34. Piórko feniksa (epilog)

1.9K 117 182
                                    

dedykacja tego rozdziału rozszczepiona została na sześć części, czyli dokładnie na tyle, na ile rozszczepiam swoje serce i każdą jego cząstke ofiaruje:

dla Natalii, za bycie moją własną Nathalie Brion,
dla Julii, za nieświadomy pomysł stworzenia Lilian,
dla Martyny, za kochanie Harry'go Pottera,
dla Darii, za wspieranie w tworzeniu,
dla Sabiny, za siłę, dzięki której stworzyłam coś, z czego jestem dumna,
i dla Ciebie czytelniku, za to, że jesteś.


To było właśnie to. Ostatnie kilka godzin przed trzecim zadaniem, przeplecione strachem i stresem, a w międzyczasie ostrą nauką ostatnich i najbardziej potrzebnych zaklęć, jakie Ether zdołała odszukać w ciemnych zakątkach biblioteki. Oczy jej łzawiły od ciągłego wpatrywania się w kartki, a jej jedynym oświetleniem była różdżka. Dziwiła się, że jeszcze nie oślepła.

Zamknęła książkę i przetarła zmęczone oczy. To właśnie ten dzień, dzień, w którym może zginąć lub nie. Może wygrać lub zająć drugie miejsce, to akurat nie było ważne. Dzień, w którym może nie być świadoma, że patrzy na wszystko po raz ostatni.

Przez długi czas ćwiczyła zaklęcia w łazience prefektów, którą z czasem zaczął zajmować Cedrik. Przez parę dni nie miała, gdzie tego robić, aż w końcu poszła tam, gdzie udawała się najczęściej przez pierwsze lata w szkole. Zaczęła więc ćwiczyć w kuchni. Nie było to zbyt praktyczne, kiedy jakiś skrzat przez przypadek oberwał zaklęciem, ale na ogół było dobrze. Może trochę tłoczno, ale lepsze to niż nic. Odgrodziła się od nich i w spokoju, mniejszym lub większym, rzucała zaklęcia na filiżanki. Nie bardzo jej się to przydało, ale robiła to tylko, kiedy w pomieszczeniu nie było Nathalie, która, no cóż, miała na tym punkcie obsesję.

A Ether jej teraz dziękowała. Na kolanach i całując wszędzie, gdzie się da, bo bez niej nic by nie umiała.

Na śniadaniu Ether prawie nic nie jadła. Michael klepał ją lekko po plecach i podsuwał pod usta łyżkę z owsianką, a Froy robił to samo z Cedrikiem.

- Ethee, musisz coś zjeść, bo inaczej upadniesz, kiedy tylko zacznie się ten koszmar – burknął, niezbyt przekonującym głosem. - No za mamusię, za tatusia...

- Michael, idioto – warknął Froy, przystawiając łyżkę pod usta Cedrika, a kiedy ten zaprzeczył głową i mruknął 'nie chcę', wsadził mu ją siłą. - No, dobry chłopczyk.

- No to za Kła, lubisz Kła, prawda? - zapytał. - Więc za niego zjedz, a Kieł będzie szczęśliwy. A chcesz żeby był szczęściwy, prawda?

- Nie mam do was cierpliwości. - Froy załamał ręce i wrzucił łyżkę do miski z owsianką. - To nie na moje nerwy.

- Wiesz co, Froy. Myślę, że powinniśmy założyć żłobek. Super nam idzie.

- A ja myślę, że ktoś powinien ci wsadzić tą łyżkę do gardła, żebyś przestał wygadywać te durne pomysły.

Po chwili podeszła do nich opiekunka ich domu i poinformowała reprezentantów o konieczności zjawienia się po śniadaniu w sali bocznej. Tak więc i zrobili. Po zjedzeniu, oczywiście siłą i nie z własnej woli, ostatniej łyżki owsianki, Ether i Cedrik udali się do bocznej komnaty na spotkanie z rodzinami. Po drodze napatoczyła się Fleur, ale nie zwracała na nich zbyt większej uwagi.

Ether nie spodziewała się, że zobaczy tam swoją opiekunkę. Nie spodziewała się, że zobaczy tam kogokolwiek znajomego, kogoś, kto przyjechał tam dla niej.

I wcale się nie zaskoczyła.

W pomieszczeniu byli rodzice Fleur, Kruma, Cedrika, a dla Harry'ego przyjechała pani Weasley, której Puchonka nie poznała. Tylko jej nikt nie odwiedził. Nikt nie przybył, żeby życzyć jej powodzenia, żeby się pożegnać, żeby ją przytulić albo powiedzieć, że nie jest sama.

Herbata 》Cedrik DiggoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz