Śmierć Kaczusi | paulinabloopers

51 8 0
                                    


To okropna wiadomość, gdy w gazecie lub internecie czytamy o śmierci osoby, którą wcześniej śledziliśmy na ekranie telewizora. Szczególnie, gdy była to mała, rozkoszna dziewczynka, której buzię w reklamach, serialach oraz filmach śledziło tysiące osób. Postać tragicznie zmarłej Judith Barsi do dziś zachowała się chociażby w takich produkcjach jak „Pradawny Ląd", gdzie dziewczynka zagrała Kaczusię lub „Wszystkie psy idą do nieba", gdzie można oglądać ją jako Anne-Marie.

MAŁA AKTORECZKA

Rodzice Judith — Jozsef oraz Maria — wręcz marzyli o tym, aby mieć dziecko aktora. Ich pragnienia wydawały im się nabierać na prawdopodobieństwu od chwili, gdy w czasie powstania węgierskiego w 1956r. przenieśli się do Los Angeles — metropolia i Hollywood były przecież idealną przestrzenią do wkroczenia w świat show-biznesu. Pewnie dlatego matka Jiduth, bardzo szybko po pojawieniu się córki na świecie w 1978r. zaczęła robić wszystko, aby jej mała dziewczynka pojawiła się w przyszłości na ekranach telewizorów.

Dziewczynka miała ledwie trzy latka, gdy jej mama zaczęła uczyć ją właściwej wymowy oraz postawy ciała, co miało jej ułatwić rozpoczęcie kariery. Wkrótce potem, gdy Judith skończyła pięć lat, marzenie jej rodziców spełniło się, a dziewczynka otrzymała swoją pierwszą rolę. Zagrała wówczas w reklamie soku pomarańczowego Donald Duck, a rodzice zaczęli robić wszystko, aby kariera ich córki nabrała tempa.

O sukcesie dziewczynki zadecydowała przede wszystkim jej aparycja — Judith była malutka i drobniutka, a przez to urocza i rozkoszna. Kamera wprost ją kochała. Jozsef i Maria pragnęli jak najdłużej utrzymać ten efekt, dlatego też podawali córce środki hormonalne, które ograniczały jej rozwój. Zastrzyki sprawiły, że w wieku dziesięciu lat dziewczynka mierzyła ledwie sto dwanaście centymetrów wzrostu.

TOKSYCZNY OJCIEC 

Rodzice Judith mieli swoje problemy jeszcze zanim ich córka pojawiła się na świecie. Niczego nie ułatwiał im fakt, że w USA byli oni wyłącznie imigrantami, którzy w dodatku uciekli z kraju pogrążonym w bitwach. Do podróży do Ameryki zmusiła ich nieciekawa sytuacja — na Węgrzech panowało wówczas powstanie. Jozsef miał problemy z alkoholem jeszcze przed poznaniem swojej żony, choć to nie przeszkadzało jej w związaniu się z mężczyzną — ich małżeństwo nie od razu wykazywało problemy. Wręcz przeciwnie, przez kilka pierwszych lat państwo Barsi cieszyli się ogromnym szczęściem, które tylko pogłębiło się po pojawieniu się ich jedynego dziecka na świecie. Dopiero rozpęd kariery Judith sprawił, że w Jozsefie obudziła się zazdrość.

Jozsef zaczął widzieć w malutkiej córeczce samo zło — gdy ta przygotowywała się do wyjazdu na plan filmowy na Bahamah, mężczyzna wszedł do jej sypialni, gdzie groził jej nożem. Po powrocie Judith atmosfera wcale się nie poprawiła, wręcz przeciwnie, w ich domu coraz częściej gościły kłótnie. Ich ofiarą najczęściej stawała się dziewczynka, którą to ojciec nazywał „rozpieszczonym bachorem".

