"They say the Devil's water, it ain't so sweet
You don't have to drink right now
But you can dip your feet
Every once in a little while"*Kolejne sierpniowe dni mijają mi dość spokojnie. Nawet temperatura spadła do mniej więcej normalnej, znośnej dla przeciętnego człowieka.
Moje życie zaczyna powoli wracać na swoje zwykłe tory, czyli porażającą większość czasu zajmuje mi praca. Ostatnio, można powiedzieć, byłem nieco rozproszony. Może nawet bardziej niż nieco. W każdym razie, poważnie zaangażowałem się w sprawę rozpracowywania reszty wspólników McKinnona, między innymi. Cóż, u nas nigdy nie brakuje zajęć, jeśli o to chodzi.
Właśnie mam zamiar na chwilę wpaść do gabinetu po raport, o który prosił mnie Artur, gdy zauważam, iż pod drzwiami ktoś na mnie czeka. Od razu rozpoznaję kasztanowe włosy i wielkie, poważne oczy mężczyzny.
– O – dziwię się całkiem przyjemnie – Lysander.
– Dzień dobry, szefie – uśmiecha się.
– Co ty tu robisz?
– Hmm – tym razem to Camden wygląda na zaskoczonego – w zasadzie… dziś skończył mi się okres zawieszenia. Zgłosiłem się do aurora Weasleya, a on kazał mi zameldować się u ciebie, szefie.
– I słusznie. Przepraszam, całkiem zapomniałem o tym, że już wracasz – mówię szczerze, otwierając drzwi do biura. – Wejdź do mnie na moment, pogadamy.
Siadam za biurkiem. Auror niepewnie zajmuje wskazane przeze mnie krzesło po drugiej stronie blatu.
– O czym chce pan porozmawiać? – pyta z trochę znękaną miną.
Przez chwilę mam ochotę mściwie się nad nim poznęcać, udaje mi się jednak oprzeć tym niskim pobudkom. Dostał już za swoje. Poza tym, nie powiem mu tego, ale naprawdę cieszę się, że wrócił.
– O tym, czy przemyślałeś swoje postępowanie. – Mój ton jest bardziej złośliwy, niż zamierzałem.
– Przemyślałem. – Krzywi się Lysander. – Wiem, że to, co zrobiłem, było…
– W porządku – unoszę rękę, przerywając mu – cieszę się, że zdajesz sobie z tego sprawę i przyjmuję twoją skruchę do wiadomości.
– To znaczy, że mogę wrócić do oddziału?
Z pewnym wysiłkiem tłumię uśmiech.
– Owszem, możesz. Tylko musisz wiedzieć, że będę cię obserwował – mówię szczerze. – Muszę. I będę też od ciebie wymagał absolutnej lojalności zarówno wobec mnie, jak i Ministerstwa…
– Szefie, przecież wiesz…
– Wiem. A przynajmniej mam nadzieję, że wiem. – Stanowczo nie powinienem mu za bardzo ufać. Chyba ostatnio w ogóle przestaję mieć jakiekolwiek pojęcie o ludziach. Tak przynajmniej wskazują wszystkie znaki na niebie i ziemi. – Jutro po południu będziesz miał przesłuchanie w wiadomej sprawie. Nie, nie podejrzewamy, że byłeś świadomym współpracownikiem – kontynuuję, widząc jego minę. – Po prostu wszystko trzeba dokładnie zbadać, o czym sam dobrze wiesz. Żaden wyrok, prócz może upomnienia, raczej ci nie grozi.
CZYTASZ
Druga strona świtu
FanfictionOgółem down ze mnie, nie zauważyłam, że książka jest niedokończona Tak więc zakończenie można uznać za baardzo otwarte Przepraszam:( Ja tylko udostępniam! Czasem życie jest dziwniejsze, niż można by pomyśleć. Kto wie o tym lepiej niż Harry Potter...