11. To koniec

2.4K 159 232
                                    

Ether zastygła, a w jej psich oczach aż zaiskrzyło - możliwe, że były to łzy lub szczęście.

- Jak to żyje? - zapytał nieco zmieszany Dumbledore. - Hagridzie, sam mówiłeś, że jednorożca zamordowano.

- Też tak żem myślał, ale jednak nie! - po jego uśmiechniętej twarzy spłynęły łzy. - Cholibka, wiedziałem że profesor nie uwierzy!

- Przecież to niemożliwe, nie ma takiej magii, która przywróciłaby... - zatrzymał się nagle i podrapał po głowie. - Hagridzie, możesz mi opowiedzieć, jeszcze raz, co stało się tamtego dnia? 

- Już, już - otarł twarz chustą, którą kurczowo trzymał w dłoni. - Kiedy wyszedłem z chaty, usłyszałem krzyki, więc sprawdziłem co się stało. Może jakiś uczeń postanowił wejść do Zakazanego Lasu, co mogło się różnie skończyć, ale zobaczyłem, jak ktoś się pochyla i trzęsie. Zdziwiony podszedłem bliżej i zobaczyłem Ether. Cholibka, takiej zapłakanej to ja jej nigdy nie widziałem! 

- Zapłakanej? - pytał z delikatnym uśmiechem dyrektor. 

- Dokładnie, łzy to jej się wylewały wiadrami i skapywały na jednorożca. Takiej rozpaczy jeszcze żem nie widział!

- Dziękuję, Hagridzie, wystarczy - pokiwał głową dyrektor.

Zaczął się rozglądać za białym psem, jednak nigdzie go nie widział.

- Szuka pan czegoś, profesorze?

- Nie, dobranoc Rubeusie - uśmiechnął się i odszedł.

Jednak Ether już tego nie widziała. Biegła w stronę skrzydła szpitalnego. Zmieniła się w swoją ludzką postać i cicho weszła do pomieszczania, po czym położyła się na swoim tymczasowym łóżku.

Jednorożec żył. Tylko tyle wystarczyło jej w tamtym momencie do szczęścia. Zwierzę, które rozdarło jej serce właśnie na nowo je poskładało - a w zasadzie jedynie jego połowę. Druga część dalej krwawiła i czekała na swojego wybawcę, który w dalszym ciągu się nie pojawił. 

I nie zamierzał.

Jednak ciągle męczyło ją pytanie - jakim cudem? Jak dyrektor powiedział - nie ma takiej magii, która przywróciłaby życie, jeżeli by istniała, jej rodzice z pewnością czekaliby na nią w domu i wysyłali listy. Jednak nie było ich, a marzenie o rodzinnym ognisku wyparowało szybciej niż się pojawiło. Po jej twarzy spłynęły łzy, w tamtym momencie nie wiedziała czy płacze ze smutku czy ze szczęścia, jednak nie chciała przerywać. To było to czego potrzebowała - chwila samotności i wylanie łez.

Następnego dnia obudziła ją pani Pomfrey, która kazała wypić jej eliksir i odesłała ją do Wielkiej Sali na ucztę, by zregenerowała się. Ether zapewniała ją, że pójdzie do kuchni, jednak kobieta była nieugięta i tak szatynka wylądowała w drodze na śniadanie w towarzystwie uśmiechniętej Nathalie, która przyszła na szybką obserwację.

- Jak mówiłam nos jest cały, więc możemy rozruszać tą szkołę i rozebrać ją na części pierwsze - zaśmiała się i spojrzała na smutną szatynkę. - Wszystko okej? Marnie wyglądasz.

- A jak mam wyglądać kiedy dwa dni temu na moich rękach umarł jednorożec? - odpowiedziała pytaniem, jednak zaraz zganiła się za to, że zabrzmiała niemiło. - Przepraszam.

- Musisz przestać ciągle przepraszać! Gdyby mi coś takiego się przytrafiło byłabym w stanie ugryźć każdego, kto stanąłby mi na drodze, a ty jesteś twarda - uderzyła ją lekko w ramię.

- Przepraszam - powiedziała, a Nathalie westchnęła.

- Co ja ci mówiłam o...

- Brion - zabrzmiał męski głos. 

Herbata 》Cedrik DiggoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz