Francja właśnie szykowała się na imprezę "powitalną" jak ona to nazwała. Ja się jakoś specjalnie nie szykowałem tylko wziąłem wino i piwo roboty Francji i mojej. Kiedy księżna się już wreszcie wyszykowała wyszła z domu biorąc alkohol. Ja zamknąłem drzwi i dorównałem jej kroku. Kiedy staliśmy już u drzwi okazało się, że Francja naprawdę miała racje. Wszyscy tam byli, a przynajmniej tak mi się zdawało. Był tam baner ciągnący się przez całe pomieszczenie z napisem "Witajcie Nowi!". Rozśmieszyło mnie to, ale nie dałem tego po sobie poznać. Wybuchło konfetti które po chwili było wszędzie na mnie. Francja podskoczyła z piskiem wręczając gospodarzowi nasze wyroby.
-Dobra... A teraz chlamy! Woooo Hoooo!! -powiedział już raczej wstawiony Rusek.
-Nie przejmuj się on tak zawsze. Ludzie go za to lubią bo mimo to... em... po prostu jest fajny- zwrócił się do mnie USA wyraźnie widząc moje "wtf" na twarzy, po czym dołączył do towarzystwa.
Przez większość imprezy siedziałem przy barku i co chwile poznawałem nowych ludzi. Do prawdy wszyscy są tu mocno towarzyscy. W pewnym czasie już do końca upity Rusek wszedł na stół.
-To JaK lUdZiE?! StRaSzYmY nOwYcH tĄ sTaRą ChAtĄ nA kOńCu DrOgI?! - wydrał się do tłumu Rosja.
-TAAAK! - krzyknęli wszyscy.
W tym momencie Francja oddaliła się od nowych znajomych i podeszła do mnie łapiąc się mojej ręki jakby chciała się schować.
-DoBrZe WiĘc. AmErYkO... kOcHaNiE... uRaCz NaSzYcH nOwYcH zNaJoMyCh OpOwIeŚcIaMi, Bo Ja - nie dokończył bo spadł na ziemie i jak wylądował tak zasną.
Reszta zaczęła się bawić dalej, a rozbawiony USA podszedł do nas.
-Chodźcie - powiedział ciągnąc nas na dwór.
-Po co wychodzimy? - zapytała Francja.
-Dla klimatu - oznajmił nasz towarzysz.
Szliśmy w ciszy przez dłuższy czas. Ulica przy której mieszkaliśmy nie miała dalej żadnych skrętów. Prowadziła cały czas prosto i z każdym krokiem coraz lepiej było widać bardziej wille niż dom otoczoną wielkim kamiennym murem oraz masywną bramą z kolcami na samej górze. Willa ta kończyła tym samym drogę, jakby właśnie ta droga była zbudowana wyłącznie o myśli o samotnej posiadłości do której po pewnym czasie dobudowały się inne domy.
-Dobrze więc, raczej już dobrze widać ten gigantyczny mur za którym wydaje się być puszcza - powiedział do nas USA z kamienną miną. - Zacznę opowiadać. A więc dawno temu młody chłopak po wielkich przeżyciach przyjechał w to miejsce. Podobno był napadnięty przez dwa razy większych i nie tylko, a przyjechał tu odsapnąć od szarej rzeczywistości. Niektórzy mówią że droga ta powstała zbudowana za śladem jego zaschniętej krwi wylewającej się strumieniami, bo jego prześladowcy przecięli go w pół - w tym momencie Francja przybliżyła się do mnie, jakby znowu chciała się schować. Przewróciłem oczami i słuchałem dalej. - Kidy staną w miejscu gdzie znajdują się teraz te mury uznał że jest tu przepięknie, natura i takie tam. Gościu ponąć uwielbiał naturę. Zaraz po tym jak jego razy się zabliźniły zaczą budować to przy czym teraz stoimy - powiedział zatrzymując się przed "straszną" willą. - Jest on podobno bezwzględny, przez to co mu się stało pragnie zemsty i krwi wrogów, na swojej posiadłości podobno zrobił tyle pułapek, że tylko on umie się poruszać po tym terenie tak aby nie zginąć. A ta dzicz jaką widzicie za bramą, jest skutkiem tego że na swoim terenie hoduje mnóstwo różnego rodzaju roślin. Nienawidzi wszystkich krai i jak któryś tam wejdzie i zagłębi się w tą dzicz to nie wróci. Podobno ziomek z nudy stworzył kwiecistą hybrydę. Kwiat ten potrafi bez wody wytrzymać rok i nie tracić na tym swojego piękna, płatki ma we wszystkich kolorach tęczy, napar zrobiony z niego potrafi wyleczyć najgorsze choroby. A jego wynalazca podobno dalej tam żyje w kwiecie wieku i czasami w nocy najczęściej o trzeciej nad ranem pobliskie domy słyszą dochodzący z tego miejsca przepiękny, czysty śpiew. - Raczej zakończył opowiadać USA.
-Nie chciałabym mieszkać w takim razie tak blisko tego miejsca. To było by przerażające - mocnej wtuliła się we mnie Francja.
-Jak się nazywa? - zapytałem, bo może będę go znał z kart historii.
-A no właśnie to jest największa zagadka. Wszystko co wam powiedziałem to legendy tego miejsca przekazywane z pokolenia na pokolenie, co jet trochę dziwne patrząc na to że osoba zamieszkująca to miejsce podobno jest cały czas w tym samym wieku. Niektórzy spekulują, że może ci jego oprawcy coś mu zrobili, jakiś eksperyment. - odpowiedział Ameryka. - No to teraz proszę za mną - powiedział wyszczerzając się i podając Francji latarkę i prowadząc nas wzdłuż muru.
USA zatrzymał się dopiero wtedy kiedy prawie się wywalił. Odsuną wtedy od muru wielki kamień ukazując tym samym dziurę w nim. Dał nam znak żebyśmy weszli do środka. Francja posłusznie weszła, a ja się nawet nie schyliłem, tylko wbijałem wzrok w USA, na co on mnie wepchał do środka. Rzucił tylko szybko, że to nasze "chrzciny" i że albo siedzimy cały czas przy murze i czekamy do rana aż po nas przyjdą, albo idziemy szukać tęczowego kwiatu. Po tym kamieniem zatkał dziurę przez którą weszliśmy, a Francja zaczęła panikować. Przewróciłem tylko oczami i zabrałem jej latarkę. Czasami naprawdę mnie wnerwiała swoim zachowaniem. Robiła tak, że wyglądała na biedną panienkę, a tak na prawdę chciała tylko wykorzystać. Jestem z nią wiedząc o tym. Nie mam pojęcia czemu dalej tak jest.
-Przestań pierdolić - wstałem zdenerwowany. - Mam już tego dość. Idziesz ze mną? - zapytałem.
-Ugh... grzeczniej... I nie, nie idę. - odpowiedziała i strzeliła focha.
Nie zwracając na nią dłużej uwagi odwróciłem się na pięcie i poszedłem dalej w stronę jej przeciwną niej. Zacząłem kierować się w stronę willi, oglądając się dookoła. Mój ojciec był wojskowym i mnie więcej przez to umiałam rozpoznać nieliczne jednak pułapki prowadzące do wielkiego domu.
CZYTASZ
Ich liebe dich || Gerpol
أدب المراهقينNiemcy przeprowadza się razem z Francją (jego dziewczyną) w nową, podobno lepszą, okolicę. Tam od miejscowych dowiaduje się o tajemniczym domu na końcu ulicy ze zamkniętymi wielkimi wrotami. Z każdą nową informacją na temat tej tajemniczej posiadłoś...