Wydawałoby się, że wszystko idzie idealnie.
Jednak tak naprawdę, kiedy Chuuya zaczął przesypiać noce, stracił pełną kontrolę nad sytuacją. Nie miał pojęcia, czy Osamu faktycznie śpi, czy też może jest po prostu bardzo cichy.
A sobota, dwudziestego dziewiątego listopada, utwierdziła go w przekonaniu, że nie ma bladego pojęcia o tym, co brunet robi w nocy.
Siedział i czytał książkę, komplementując prawie każde zapisane na kartkach zdanie, jak to zwykł robić.
Przecież nikt by tak nie powiedział. Jaki autor sprzedaje książkę, która ma takie błędy?
Pokręcił głową. Wtedy jego telefon zadzwonił. Odebrał, kiedy zobaczył od kogo jest.
- Co chcesz, zajęty jestem.
- Chodzi o Dazai'a... - odezwał się głos w słuchawce, wyraźnie zdenerwowany.
- Boże Święty, co tym razem - mruknął podirytowany, zamykając książkę. W przeciągu ostatniego tygodnia zdarzyło się wiele razy, kiedy brunet wplątał się w różne kłopoty, a Chuuya musiał ich z tego wyciągać.
- Jest w szpita-
- Co? - rudowłosy przerwał mu w połowie zdania. Miał wrażenie, że serce mu na chwilę stanęło. Myślał, że już nie zasłabnie, że jest wszystko w porządku...
- Jest w szpitalu, tym co ostatnio, miał wypadek samochodowy, nic mu się nie stało ale nadal jest na obserwie... - mówił lekko ściszonym głosem.
Nakahara zerwał się na równe nogi. Nie miał czasu, jednak z powodu zbyt szybkiego wstania zakręciło mu się w głowie. Pomimo to włożył buty i nie myśląc o tym, że ma na sobie jedynie bluzę, wyszedł na ulicę.
Zimno uderzyło go w twarz niemal odrazu. Pożałował, że nie zabrał ze sobą kurtki, jednak zamiast wrócić się po nią, pobiegł prosto na przystanek autobusowy.
- Jasna cholera... - wydyszał, kiedy zauważył, że właśnie środek komunikacji miejskiej przejechał mu przed nosem, a kierowca nie był na tyle miły, aby się zatrzymać. Spojrzał na rozkład.
Prędzej tam dobiegnę.
Nie myśląc wiele, po prostu zerwał się do biegu. Na miejscu był po pół godzinie. Gardło go piekło, a mroczki przed oczami utrudniały normalne widzenie. Ponadto pomimo biegu trząsł się z zimna i ze zdenerwowania. Wszedł na teren szpitala, starając się wyglądać jak najmniej podejrzanie.
- Dazai - wydukał cicho. Przy recepcji siedziała inna kobieta. Podniosła głowę znad dokumentów.
- Sala numer sto pięćdziesiąt dwa, na obserwacji, tam - wskazała na korytarz po jej prawej stronie - jest winda, wjedziesz na drugie piętro, nazwa oddziału jest napisana. - przerwała na chwilę i popatrzyła na Chuuyę. Bał się, że przez jego wygląd wyrzuci go ze szpitala, ale nie. - Powiedz mi, chłopcze, czy ty na pewno dobrze się czujesz? Wyglądasz jakbyś przebiegł maraton.
Chuuya miał już skłamać, by szybciej dotrzeć do Dazai'a, jednak w tej chwili zechciał się komuś zwierzyć.
- Szczerze mówiąc, usłyszałem o wypadku mojego przyjaciela i wybiegłem z domu tak jak stałem. Przegapiłem autobus a następny był dopiero za pół godziny... - chłopak zaśmiał się nerwowo.
- Twój przyjaciel ma szczęście mając taką osobę w swoim otoczeniu jak ty. - Powiedziała miłym tonem kobieta, po czym dodała: - A teraz idź już do przyjaciela, bo w końcu po to przyszedłeś.
