III

994 42 0
                                    

Czwartek nadszedł zbyt szybko, mimo tego, że miałem nadzieję na jakaś małą Apokalipsę, która uchroniłaby mnie przed spotkaniem z Nietoperzem. Jak zwykle w decydujących chwilach, życie okropnie mnie zawiodło. Powiedzieć, iż nie mam ochoty do niego iść, będzie niedomówieniem stulecia. Wiem, że muszę w końcu nauczyć się tej legilimencji, ale to wcale nie podnosi mnie na duchu. Zwłaszcza, iż będzie to połączone z oklumencją, a z tym w wykonaniu Snape'a nie posiadam zbyt dobrych wspomnień. Właściwie, to koszmarne. Co jednak robić…? Mam mocne postanowienie, że będę się starać i nie dam mojemu byłemu nauczycielowi żadnej mściwej satysfakcji.
Obym o tym nie zapomniał, kiedy tylko go zobaczę.

Godzina siedemnasta pięćdziesiąt osiem jest dla mnie jak wyrok. Przez chwilę czuję pokusę, by się spóźnić, ale wizja wkurzonego Mistrza Eliksirów robiącego sieczkę z mojego umysłu skutecznie mnie powstrzymuje. Nikt chyba nie jest aż takim masochistą.
Tym razem nie mam szczęścia i, wychodząc z kominka Snape'a, nie mogę ustać w pozycji pionowej. Wita mnie ironiczny śmieszek.

- Potter, doprawdy, myślałby kto, że chociaż trochę dorosłeś.

Unoszę głowę akurat w momencie, gdy stojący naprzeciw Snape rzuca mi swoje firmowe spojrzenie pełne politowania. Aby dopełnić obrazu pogardy brakuje tylko, żeby ta jego czarna szata zaczęła złowieszczo furkotać na wietrze. Jak dobrze, że jesteśmy w zamkniętym pomieszczeniu.
Zbieram się z klęczek i rzucam mężczyźnie złe spojrzenie. W końcu to ja, będąc z nim tutaj, jestem bardziej pokrzywdzony.

- Zabieramy się od razu do ćwiczeń? – Nie mam zamiaru odpowiadać na jego prowokacje.

- Cóż, nie ma sensu drugi raz wykładać ci teorii legilimencji. Jeśli wtedy nic nie zapamiętałeś, dziś też nie będzie lepiej. – Snape uniósł wymownie brwi.

- Dzięki, przynajmniej coś zostało mi oszczędzone – mruknąłem sarkastycznie.

- Proszę bardzo Potter, już możemy zacząć marnować mój czas. Oczywiście, najpierw musisz opanować oklumencję. – Kącik ust mężczyzny unosi się złośliwie. – A to nie rokuje zbyt dobrze naszej współpracy.

- Snape, ostatnio, kiedy mnie tego uczyłeś miałem piętnaście lat – Kręcąc głową, krzyżuję ramiona na piersi. – A ty wykazałeś zadziwiająco niewielkie zdolności dydaktyczne.

- Potter, nie obchodzi mnie, ile masz czy miałeś lat. Wtedy nie chciałeś się uczyć, nic sobie nie robiąc z faktu, że dybał na ciebie Czarny Pan. – Mistrz Eliksirów prychnął. – Więc nie wiem, dlaczego teraz, kiedy niebezpieczeństwo jest bez porównania mniejsze, miałbyś się czegokolwiek nauczyć. Chyba, że aż tak bardzo nęci cię wizja pogrzebania w umysłach własnych podwładnych. Gratulacje, Potter… Nasz Złoty Chłopiec w końcu dojrzał do tego, by skalać swoje przeczyste ręce brudnymi metodami.

- Zamknij się, Snape – nie wytrzymuję. – Nie wypowiadaj się o czymś, o czym nie masz najmniejszego pojęcia.

- Gdybyś wiedział, o czym mam pojęcie, Potter, to uciekłbyś z krzykiem – zauważa Snape pewnym głosem. – Może zamiast tracić czas weźmiemy się do pracy?

Skinąłem głową i podszedłem bliżej, obserwując zwiększającą się niechęć na twarzy nauczyciela. Ten bez słowa wskazuje mi miejsce oddalone od siebie o dobrych kilka kroków. Kiedy już je zajmuję, ogarniające mnie uczucie deja vu staje się nieprzyjemnie przejmujące.

Druga strona świtu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz