15

61 20 80
                                    

 Spędziliśmy w tej wiosce więcej czasu niż zamierzaliśmy, ale miejsce wydawało się na tyle spokojne, że dwie godziny nie robiły żadnej różnicy. Tak, czy tak, słońce dawno schowało się za horyzontem. Dodatkowo, widząc jakie szczęście sprawia dziewczynie chwila wytchnienia od konwenansów obowiązujących ją na co dzień, postanowiłam zostać chwilę dłużej. Wszystko jednak kiedyś się kończy i kiedy większość mieszkańców już wróciła do swoich domów, a na zewnątrz zostali tylko najbardziej wytrwali, stwierdziłam, że to dobry moment na powrót. Inez się nie spierała, czas spędzony na parkiecie, zdecydowanie ją wykończył.

Rads jak na złość właśnie w tym momencie postanowił się gdzieś zaszyć, ale wydawało mi się, że znajdujemy się na tyle blisko posiadłości, że obejdzie się bez jego asysty.

Jechałyśmy niespiesznie drogą powrotną, aż do widocznej granicy między wioską, a rozpoczynającym się lasem. Wtedy nieco przyspieszyłyśmy, ale nie na długo, ponieważ stanęłam w momencie, gdy coś za gęstwiną drzew przykuło moją uwagę.

— Drugi festyn? - zapytała blondynka, podążając za moim wzrokiem.

— Nie wydaje mi się. - odparłam ze wzrokiem wbitym w ciepłe płomyki ognia, które świeciły w oddali.

Zeszłam z Anthry, co również uczyniła dziewczyna. Każdy krok w ich stronę sprawiał, że dochodziły do mnie coraz to głośniejsze odgłosy rozmów. Nieco ukryte pod osłoną mroku, przyjrzałyśmy się zbiorowisku. Na niewielkim placu, rozstawione były liczne powozy, wokół których krążyli jacyś mężczyźni. Zrobiłam krok w tyłu, jednocześnie wpadając na Inez, schowaną za moimi plecami. Tuż obok nas przejechał kolejny powóz ciągnięty przez ciemne konie. Na szczęście woźnica nas nie zauważył i pojechał w stronę pozostałych, dzięki czemu mogłam się lepiej przyjrzeć kracie zamontowanej z tyłu.

Zmarszczyłam brwi i odwróciłam wzrok w stronę blondynki, której palce wbijały mi się w ramię. Usta zasłaniała wolną dłonią, a jej oczy mówiły jak bardzo przerażona była. Pokazała na coś palcem, a ja ponownie odwróciłam się twarzą do grupy mężczyzn, którzy układali coś na niewielkim stole. Naprawdę długo zajęło mi zrozumienie co się przede mną działo.

— Czarny Rynek. - wyszeptałam zszokowana nagłym odkryciem.

Teraz wszystko zaczęło nabierać sensu, a dotąd nierozpoznane przedmioty, to nic innego jak kończyny, fragmenty i organy najokropniejszych istot chodzących po ziemi.

— Mel, wracajmy. - powiedziała nieco błagalnie Inez.

Otwierałam usta, by choć trochę ją uspokoić, ale ryk rozdzierający ciszę, skutecznie mi to uniemożliwił. Przyłożyłam swoją dłoń do jej ust, czując, że dziewczynie zaraz wyrwie się z gardła krzyk. Dreszcz przeszedł mi po plecach, gdy w mojej wyobraźni pojawiła się wizja Zmory, zamkniętej w jednym ze stojących nieopodal powozów.

Pociągnęłam roztrzęsioną dziewczynę w stronę drogi prowadzącej do posiadłości i od razu wskoczyłyśmy w siodła, by oddalić się od tego miejsca jak najszybciej. Pędziłyśmy, zmuszając konie do większego wysiłku, zwalniając dopiero, gdy naszym oczom ukazał się ukryty w lesie budynek.

— Melley, co ty robisz? - zapytała roztrzęsiona, widząc, że zatrzymałam się tuż przed ścieżką, wyłożoną białymi kamyczkami.

— Wejdź do środka i nie czekaj na mnie.

— Chyba nie zamierzasz...

— Muszę tam wrócić. - przerwałam jej. - Wrócę z Rads'em zanim się obejrzysz.

Pociągnęłam za lejce i zawróciłam. Nie dałam jej czasu i sposobności, żeby mnie zatrzymać, ruszyłam szybko w stronę wioski.

Może to głupie z mojej strony, ale miałam przeczucie, że znajdę coś, co pomoże mi w rozwikłaniu zagadki śmierci Kai'a. Nie liczyłam na to, że spotkam jednego z bliźniaków po drodze, mimo to musiałam jakoś się tam dostać z nim lub bez niego. To ryzykowne i głupie, ale to mnie nie powstrzyma, bo obiecałam sobie, że spróbuje wszystkiego byle by dojść do prawdy. Po kilku minutach minęłam nielegalne miejsce handlu i pojechałam do wioski. Pomimo, że moja decyzja była nagła, nie zamierzałam wejść do paszczy lwa bez przygotowania.

NemrodziOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz