~ 22 ~

1.5K 58 18
                                    

Liam


Niedzielę poświęciłem na oglądaniu zdjęć synka i jego mamy. Chciałem znowu ich odwiedzić, ale mieli dziś gdzieś jechać i wrócić w poniedziałek, więc musiałem cierpliwie czekać do kolejnego spotkania, na które wstępnie umówiliśmy się na środę.

Na godzinkę wpadł też Jacob. Chciał zobaczyć jak się trzymam po spotkaniu z dzieckiem. Opowiedziałem mu o wizycie i dumny pokazałem zdjęcie synka brudnego od czekolady. Gdy znowu zostałem sam, uszykowałem sobie wszystko do pracy, do której miałem wrócić z kolejnym dniem i spakowałem zdjęcie syna, które zamierzałem ustawić na moim biurku.

Dni do środy okropnie mi się dłużyły. Owszem, pracy miałem dużo, bo musiałem nadrobić sporo zaległości, a do tego prezes bardzo absorbował mój czas, ale tęsknota za synkiem, wydłużała to oczekiwanie.

Codziennie wymienialiśmy z Jess wiadomości. Pisała co u synka i czasami wysyłała jakieś zdjęcie.

Byłem jej za to wdzięczny, a przy tym zastanawiałem się, co się takiego stało, że tak diametralnie zmieniała podejście do moich kontaktów z synem. Ciekawiło mnie to bardzo, jednak nie zamierzałem jej o to pytać. Nie chciałem, żeby nasze stosunki znowu się pogorszyły.

W środę niestety ostatecznie się nie spotkaliśmy, bo mały źle się czuł, marudził, nie chciał jeść i ciągle spał. Dobijało mnie to, bo nie tylko musiałem dłużej czekać, by go zobaczyć. Problemem było również to, że po prostu był chory, a ja chciałem być przy nim.

Olivierowi zaczęło się poprawiać, więc ostatecznie umówiliśmy się na sobotę. Mieliśmy iść do parku i na plac zabaw. Ten sam plac, na którym się z synkiem poznaliśmy.

Stawiłem się punktualnie w południe i czekałem na moje dwie miłości -syna i jego mamę.

- Lam! Lam!

Odwróciłem się w stronę krzyków i rozpostarłem ramiona, żeby synek mógł się w nie wtulić. Wstałem trzymając go i okręciłem się kilka razy wokół, na co Oli zaczął się głośno śmiać.

- Przepraszamy za spóźnienie. Coś nas zatrzymało - Jess zaczęła się tłumaczyć.

- To ujek! - powiedział Oli. - Ujek ksycał mame.

Zaskoczony słowami synka zerknąłem na Jess, a ona zrobiła się czerwona.

- Oli! Idź się lepiej pobawić. Tylko nie biegaj za szybko!

Mały pobiegł prosto na zjeżdżalnie i gdy tylko był pochłonięty zabawą, zapytałem by usłyszała mnie siedząca obok kobieta:

- Jess, wszystko w porządku?

- Dlaczego miałoby nie być? - spytała udając, że nie wiedziała o co mi chodziło.

- Nie chcę się wtrącać, ale Oli powiedział...

Jess przerywając mi, nie dała mi skończyć.

- Masz rację - powiedziała ostro - to nie twoja sprawa.

- Lam! Huśtać!

Mały mnie zawołał, więc wstałem z ławki i kierując się w stronę dziecka, powiedziałem tylko:

- Przepraszam.

Tego dnia już więcej nie rozmawiałem z Jess. Wymienialiśmy tylko zdawkowe informacje. Gdy mały zaczął być już senny, bo zbliżała się jego pora drzemki, zaczęliśmy się zbierać do wyjścia. Przed bramą, Oli się odezwał:

- Lam, jutlo zoo. Psyjdzies?

Spojrzałem niepewnie na Jess, zupełnie nie wiedząc, co mu odpowiedzieć. Nie chciałem się zbytnio narzucać, ale miałem na to wyjście ogromną ochotę. Przykucnąłem przed nim, żeby łatwiej nam było patrzeć na siebie i powiedziałem:

- Oli, ja bardzo chętnie, ale pewnie macie to razem zaplanowane. Nie chcę wam przeszkadzać.

