Światło ognia padające z kominka wydobywa mój gabinet z półmroku. Siedząc w fotelu ze stertą teczek z aktami na kolanach, wpatruję się bezmyślnie w płomienie. W dodatku mam przemożną ochotę się napić i to bynajmniej nie piwa kremowego. Czy to możliwe, aby każdy kolejny dzień był gorszy? A może ja to po prostu sobie wymyślam. Może żyję w jakiejś psychozie…
Zerkam na zegarek, stwierdzając, że zbliża się północ. Chyba czas już wracać do domu. Jutro od rana powinienem stawić się na szkoleniu kandydatów na Aurorów i osobiście sprawdzić ich możliwości, a także upewnić się, że wiedzą, czym jest ta praca i czego od czarodzieja wymaga. Zwłaszcza od takiego, który dopiero co ukończył Hogwart i myśli, iż cały świat wraz z przyległościami należy do niego… Nadal nie lubię patrzeć na zderzanie się naiwności i idei z prawdziwym życiem. Zawsze wiadomo, co z takiego pojedynku wyjdzie cało.Wstaję i odkładam akta na biurko – świat nie runie w gruzy, jeżeli uzupełnię je później. Przeciągam się, słysząc chrupnięcia w kościach; cóż, męczyłem się z tymi dokumentami dość długo. Zawsze wolałem robotę czynną od papierkowej...
Ledwo zdążyłem to pomyśleć, drzwi mojego biura otwierają się z hukiem, a do środka wpada zdyszany Seamus Finnigan.- Co jest? – Pytam, błyskawicznie znajdując się przy nim.
- Brygada Uderzeniowa potrzebuje posiłków – poinformował mnie mężczyzna na wydechu.
- Gdzie?!
- Na East Endzie! Skrzyżowanie Czwartej i Ósmej przecznicy.
- Kurwa – zakląłem, nie mogąc się powstrzymać. – Zbierz wszystkich, którzy mają dyżur w holu, za minutę się teleportujemy. Migiem!
Seamus wybiegł, a ja szybkim krokiem ruszyłem za nim.
W holu niemal wszyscy pojawiają się w tym samym czasie. Dziesięć osób w szkarłatnych szatach, przeciętnie dyżurujący oddział Aurorów. Zawsze twierdziłem, że jest nas za mało. Czuję ich spojrzenia, wbijające się we mnie z napięciem.- Znacie swoje zadania i zasady. Dzisiaj, przede wszystkim musimy chronić cywilów. Co do reszty, w miarę możliwości bierzemy ich nieuszkodzonych. Potrzebujemy informacji. Rozumiecie?
Poważne, zacięte milczenie uświadamia mi, że tak.
- Doskonale. Ruszamy!Na East Endzie moją pierwszą myślą jest, że przecież powinno być ciemno; jest cholerny środek nocy. Tymczasem, prócz normalnych, mugolskich latarni mrok rozświetlają łuny zaklęć. Już z odległości kilkuset metrów można dostrzec zarys dwóch napierających na siebie, sporych grup. Biegnąc w tamtą stronę razem z moją jednostką, widzę miotających się tam czarodziejów z Brygady Uderzeniowej i, cholera, mugoli. Dupa blada, zaraz zleci się tu pół Londynu.
Rzucamy się do interwencji, która nie wiadomo czy da cokolwiek.Dwie godziny później udaje się rozgonić tłum. Wszystkie ślady zostają posprzątane, pamięć postronnych wyczyszczona a ja znajduję się w gabinecie wiceministra. Raport. Jakby nie mógł go zdać ktoś inny…
Mimo wszystko staram się uśmiechać do Artura, który przygląda mi się wyraźnie zaniepokojony.- Jaki jest bilans? – pyta, zdejmując okulary i zmęczonym gestem pocierając dłonią nasadę nosa.
- Kilkanaście osób niegroźnie rannych, dwie poważnie… są już w Świętym Mungu… Piętnastu aresztowanych, z czego zarzuty możemy postawić najwyżej czterem. – Krzywię się wymownie. – Resztę musimy jutro, po przesłuchaniu, wypuścić. Sam wiesz najlepiej, jak to wszystko wygląda w świetle prawa.
CZYTASZ
Druga strona świtu
Fiksi PenggemarOgółem down ze mnie, nie zauważyłam, że książka jest niedokończona Tak więc zakończenie można uznać za baardzo otwarte Przepraszam:( Ja tylko udostępniam! Czasem życie jest dziwniejsze, niż można by pomyśleć. Kto wie o tym lepiej niż Harry Potter...