Wbiegłam do posiadłości, zostawiając Nev'a i wciąż nieprzytomnego Kai'a za sobą. Znałam drogę tylko od drzwi frontowych do kryjówki, dlatego najszybciej jak potrafiłam znalazłam się na schodach i o mało nie potykając się o własne nogi, zbiegłam na dół.
— Melani! Przyszłaś w idealnym momencie! - dotarł do mnie rozbawiony głos Rads'a, który siedział przy stole z butelką wina w ręce i w obecności brata.
Nie wypomniałam mu, że pomylił moje imię, w ogóle nie zwróciłam na nich większej uwagi, miałam teraz o wiele poważniejszy problem. Musiałam jak najszybciej znaleźć Chess'a i przetransportować Kai'a do pracowni, zanim się obudzi.
Przebiegłam obok chłopaków, którzy już kończyli pierwszą butelkę i humor coraz bardziej im dopisywał. Oboje zdali się być rozluźnieni, swobodnie ze sobą rozmawiając, ale kiedy w tej niezwykle krótkiej chwili, którą spędziłam z nimi w jednym pomieszczeniu, Rimer skrzyżował ze mną wzrok, jego twarz stężała. Wiedział, że coś się stało, nie potrzebował do tego słów bo z mojej twarzy można było wyczytać wszystko. Ostatnie co widziałam, zanim zniknęłam za rogiem, to jak zrywa się z krzesła.
Kilka sekund później byłam już w pracowni. Niestety mimo moich przypuszczeń, blondyna tutaj nie było. Złapałam się za włosy, lekko je ciągnąc, a panika powoli przysłaniała mi zdrowy rozsądek. Wzięłam kilka głębszych oddechów. Nie teraz, tylko nie teraz.
Wbiegłam do magazynu, gdzie przykryty materiałem stał wózek szpitalny. Wyciągnęłam go i zgarniając kolejną strzykawkę i środek uspokajający, popchnęłam go w stronę korytarza.
Dotarłam do skrzyżowania i natknęłam się na Nev'a i Rads'a, którzy nieśli chłopaka. Powoli zaczynał się ruszać, co przypominało bardziej tiki nerwowe.
— Połóżcie go tu. - wskazałam na wózek.
Odplątałam jego ręce z łańcucha, jednocześnie przypinając je po bokach specjalnymi, skórzanymi pasami. To samo zrobiłam z nogami, ale już z pomocą Nev'a, ponieważ sama nie byłam w stanie go utrzymać, z każdą minutą chłopak coraz bardziej się rozbudzał. Zanim mogło stać się za późno, wypełniłam strzykawkę lekko żółtą substancją i wbiłam w jego szyję, unieruchomioną skórzaną obrożą.
— Gdzie Chess? - zapytałam, kierując to pytanie do Rads'a.
— Na górze. Rimer po niego poszedł.
Skinęłam głową, przyjmując do siebie tą informację. Nie wiedziałam skąd we mnie tyle spokoju, ale prawdopodobnie zastąpiłam obawę i strach determinacją.
Wspólnie przenieśliśmy Kai'a do pracowni, ponieważ tutaj był najłatwiejszy i najszybszy dostęp do środków uspokajających, które w razie potrzeby będzie trzeba zastosować. Dosłownie kilka sekund później do pomieszczenia wpadł Chess razem z drugim bliźniakiem.
— Odsuńcie się. - przepchnął się przez stojących obok mnie chłopaków i podszedł do leżącego szatyna.
— Chess, proszę... musisz mu pomóc. To moja jedyna rodzina. - w moich oczach znikąd pojawiły się łzy.
Gdy tylko adrenalina opadła, poczułam się kompletnie rozbita. Serce podchodziło mi do gardła, przez co nie mogłam wydobyć z siebie więcej słów.
Blondyn podniósł jedną powiekę leżącego chłopaka, spod której wypłynęła niewielka strużka krwi i cicho zaklął.
Odwrócił się w stronę pozostałej trójki, a oni bez słowa opuścili pomieszczenie. Patrzyłam to na nich, to na Chess'a i byłam pewna, że wiedzą więcej niż ja.
— Mel...
— Nie! - krzyknęłam rozgorączkowana.
Wiedziałam co chce mi powiedzieć, ale nigdy nie dopuszczę do siebie tych słów. Na Króla! Tutaj chodziło o Kai'a, o mojego Kai'a! Po policzkach zaczęły spływać mi łzy, a ja patrząc w jego szare tęczówki, kręciłam przecząco głową. Niech tego nie mówi, proszę, niech to okaże się tylko koszmarem, śmiertelnie realnym, ale koszmarem.

CZYTASZ
Nemrodzi
Fantasi"Odwieczny strach każdego z nas, nazywany przez mieszkańców Zmorami, to potwory niosiące za sobą śmierć, które co noc próbują przedostać się przez mury do miast."