- Psyjdź - prosił chłopczyk, a ja główkowałem nad odpowiedzią.

- Możesz się przyłączyć - odpowiedziała Jess. - Jedziemy w trójkę z Jamesem, ale jeśli naprawdę chcesz, to możesz się przyłączyć.

- Jesteś tego pewna? - spytałem jej, na co ona przytaknęła głową.

Wróciłem spojrzeniem na synka i odpowiedziałem:

- No to się widzimy jutro. Jess napisz w którym zoo będziecie i o której.

- Supel! - krzyknął uradowany malec na co się szeroko uśmiechnąłem.

Przytuliłem go na pożegnanie i poszedłem w stronę własnego samochodu.

~ ~ ~ ~ ~ ~

Kolejnego dnia stawiłem się w miejscu i godzinie, jaką otrzymałem wieczorem od Jessi.

Dostrzegłem ich chwile po tym jak z parkingu przynależącym do zoo, skierowałem się w stronę kas. Gdy tylko Olivier mnie zobaczył, zaczął mnie wołać i biegł w moją stronę. Chwyciłem go w ramiona i ukręciłem kilka razy. Później posadziłem go sobie na barana i podszedłem do Jess i Jamesa.

- Cześć. Miło was widzieć - przywitałem się ogólnie, ale oczywiście miałem na myśli tylko mojego synka i jego mamę.

- Ta, zajebiście miło - powiedział z sarkazmem James, na co Jess go szturchnęła łokciem i się odezwała:

- Dobrze, że już jesteś Liamie. Oli nie mógł się już doczekać, aż do nas dołączysz.

Uśmiechnąłem się w podziękowaniu i z małym na ramionach poszedłem kupić bilety, po czym wszyscy weszliśmy do środka.

Ja chodziłem wszędzie z Olivierem. Czasami szedł ze mną za rękę, czasami biegał i skakał wokół mnie, a jak się męczył, to sadzałem go sobie na barana. Bawiliśmy się świetnie, zapominając o idącej za nami dwójce osób. Czytałem wszystkie tabliczki z nazwami mijanych zwierząt i informacjami o nich. Naśladowaliśmy też ich odgłosy, ciekawi czy te będą nam odpowiadać. Znaleźliśmy również ciuchcię dla dzieci, do której wsadziłem synka i nagrywałem jak nią jeździł. Miał w sobie tyle radości i energii, że zarażał nią nawet mnie. Nigdy wcześniej zoo nie kojarzyło mi się z tak wielką zabawą. Zawsze wydawało mi się, że to nudne i męczące spacery między jedną śmierdzacą klatką a drugą.

Jess co jakiś czas dawała małemu coś do picia albo jakieś przekąski, a sama razem z Jamesem trzymała się nieco z tyłu, dając mi z synem trochę swobody. Ja starałem się nie odwracać do tyłu, bo gdy tylko widziałem, jak James przytulał moją miłość, to ściskało mi serce i traciłem dobry nastrój.

Nie chciałem, by ten dzień się kończył, ale niestety nie miałem tu nic do powiedzenia.

Gdy nasz wspólny czas dobiegł końca, miałem problem żeby wypuścić syna z ramion. Bolało mnie tym bardziej, że wiedziałem, iż nie będzie nam dane spotkać się aż do soboty. Świadomość ta znacznie utrudniała mi pożegnanie.

- Będę tęsknił - powiedziałem, mu do ucha.

- Ja tes. Pa Lam.

Mały odsunął się ode mnie i z mamą oraz przyszłym ojczymem skierowali się w stronę samochodu, a ja patrzyłem na oddalające się postacie. Nawet gdy już wsiedli do samochodu i odjechali, to ja nadal tak stałem i wpatrywałem się niewiadomy punkt przed sobą.

Wyobrażałem sobie, jak idę z Jess za rękę, a dookoła nas biega zadowolony Oli. Widziałem też, jak z synkiem między nami, spacerujemy po parku albo zoo. I w żadnej z tych wizji nie było Jamesa. Byliśmy tylko my, nasza trójka.

A gdy tylko wróciłem do miejsca w jakim stałem i uświadomiłem sobie, że to była tylko moja wyobraźnia, przestałem się uśmiechać i wróciłem do swojego samochodu.

Szansa [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz