~ 21 ~

1.6K 61 35
                                    

Liam


Wróciłem do siebie i zacząłem jeszcze raz oglądać wszystkie zdjęcia. Decyzja nie była prosta, bo każde jedno przedstawiało różne momenty z życia Oliviera. Jedne były tuż po urodzeniu, inne gdy malutki spał w łóżeczku, gdy siedział, gdy nauczył się stać i chodzić. Były też ze żłobka oraz bardziej aktualne.

Wpadłem więc na pomysł, by zachować je wszystkie, nie zabierając przy tym żadnego. Poszedłem do gabinetu i zacząłem zgrywać wszystkie zdjęcia zawarte w albumie. Jedno z nich, gdzie Olivier trzymany przez Jess i szeroko się uśmiechał, wydrukowałem i włożyłem do starej ramki, w której było jakieś moje zdjęcie z dzieciństwa.

Ustawiłem je sobie w salonie na półce, w takim miejscu, by było dobrze widoczne i miałem nadzieję, że pojawi się tam ich więcej.

W nocy budziłem się wiele razy. Byłem ogromnie podekscytowany spotkaniem z synem. Żeby rozładować trochę napięcia, rano poszedłem pobiegać, a po powrocie zrobiłem sobie porządny posiłek, który miał starczyć mi do wieczora.

Po trzynastej dostałem wiadomość. W pierwszym momencie bałem się, że to Jess z informacją o odwołaniu wizyty. Jednak gdy zobaczyłem imię przyjaciela, zdecydowanie mi ulżyło.

„Jak tak leci?"

Trzęsącymi się rękoma, odpisałem:

„Za godzinę jadę do syna"

Telefon natychmiast zadzwonił.

- Stary, kłamiesz! - Nie odezwałem się, milczeniem dając mu odpowiedź. - Ty mówisz poważnie?!

- Tak, Jacob, mówię całkowicie poważnie. Mam być u niego około piętnastej.

- Naprawdę Jess się zgodziła?

Oj kolego, nie tylko nie wierzyłeś. Ja myślałem dokładnie to samo.

- Tak, zgodziła się. Jezu, sam jeszcze w to nie wierzę. - Nie mogłem usiedzieć na miejscu, więc zacząłem krążyć po całym mieszkaniu. - Na razie to będą wizyty pod jej nadzorem u niej domu. A później zobaczymy.

Dotarłem do nowego pokoju Oliviera, oparłem się o futrynę i wyobrażałem sobie, jak się bawi na dywanie zabawkami jakie mu kupiłem.

- Chryste, Liam. Cieszę się, serio. Wiem ile to dla ciebie znaczy.

Popatrzyłem na swoją wolną rękę i obserwowałem jej drżenie.

- Jestem tak podjarany i nakręcony, że aż ręce mi się trzęsą. Jac, wyglądam jakbym miał Parkinsona, serio.

- Będzie dobrze. Z tego co wspominałeś, młody cię lubi, więc nie ma się czego obawiać.

Rolą przyjaciół jest pocieszać i wspierać. Tak, dokładnie to robił teraz Jacob. A może próbował robić, bo jakoś nie denerwowałem się przez to mniej. W końcu pierwszy raz miałem się bawić z małym jako jego ojciec, a nie znajomy z parku.

- Tak, wiem, że mnie lubi. Ale mi też było lżej się z nim bawić, gdy nie maiłem świadomości, że jest mój. Wtedy po prostu spędzałem z nim czas. Ale teraz? Teraz bardzo mi zależy, żeby nie tylko mnie lubił, ale również pokochał. Chciałbym być dla niego kimś ważnym.

Zamknąłem drzwi jego pokoju i wróciłem do salonu. Usiadłem na fotelu i patrzyłem na nowo postawioną ramkę do zdjęcia.

- Będziesz dla niego kimś bardzo ważnym - kontynuował Jacob. - Zobaczysz. Pokocha cię szybciej niż myślisz. Daj znać jak wrócisz.

Nic nie odpowiedziałem, tylko się rozłączyłem.

Jednak nie mogłem dłużej usiedzieć na miejscu, więc postanowiłem pojechać wcześniej i poczekać w samochodzie przed ich domem.

Szansa [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz