezmienny, ale wciąż zachwycający, tak jak go zapamiętałam. Wzniesiony na pagórku, górował nad otaczającymi go terenami, przez co wydawał się jeszcze potężniejszy.
Słońce jeszcze nie zbliżyło się do horyzontu, więc dotarłam na miejsce przed czasem. Zjeżdżałam stromą ścieżką w dół doliny i brzegiem olbrzymiego jeziora kierowałam się w stronę znanego budynku, którego z trudem dostrzegłam z góry.
Początkowo mijałam pojedyncze domy rybaków, następnie pierwsze karczmy, aż dojechałam do kamiennej drogi, gdzie pojawiły się budynki sklepów, a ludzie tłoczyli się na całej jej długości. Kilka powozów jechało wzdłuż ulicy, również kilka osób poruszało się konno. Zaskakujące było jak mieszkańcy dobrze znali swoje miejsce i pomimo gwaru oraz masy ludzi potrafili żyć w ładzie i harmonii. Ja nieustannie na kogoś wpadałam, a mój koń płoszył się, nie mogąc odnaleźć się w tętniącym życiem, ciasnym mieście.
Rozglądałam się w poszukiwaniu znajomych budynków, ponieważ już po paru metrach miasto pochłonęło mnie do reszty. Tak straciłam pół godziny, ale w końcu znalazłam się na znajomej ulicy i prowadząc Anthre dotarłam do szukanej posesji, która zlokalizowana była na końcu alejki.
Dom wyglądał tak jak dwa lata temu. Jednopiętrowy, jasny budynek, zdecydowanie zbyt duży dla kogoś, kto więcej czasu spędza na uczelni niż w swoich czterech ścianach. Kai jednak należał do arystokracji i choć jego dom rodzinny znajdował się w Północnym Królestwie, a on mieszkał tu tylko na czas nauki to nie pozwoliłby sobie na jakikolwiek brak wygód, jego pozycja też tego wymagała. Jeśli chcesz znaczyć coś na królewskich salonach, nie powinieneś odstawać od innych, a jako przyszły doradca powinien przeniknąć do tego typu towarzystwa jak najszybciej.
Wypuściłam klacz na ogrodzony teren przy budynku, a sama skierowałam się do wejścia. Stanęłam naprzeciwko drzwi ze ściśniętym sercem. To było jednocześnie ekscytujące, jak i napawało mnie obawą. Złapałam za metalową kołatkę, przyczepioną do drzwi i zapukałam, ale ten odgłos dotarł do mnie jak przez taflę wody.
Sekundy mijały, a ja traciłam nadzieję, że ktoś jest w domu. Kiedy zeszłam z werandy, usłyszałam za sobą dźwięk otwieranego zamka.
Powoli się odwróciłam i stanęłam twarzą do chłopaka przede mną. Był wysoki, kasztanowe włosy miał zaczesane na bok, oczy ukryte za szkiełkami okularów bacznie mi się przyglądały, moje natomiast szybko zaszkliły się od pojawiających się łez.
Po chwili on także zrozumiał, a ja wbiegłam w jego ramiona, zanim zdołał się odezwać.
— Mel! Już myślałem, że nie dotarłaś, że ... - urwał i wziął moją twarz w dłonie, uważnie oglądając moją twarz. - Wszystko w porządku?
— Tak, jak najbardziej. Wszystko ci wyjaśnię. - uśmiechnęłam się, odrywając się od niego na chwilę, by znów móc poczuć jego obecność, której przez te lata tak mi brakowało.
Nie jestem pewna ile staliśmy przed domem, zanim zdecydowaliśmy się wejść do środka, ale do wieczora nie mogliśmy nacieszyć się swoim towarzystwem.
Opowiedziałam Kaiowi co wydarzyło się w ostatnim czasie; o śmierci, której byłam świadkiem, o podróży i o życiu w Bartson, o wszystkim tym, czego nie zdążyłam zawrzeć w listach. Opowiedziałam wszystko, ale pominęłam jeden istotny szczegół, nie powiedziałam mu o tatuażu, a przynajmniej nie zamierzałam mówić mu o tym zanim sama nie dowiem się czegoś na ten temat. Po reakcji strażnika, domyśliłam się, że ci ludzie musieli być kimś, o kim nie powinien wiedzieć nikt nieupoważniony, dlatego też nie chciałam by Kai miał przez moją nadmierną ciekawość problemy.

CZYTASZ
Nemrodzi
Fantasía"Odwieczny strach każdego z nas, nazywany przez mieszkańców Zmorami, to potwory niosiące za sobą śmierć, które co noc próbują przedostać się przez mury do miast."