XVI

680 37 3
                                    

When I was young
I thought I had my own key
I knew exactly what I wanted to be
Now I'm sure
You've boarded up every door"*

Mam wrażenie, że ściany przedpokoju zaczynają gwałtownie na mnie napierać i nagle robi mi się nieznośnie duszno. I głupio. Zapominam nawet mojej niezbyt starannie przygotowanej przemowy.

Nie pomaga mi fakt, iż ewidentnie rozwścieczony Snape patrzy na mnie przeszywająco z odległości kilku kroków. W taki sposób, abym domyślał się dokładnie, że wszystko co powiem, zostanie użyte przeciwko mnie. Bezwzględnie i bezlitośnie.

Nabieram tchu… i milczę nadal.

Snape nie wytrzymuje.

– Potter, do jasnej cholery! Wpadasz tu jak po ogień, bezczelnie, przez nikogo nie zaproszony, nie chcesz wyjść, napraszasz się nachalnie o rozmowę, a kiedy się godzę – chociaż wiesz, że najchętniej złapałbym cię za kark i wywalił za drzwi – to nagle masz kaprys zaniemówić i idiotycznie się na mnie gapić!

– Ja wiem, że ta sytuacja jest głupia – przyznaję, starając się znaleźć w sobie odwagę, z jaką jeszcze przed chwilą się z nim kłóciłem – nie ma jednak potrzeby ugłupiać jej jeszcze bardziej.

Mina Nietoperza mówi dobitnie, iż nie ma zamiaru niczego mi ułatwiać. Wręcz przeciwnie, jeszcze chętnie kopnie mnie w słabiznę.

– Przede wszystkim chciałbym… muszę cię przeprosić. – Ledwo to wykrztusiłem, ale trochę mi ulżyło.

– Doprawdy? – Mistrz Eliksirów zadaje pytanie zjadliwym tonem. – Za co?

– Za to, że ja… że cię… – zacinam się i z uwagą oglądam podłogę, nie mając pomysłu, jak zakończyć tę wypowiedź. – Nie powinienem był, nie miałem prawa. Przepraszam. – Gdy podnoszę wzrok, zauważam, że dopiero teraz twarz Snape'a jest naprawdę wykrzywiona w złości. – Co? – pytam trochę zdezorientowany. – Sev…

Nie dane mi jest dokończyć, ponieważ mężczyzna nagle, jednym skokiem znajduje się obok, łapie mnie za ramiona i ciska na ścianę tak, że moja głowa z okropnym łupnięciem uderza w tynk. Upływa dobrych kilka sekund, nim jestem w stanie przywrócić sobie funkcje myślenia i skupić wzrok. Snape nadal brutalnie przytrzymuje mnie w miejscu, zamykając mocno dłonie na moich ramionach. Z całej siły zaciskam powieki; nie chcę widzieć go tak blisko mnie, wiedząc, że nic nie mogę zrobić. Nie chcę…

– Dobrze się bawiłeś? – syczy Nietoperz, a ja, trochę wbrew sobie, otwieram oczy. W jego źrenicach widzę odbicie własnego, zszokowanego spojrzenia. – Dobrze się bawiłeś? Odpowiedz, do cholery!

– Zwariowałeś? Mówisz tak, jakby to była jakaś gra! – Wymawiam słowa tak, jak gdybym je wypluwał.

– Nie udawaj większego durnia, niż jesteś!

– Przestań, ty pieprzony kretynie! – Udziela mi się wściekłość i próbuję się wyswobodzić z trzymających mnie rąk. Osiągam tylko to, iż przyciska mnie do ściany bardziej. Rezygnuję. – Co ty mi, do wszystkich diabłów, insynuujesz? – warczę, zbliżając twarz do jego twarzy.

– Co insynuuję? I ty śmiesz pytać? – Jego ironiczny, pełen złości śmiech przywodzi mi na myśl pękające szkło. – Przez chwilę miałem wrażenie, że jesteś inny niż myślałem, Potter, inny od swojego ojca, myślałem, że… Uznaj to za chwilową niepoczytalność.

Druga strona świtu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz