VI

829 38 5
                                    

Ginny definitywnie zmiękła po kupnie kwiatów. Przez całe dwa dni konsekwentnie mnie unikała, nie zrobiła na niej również wrażenia samodzielnie przygotowana kolacja – dopiero kilka… naście bukietów storczyków, w których zatonęła sypialnia, sprawiło, iż moja narzeczona poddała się porywowi serca, a ja mogłem triumfalnie wrócić do naszego łóżka. Myślałem, że będzie temu towarzyszyć większa ekscytacja.

W pracy znów mamy lekkie urwanie głowy – coraz bliżej do referendum nad ustawą o posiadaniu różdżek przez nieludzi. Jej przeciwnicy i zwolennicy bezustannie prowadzą bardzo głośne i nierzadko prowokujące oponentów demonstracje. Wielu ludzi z mojego wydziału wspiera Brygady Uderzeniowe. Nauczeni doświadczeniem, staramy się nie dopuścić do konfrontacji.

Poza tym jesteśmy zajęci rozwiązywaniem zwyczajnych, codziennych dla naszego biura problemów. Gro przestępców wciąż czeka, aż ktoś w miarę kompetentny wsadzi ich za kratki. Lubię mieć dużo rzeczy na głowie i lubię swoją pracę, choć czasami mogę sprawiać inne wrażenie. Kim byłbym bez niej? Wolę sobie tego nie wyobrażać. Jeśli coś jest tutaj minusem, to duża odpowiedzialność i brak czasu dla przyjaciół. Niemal zero tak zwanego życia towarzyskiego.. Na to jednakże trzeba być przygotowanym; bycie aurorem to oddawanie się swojej pracy bez reszty. Być może ja tego właśnie potrzebuję.

Jednak, tak gwoli stosunków międzyludzkich, chciałbym się dowiedzieć, co się dzieje u Rona i Hermiony. Bo, że coś się dzieje, to raczej oczywiste. To nie tak, że jestem wścibski… A może właśnie jestem. Po prostu Ron konsekwentnie unika tematu, pogłębia się tylko jego ponura mina i mars miedzy brwiami. Przecież nie będę go wypytywał, to byłoby poniżej pewnego poziomu.

Jeśli on nie chce mówić, z całą pewnością zechce Hermiona. Wiem, jestem podły i to nie moja sprawa, ale… Ale. Dlaczego ja się właściwie przed sobą usprawiedliwiam? To moi przyjaciele, do czorta! Powinienem wiedzieć, co z nimi nie tak. Li i jedynie.

Dochodzę do wniosku, że najlepiej zacząć od razu szukać Miony. Najłatwiej mi chyba będzie złapać ją w porze lunchu. Jest jedną z Niewymownych, a oni z reguły jedzą w osobnej sali i rzadko ktokolwiek z zewnątrz się tam zapuszcza.

Maszeruję szybko korytarzami Ministerstwa. Mam nadzieję, że nikt mnie stamtąd nie wywali, przynajmniej nie tak od razu.

Kiedy już wchodzę do tej prowizorycznej stołówki, ciemnawej, wypełnionej niewielkimi, porozstawianymi w nieładzie stolikami, rozmowy milkną. Spoglądam na pracowników Departamentu Tajemnic, starając się nie dać po sobie poznać, że nagle czuję się cokolwiek skonfundowany. Na szczęście całkiem niedaleko dostrzegam Hermionę, co pozwala mi odzyskać nieco rezonu. Z wystudiowanym spokojem podchodzę do stolika, przy którym siedzi z jakąś dość sympatyczną blondynką w średnim wieku.

– Harry? Co tu robisz? – Przyjaciółka patrzy na mnie wyraźnie zdziwiona. W tej przepisowej szacie ich departamentu wygląda bardzo służbowo i profesjonalnie. Nigdy się do tego nie przyzwyczaję.

– Witaj. Dzień dobry – zwracam się do nieznajomej kobiety, która wręcz pożera mnie wzrokiem. Paskudne uczucie. – Hermiono, moglibyśmy porozmawiać?

– Stało się coś? – Wygląda na zaniepokojoną.

– Nie, ale…

– Mary, przepraszam cię bardzo… Mogłabyś nas zostawić? – Miona błyskawicznie i bez większych oporów spławia swoją koleżankę, za co jestem jej niepomiernie wdzięczny. Kobieta odchodzi, rzucając mi powłóczyste spojrzenie. Siadam na jej krześle.

– Więc, Harry, o co chodzi? – Brązowe oczy przyjaciółki wpatrują się we mnie z uwagą.

– A musi o coś chodzić? – gram na zwłokę. – Może po prostu chciałem się z tobą zobaczyć?

Druga strona świtu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz