~ 26 ~

1.7K 60 21
                                    

Liam


Jak wszyscy dobrze wiedzą, wszystko co dobre szybko się kończy. Okres świąteczny minął, tak jak sylwester i trzeba było wracać do pracy. Podsumowania zakończonego roku, zestawienia, statystyki, wszelkie rozliczenia,... można by tak wymieniać godzinami. Każdy dział był zawalony robotą, ale chyba dział finansów, za który odpowiadałem ja, miał w tym okresie najbardziej przerąbane.

Biegałem między spotkaniami a tworzeniem kolejnych rozliczeń. Szykowałem się do kolejnego spotkania, które miało zacząć się za kwadrans, gdy zadzwonił mój telefon. Nie chciałem odbierać, bo kompletnie nie miałem czasu na rozmowy, jednak musiałem choć zerknąć, by sprawdzić kto się do mnie dobijał.

Gdy tylko zobaczyłem wpis Jess, od razu odebrałem, choć nie wiedziałem czy byłem bardziej zaskoczony, czy zmartwiony tym, że dzwoniła.

- Witaj Jess.

- Cześć Liam. - Zapytała niepewnie. - Nie przeszkadzam?

- Za kwadrans mam spotkanie, ale ty nigdy mi nie przeszkadzasz.

Westchnęła zrezygnowana i zapadła chwila ciszy. Już zanim odebrałem czułem, że Jess nie dzwoniła na pogaduszki, tylko w jakimś konkretnym temacie, ale z jakiegoś powodu miała obiekcje, żeby to z siebie wydusić.

- Jess, czy coś się stało? - Nadal się nie odezwała. - Jess? Po prostu powiedz. Mam w czymś pomóc? Chodzi o Oliviera?

- Nie, to znaczy tak. Bo..., wiesz co? Albo już nic. Trzymaj się Liam.

Ledwo skończyła mówić i rozłączyła połączenie. Jej zachowanie upewniło mnie, że coś jest na rzeczy, więc wybrałem do niej numer i czekałem na połączenie.

- Tak? - zapytała cicho.

- Jess, proszę powiedz mi o co chodzi.

- Przepraszam, że ci przerwałam pracę.

- Jess. Wyduś to, bo zaczynam się martwić.

- Dobrze. Bo chodzi o to... - odchrząknęła, gdy głos zaczął jej się urywać i mówiła dalej: - bo popsuł mi się samochód, a mam pilną wizytę u pulmonologa z Olim, bo niezbyt dobrze się dziś czuje. - Jak tylko usłyszałem, że Olivier źle się czuje, serce zaczęło mi szybko bić. - Wydzwaniam do Jamesa już jakiś czas, ale on nie odbiera, więc...

- Jesteście w domu? - Przerwałem jej, ponieważ nie potrzebowałem jej tłumaczeń. Ona razem z synem potrzebowali pomocy i tu nie było czego tłumaczyć.

- Tak - odpowiedziała chyba zawstydzona albo wystraszona. Nie byłem pewny co wyczułem w jej głosie, być może i jedno i drugie.

- Zaraz będę - zapewniłem próbując się uspokoić.

- Ale mówiłeś, że masz spotkanie - ni to zapytała, ni stwierdziła.

- Skarbie, to tylko omówienie wyników. Olivier to mój syn, który potrzebuje mojej pomocy. Żadne spotkanie nigdy nie będzie od niego ważniejsze. Będę za jakieś dwadzieścia minut.

Jak tylko skończyłem mówić, wyłączyłem szybko komputer, sprzątnąłem wszystko z biurka i wyszedłem z gabinetu.

- Monic, muszę natychmiast wyjść i dziś już nie wrócę. Powiadom zarząd, proszę.

Już miałem się odwrócić i odejść, gdy ta się odezwała.

- Ale Liam, to Rada Zarządu.

Miałem ochotę się zaśmiać. Jeszcze kilka miesięcy temu panikowałem, gdy choć miałem się spóźnić na spotkanie z szefami, a teraz tak po prostu sobie wychodziłem. Cóż, chyba robiłem postępy w priorytetach.

Szansa [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz