„When I was young
I thought I had my own key
I knew exactly what I wanted to be
Now I'm sure
You've boarded up every door"*Mam wrażenie, że ściany przedpokoju zaczynają gwałtownie na mnie napierać i nagle robi mi się nieznośnie duszno. I głupio. Zapominam nawet mojej niezbyt starannie przygotowanej przemowy.
Nie pomaga mi fakt, iż ewidentnie rozwścieczony Snape patrzy na mnie przeszywająco z odległości kilku kroków. W taki sposób, abym domyślał się dokładnie, że wszystko co powiem, zostanie użyte przeciwko mnie. Bezwzględnie i bezlitośnie.
Nabieram tchu… i milczę nadal.
Snape nie wytrzymuje.
– Potter, do jasnej cholery! Wpadasz tu jak po ogień, bezczelnie, przez nikogo nie zaproszony, nie chcesz wyjść, napraszasz się nachalnie o rozmowę, a kiedy się godzę – chociaż wiesz, że najchętniej złapałbym cię za kark i wywalił za drzwi – to nagle masz kaprys zaniemówić i idiotycznie się na mnie gapić!
– Ja wiem, że ta sytuacja jest głupia – przyznaję, starając się znaleźć w sobie odwagę, z jaką jeszcze przed chwilą się z nim kłóciłem – nie ma jednak potrzeby ugłupiać jej jeszcze bardziej.
Mina Nietoperza mówi dobitnie, iż nie ma zamiaru niczego mi ułatwiać. Wręcz przeciwnie, jeszcze chętnie kopnie mnie w słabiznę.
– Przede wszystkim chciałbym… muszę cię przeprosić. – Ledwo to wykrztusiłem, ale trochę mi ulżyło.
– Doprawdy? – Mistrz Eliksirów zadaje pytanie zjadliwym tonem. – Za co?
– Za to, że ja… że cię… – zacinam się i z uwagą oglądam podłogę, nie mając pomysłu, jak zakończyć tę wypowiedź. – Nie powinienem był, nie miałem prawa. Przepraszam. – Gdy podnoszę wzrok, zauważam, że dopiero teraz twarz Snape'a jest naprawdę wykrzywiona w złości. – Co? – pytam trochę zdezorientowany. – Sev…
Nie dane mi jest dokończyć, ponieważ mężczyzna nagle, jednym skokiem znajduje się obok, łapie mnie za ramiona i ciska na ścianę tak, że moja głowa z okropnym łupnięciem uderza w tynk. Upływa dobrych kilka sekund, nim jestem w stanie przywrócić sobie funkcje myślenia i skupić wzrok. Snape nadal brutalnie przytrzymuje mnie w miejscu, zamykając mocno dłonie na moich ramionach. Z całej siły zaciskam powieki; nie chcę widzieć go tak blisko mnie, wiedząc, że nic nie mogę zrobić. Nie chcę…
– Dobrze się bawiłeś? – syczy Nietoperz, a ja, trochę wbrew sobie, otwieram oczy. W jego źrenicach widzę odbicie własnego, zszokowanego spojrzenia. – Dobrze się bawiłeś? Odpowiedz, do cholery!
– Zwariowałeś? Mówisz tak, jakby to była jakaś gra! – Wymawiam słowa tak, jak gdybym je wypluwał.
– Nie udawaj większego durnia, niż jesteś!
– Przestań, ty pieprzony kretynie! – Udziela mi się wściekłość i próbuję się wyswobodzić z trzymających mnie rąk. Osiągam tylko to, iż przyciska mnie do ściany bardziej. Rezygnuję. – Co ty mi, do wszystkich diabłów, insynuujesz? – warczę, zbliżając twarz do jego twarzy.
– Co insynuuję? I ty śmiesz pytać? – Jego ironiczny, pełen złości śmiech przywodzi mi na myśl pękające szkło. – Przez chwilę miałem wrażenie, że jesteś inny niż myślałem, Potter, inny od swojego ojca, myślałem, że… Uznaj to za chwilową niepoczytalność.
CZYTASZ
Druga strona świtu
FanfictionOgółem down ze mnie, nie zauważyłam, że książka jest niedokończona Tak więc zakończenie można uznać za baardzo otwarte Przepraszam:( Ja tylko udostępniam! Czasem życie jest dziwniejsze, niż można by pomyśleć. Kto wie o tym lepiej niż Harry Potter...