Pokój, do którego zostaję zaproszony dość niespodziewanie, jest niezbyt duży i dziwnie swojski. Jedną jego ścianę zajmują całkowicie regały szczelnie wypełnione książkami. Po przeciwległej stronie stoją dwa niskie fotele oraz stolik, doszczętnie zawalony woluminami oraz pojedynczymi arkuszami pergaminu, wśród których dostrzegam kubek po kawie. Bardzo duże okno w ścianie naprzeciw drzwi przyozdabiają, odsunięte w tym momencie, zielone zasłony. Szyby, nawet niezbyt przykurzone, wpuszczają do pomieszczenia dużo wieczornego światła. Na kominku pod oknem nie płonie ogień i przez chwilę tego żałuję; mimo iż jest ciepło, wewnątrz tych murów wyczuwa się lekki chłód.
Zdaję sobie sprawę, że jest to ten sam pokój, na który miałem okazję zerknąć przy okazji mojej ostatniej wizyty; przechodzi mi przez myśl, że to swoim wścibstwem sprowokowałem taki rozwój wydarzeń.
Snape zamyka starannie drzwi za nami i czuję się niemal jak w potrzasku. Cholera. A może by jednak uciec...
- Potter, siadaj. - Mistrz Eliksirów zajmuje miejsce w jednym z foteli, w przypływie dość niezrozumiałej gościnności wskazując mi drugi.
Ignorując złe uczucia, siadam. Wygląda jednak na to, że tapicerka nie jest nasączona żadnym trującym jadem. I nie gryzie.
Nie pozostaje mi nic, poza patrzeniem na Nietoperza wzrokiem pełnym ponurego oczekiwania. W zasadzie w ogóle mi się to nie przydaje, ponieważ twarz mojego byłego profesora przypomina maskę, a w ciemnych oczach mogę odczytać tyle, ile w ślepiach starożytnego sfinksa. To przykre; zawsze wydawało mi się, że jestem przenikliwy. Zderzenie złudzeń z rzeczywistością zawsze jest brutalne.
- O czym chcesz rozmawiać? - Czynię pewne starania, aby mój głos brzmiał kulturalnie.
- Jak zwykle, zupełnie niedomyślny. - Tym razem doskonale mogę odczytać informację płynącą z wyrazu twarzy mężczyzny: ależ ty jesteś tępy, zaraz nieodwracalnie stracę wiarę w ludzkość. Zakładając oczywiście, że kiedyś ją miał.
Zgrzytam zębami.
- Może w takim razie mnie oświecisz? - sugeruję.
- Nie wydaje mi się, aby w twoim przypadku była możliwa jakakolwiek iluminacja, Potter. - Snape unosi brew, siadając wygodniej.
- Słuchaj...
Mężczyzna lekceważącym ruchem ręki przerywa moją wypowiedź, nim jeszcze zdołałem na dobre ją zacząć.
- Nie sądzę, abyś miał mi coś ciekawego do powiedzenia. Pozwolisz, że przejdę do rzeczy - mówi sarkastycznym tonem.
- Pozwolę - burczę pod nosem. Jak tu wyjść z twarzą po takim oświadczeniu?
- Cudownie, doprawdy.
- Sn...
- Nie przerywaj mi, Potter! - Z tłumionym jękiem bezsilności zapadam się głębiej w miękkie siedzisko. Despotyzm tego faceta nieodmiennie doprowadza mnie do szału. - Doskonale. Dzisiaj po raz pierwszy udało ci się zastosować oklumencję w praktyce. Myślałem już, że nie dane mi będzie dożyć tego dnia.
Prycham cicho.
- Mało brakowało, a nie dożyłbym też następnych - kontynuuje Snape niewzruszony. - Niemniej, w końcu postanowiłeś zrobić użytek - mierny, bo mierny - z mózgu, czy czegokolwiek, co tak naprawdę znajduje się w twojej czaszce. Oby ten rzadki stan się utrzymał, bo dopiero teraz czeka na ciebie naprawdę ciężka praca.
- Czyli? - Zerkam na Nietoperza podejrzliwie.
- Musisz nauczyć się lepiej... posługiwać swoją mocą przy oklumencji. Czy muszę ci to wyjaśniać? - Odwracam wzrok przed kpiącym spojrzeniem Mistrza Eliksirów, czując ukłucie wyrzutów sumienia. Przypominają mi się jego pogruchotane żebra.
CZYTASZ
Druga strona świtu
FanfictionOgółem down ze mnie, nie zauważyłam, że książka jest niedokończona Tak więc zakończenie można uznać za baardzo otwarte Przepraszam:( Ja tylko udostępniam! Czasem życie jest dziwniejsze, niż można by pomyśleć. Kto wie o tym lepiej niż Harry Potter...