Rudowłosy uśmiechnął się do niej i skierował się w podane miejsce. Stanął przed wskazaną przez recepcjonistkę salę. Chciał wejść, zapukać, cokolwiek, jednak nie wiedział jak się za to zabrać. Śpi? A może jest przytomny i wyśmieje go za to, że się o niego martwi?
Ostatecznie wszedł do pokoju. Ściany były beżowe. Łóżko białe, a kołdra, która przykrywała, a raczej miała za zadanie przykrywać ciało poszkodowanego chłopaka, leżała na podłodze. Uśmiechnął się na widok różowych serduszek na niebieskim tle, na poszewce kołdry i poduszki.
Jakie pasujące wzorki...
- Oh? Chuuya? - brunet nie ukrywał zdziwienia. Podniósł wzrok znad gry. Rozległ się dźwięk oznajmiający przegraną grę.
- Kurwa, serio? Myślałem że to coś poważnego. - Lamentował chłopak, patrząc na zmieszanego Osamu.
- Nie mów mi, że się o mnie marwiłeś - zaśmiał się nastolatek w bandażach. Jedyne co, to miał ich trochę więcej, co Chuuya dopiero teraz zauważył.
- Stało ci się coś w głowę? - spytał, wchodząc na salę. Usiadł na taborecie.
- Taa, jutro mam mieć rentgen, czy coś - powiedział, ładując nową grę.
- Mhm, pewnie to nic takiego, przecież ty potrafisz połknąć dwadzieścia tabletek i nic by ci się nie stało. - Po tym zdaniu zapanowała wymowna, przytłaczająca cisza. Przecież to prawda. Nic mu nie będzie, wyjdzie ze szpitala i będzie nękał mnie za to, że się o niego martwiłem. Prawda?
Wtedy Dazai zabrał głos:
- Szczerze mówiąc też tak myślę, ale ich niepokoi moja bezsenność. Dają mi więc tyle pigułek nasennych, ile tylko się da, byleby nie przedawkować. - Jego palce zaczęły klikać różne przyciski na konsoli.
- Czemu nie poszedłeś wcześniej do lekarza? Z tą bezsennością.
- Czyżby ktoś się o mnie martwił? - zadrwił Osamu, nie odrywając wzroku od gry.
- Zamknij się i po prostu odpowiedz.
- To mam się zamknąć, czy odpowiedzieć. - Spytał nastolatek, jednak gdy napotkał wzrokiem twarz Chuuyi, zaczął mówić: - Po prostu nie chciało mi się. Ojciec pewnie by od razu zadawał milion pytań "po co?", "mówiłem, abyś nie grał po nocach" i inne takie.
- A co jeśli to coś poważnego? Masz tak od dłuższego czasu...
- Weź przestań, bo pomyślę, że zaczynasz się o mnie martwić.
Zapanowała cisza, której Chuuya nie mógł dłużej znieść.
- Wiesz co, może i się martwię, ale jak nie chcesz, to nie - podniósł się i już miał wyjść, gdy coś złapało go za nadgarstek.
- Nie idź...
Zamarł. Powędrował wzrokiem w stronę siedzącego na łóżku chłopaka. Jego głos był cichy, pełny bólu. Zupełnie inny niż ten, do którego przywykł. Głowa Osamu była spuszczona. Coś, jakaś niewidzialna blokada w Nakaharze po prostu pękła. Miał gdzieś, co Dazai sobie o nim pomyśli. Usiadł ponownie na taborecie i zsunął delikatnie dłoń bruneta ze swojego nadgarstka. Teraz zauważył, jaki był chudy, kruchy. Jaka jego skóra była blada, nie tylko przez bandaże. Chciał westchnąć, ale tego nie zrobił.
- Zostanę.
CZYTASZ
kawa i orzechy [soukoku; school au]
FanfictionGdzie Chuuya jest uzależniony od gorzkiego, kofeinowego napoju, a Dazai nie może spać. gatunki: soukoku; shounen ai; school au; angst i fluff