Dogoniłam Rimera dopiero, gdy zatrzymał się przy pozostałej dwójce. Rads, jak i Nev byli gotowi do wyruszenia.
— O co chodzi? - szepnęłam w stronę drugiego bliźniaka.
Chłopak spojrzał na mnie, jakby do tej pory nie zdawał sobie sprawy, że stoję obok. Zanim mi odpowiedział, pozostali ruszyli, a my zaraz za nimi.
— Wygląda na to, że to będzie twoja pierwsza akcja. - na ustach pojawił mu się ten charakterystyczny, wredny uśmieszek.
— Zabieracie mnie ze sobą? - zapytałam, szczerze zdziwiona.
— A myślałaś, że będziesz tu siedzieć z Chess'em, skoro potrafisz posługiwać się mieczem?
— Tak, tak właśnie myślałam. - rzuciłam mu zirytowane spojrzenie i zarzuciłam na ramiona czarną pelerynę, przyspieszając kroku, by nie zostać w tyle.
Brunet szybko mnie dogonił i zrównał swój krok z moim.
— Spokojnie, możesz się mnie trzymać, już raz cię obroniłem. - wtrącił rozbawiony.
— Myślę, że w tym wypadku Nev będzie lepszą opcją. - rzuciłam mu kpiąco i na potwierdzenie swoich słów stanęłam obok lidera.
Wyprowadziliśmy swoje konie i zanim zdążyłam ulokować się w siodle, Nemrodzi już ruszyli. Pośpiesznie wdrapałam się na grzbiet Anthry i pognałam za nimi. Trzymałam się z tyłu, ponieważ nie znałam drogi, a nie chciałam ich niepotrzebnie spowalniać. Droga zrobiła się trochę szersza, ale i bardziej piaszczysta, a wzbijający się w powietrze piasek ograniczał widoczność. Nie wiem ile jechaliśmy, ale zdawało się, że oddaliliśmy się spory kawałek od kryjówki. Czym bliżej celu byliśmy, tym bardziej obawiałam się dotarcia i tego z czym przyjdzie mi się zmierzyć. Grupa, o której mówił Chess nie musiała od razu oznaczać hordy Zmor, a kilku rabusiów, z którymi najwyraźniej straż nie dawała sobie rady.
Gdy udało nam się wyjechać z lasu, w oddali można było zauważyć miasto i kilka płonących domów. Za daleko by można było dostrzec ludzi, mimo to było słychać wrzaski, które niosły się echem po wolnym od drzew terenie. Staliśmy w rzędzie i przez chwilę wyglądaliśmy jak malutki oddział, który był gotowy do natarcia, ale tylko czekał na ostatnie słowo generała.
— Ja i Rads środek, Rimer tyły. Ty Melley jesteś z Rimerem. - wszyscy równo skinęli głową w odpowiedzi na słowa lidera, ja również.
Chociaż nie wiedziałam czego mogę się spodziewać, wiedziałam, że mam się nie oddalać od bruneta. Prawdopodobnie chodzi o to, bym nie pozwoliła, żeby podeszli chłopaka od tyłu, gdy będzie wspomagał innych w walce. Zdecydowanie mi to odpowiadało, wolałam się nie wychylać bardziej, niż to konieczne.
— Przyszły z południa, wjeżdżamy od północnej strony miasta, zatrzymamy je zanim dotrą do mieszkalnej części.
— Ile? - wtrącił Rimer.
— Pięć, może sześć. - odpowiedział natychmiast Nev i zanim zdążyłam się o coś spytać, ruszyli w stronę wioski.
— To Zmory, prawda? - zapytałam, gdy tylko znalazłam się wystarczająco blisko chłopaka.
Rimer odpowiedział mi tylko skinieniem, takim pewnym powagi i napięcia, a mi serce stanęło na kilka sekund. Tego się obawiałam. Gorsze było jednak to, że to nie pojedynczy atak, a rozproszona po wiosce grupa, chcąca zaspokoić swój głód.
Wjechaliśmy do miasteczka i ruszyliśmy w przeciwną stronę niż biegnący tłum. Dookoła było mnóstwo ludzi, którzy nie mogli schronić się w domach, ze względu na rozpowszechniający się ogień, którego z kolei nie mogli ugasić, nie narażając się na pożarcie bestią nocy. Zacisnęłam zęby, odrywając wzrok od zakrwawionej kobiety, która mimo to biegła z dzieckiem w ramionach.
CZYTASZ
Nemrodzi
Fantasy"Odwieczny strach każdego z nas, nazywany przez mieszkańców Zmorami, to potwory niosiące za sobą śmierć, które co noc próbują przedostać się przez mury do miast."