Judith należała do bardzo delikatnych dziewczynek nie tylko z wyglądu — szybko przestała sobie radzić ze złością ojca, a atmosfera w rodzinnym domu psuła jej nerwy. Jej samopoczucie zaczęło się pogarszać, a ze szczęśliwej, pełnej życia dziewczynki zmieniła się w znerwicowany cień człowieka. Stres sprawił, że Judith zaczęła sobie wyrywać brwi, maltretowała też swoje koty. Niejednokrotnie skarżyła się bliskim i sąsiadom na swojego ojca, mówiąc, że boi się wracać do domu. Płakała, że tata pije i chce zabić mamę.

PRÓBY RATUNKU DZIEWCZYNKI

Maria starała się za wszelką cenę przezwyciężyć gniew męża. Miała dość tego, że Jozsef wielokrotnie groził, że ją zabije albo mówił, że zabije siebie oraz córkę, byleby tylko Maria cierpiała. Dwa lata przez zabójstwem córki zgłosiła doniesienie na męża, jednak wycofała je, gdy policja nie znalazła żadnych widocznych obrażeń sugerujących przemoc na jej ciele.

Ratować dziewczynkę starała się też jej własna agentka Ruth Hansen — gdy tylko dostrzegła, jak w złym stanie była dziewczynka, zasugerowała Marii zabranie jej do psychologa. Nie miała jeszcze wtedy pojęcia, jak okropnie wyglądała sytuacja w domu rodzinnym Judith, ale psycholog zauważył, w czym tkwił problem i niezwłocznie skierował dziecko do jednej z organizacji pozarządowych, które miały pomóc dzieciakom w domach przepełnionych przemocą. Jednak ani Judith, ani Maria nie mogły liczyć na pomoc z ich strony.

Maria starała się po raz kolejny wciąć sytuację w swoje ręce. Chcąc ratować siebie i córkę, wynajęła mieszkanie w Panorama City, gdzie zamierzała się przenieść razem z Judith. Do tego też namawiała ją agentka Ruth Hansen, tłumacząc jej, że możliwie najszybsza separacja oraz rozwód byłyby najlepsze dla nich obydwóch.

Ostatecznie jednak kobieta nigdy nie przeniosła się do nowego mieszkania. Bała się stracić wielkiego domu, w którym mieszkała wraz z mężem — uważała że jest to owoc jej zaangażowania w karierę córki. Państwo Barsi mogli pozwolić sobie na taką posiadłość tylko dzięki zarobkom ich córki na poziomie stu tysięcy dolarów rocznie, a matka bała się to stracić.

ŚMIERĆ DZIEWCZYNKI

Ostatnie wspomnienie Judith należy do jej sąsiadów, którzy widzieli ją na swojej ulicy - dziewczynka rankiem dwudziestego piątego lipca 1988 jeździła na rowerze, nie świadoma tragedii, która to miała dopiero nadejść. Tego samego dnia miała przecież pojawić się na przesłuchaniu, które być może zapewniłoby jej kolejną rolę.

Wieczorem tego samego dnia Jozsef Barsi zrobił to, co przepowiedział. Odebrał życie swojej żonie Marii oraz córeczce, strzelając do nich z broni.

Mężczyzna przez jeszcze dwa dni przebywał w domu, w otoczeniu ciała swojego dziecka oraz żony. Nie ruszył ich — małą Judith znaleziono w jej własnym łóżku, ciało Marii zostało pozostawione w przedpokoju. Dopiero nad ranem dwudziestego siódmego lipca mężczyzna przyniósł do domu benzynę, którą oblał ciała córki i żony, a następnie ukrył się w garażu, gdzie płynem zalał i siebie. Po wszystkim podpalił siebie, a wraz z sobą dom.

Była ósma trzydzieści rano, gdy sąsiedzi usłyszeli wybuch, a nad domem państwa Barsi zaczęły unosić się kłęby dymu. Nim pojawiła się straż pożarna, jeden z sąsiadów próbował jeszcze ratować sytuację o własnych siłach, w dłonie chwytając wąż ogrodowy. Nie był jednak w stanie pomóc osobom, które od dwóch dni już nie żyły, nie przeżył też Jozsef.


________________________________

Źródła:

wikipedia.org


________________________________

Hejka kochani! Dziś witam Was w nowej, bardzo smutnej sprawie. Co o tym sądzicie?

(Nie)wyjaśnione |ZAKOŃCZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz