Rozdział 11

739 69 46
                                    


Na trybunach siedział jak na skazaniu, rękoma trzymając się za głowę, podczas gdy jego matka razem z bratem dostawali bzika na punkcie jego znajomej z klasy, biegającej po boisku. Na nieszczęście Yamaguchiego spotkali przy bramie głównej, więc został wessany do ich towarzystwa, nie mając zbyt dużej szansy na odłączenie się od nich. Tsukishima naprawdę już wolałby siedzieć z tą Pokręconą Pomarańczką i Upadłym Królem.

Nayumi to, Nayumi tamto. Jak ona świetnie gra, jaka ona jest silna!

Miał tego po dziurki w nosie. Do pełnego kompletu brakowało jeszcze matki Azumane, ale ta, jak się okazało, nie mogła wziąć wolnego, nawet jednej godziny. A mimo to mama Keia i tak uparła się, żeby tu przyjść, choć na pewno miała lepsze plany do zrealizowania.

Okularnik był niesamowicie wkurzony. Na siebie i na wszystkich, na Nayumi i na cały świat.

Reszta siatkarzy siedziała w innym sektorze i ostro kibicowała dziewczętom, będącym na prowadzeniu. Osobiście zadbał o to, by jego rodzina została od nich w jakiś sposób odseparowana. Nie chciał robić jeszcze większego zamieszania, niż to było potrzebne. Starczyło mu to, co wydarzyło się ostatnio na zakupach i uważał, że i tak to było zbyt wiele.

Dodatkowo tym razem jakoś nader mocno wpieniało go oglądanie gry Azumane. Choć nie różniła się od tego, co zaobserwował podczas starcia z Aoba Johsai, to sprawiała, że zaczął odczuwać coś na rodzaj... uznania?

Tym razem mierzyły się z Shiratorizawą, a znaczyło to tyle, że każda musiała dawać z siebie więcej, niż tylko sto procent, bez wyjątków. Kapitan praktycznie ciągle była atakowana i miała trudności z normalnym rozegraniem akcji. Podania przychodziły jej już nie tak łatwo, bo była praktycznie cały czas kryta, ale na rzecz tego, że spora część Karasuno nie miała za plecami żadnej przeciwniczki. Nayumi mimo wszystko potrafiła obrócić ten fakt na ich korzyść.

- Hayato, Izuna, biegnijcie! Jesteście dwa razy szybsze! – krzyknęła, kiedy w końcu wybiła piłkę górą w stronę dwóch środkowych.

Po młodszej siostrze Asahiego było widać wyczerpanie, związane z tym, że jeszcze przez kilkoma sekundami musiała biegać od lewej do prawej, by nie pozwolić na zdobycie bramki przez fioletową drużynę. Odetchnęła, kiedy akcja przeszła na stronę przeciwnika, a ona mogła wtedy oprzeć dłonie na kolanach i pochylić się swobodnie, by złapać oddech. Widać, jak ciężki był to mecz.

Choć zresztą nie tylko dla niej. Jej przyjaciółka też wydawała się bardzo zestresowana, mimo jej niesamowitej obrony. Hasegawa na meczu z Aoba nie miała czym się za bardzo wykazać, bo Azumane niczym lwica broniła linii szesnastki i nie dała nikomu do niej podejść. Shiratorizawa jednak była o wiele śmielsza i potrafiła grać o swoje, więc strzały padały bardzo często, mimo perfekcyjnej obrony. Dawała radę. Była zwinna, szybka i skoczna, choć była niziutka, jak na bramkarkę.

- Kei gra z jedenastką, tak samo jak Nayumi. – Okularnik usłyszał głos przyjaciela i zerknął w bok, by przysłuchać się, o czym to rozmawiał z jego mamą.

- To na pewno nie przypadek. Prawda, Akiteru? – Kobieta wzięła syna pod bok z nieschodzącym z jej twarzy uśmiechem.

- Cóż, em... - Starszy Tsukishima nie bardzo wiedział, jak matce odpowiedzieć i czy powinien w ogóle to robić. Od samego początku wiedział, że pójście na ten mecz to zły pomysł po samym spojrzeniu na twarz swojego braciszka. Nie chciał mu dokładać więcej i pogarszać sytuacji między nimi, która i tak była lekko napięta.

Wtem nagle każdy, kto był obecny na trybunach, podniósł się i zaczął drzeć się radośnie. Takim oto sposobem Kei przegapił bramkę, którą zdobyły Wrony i właśnie świętowały ją tzw. „cieszynką" w rogu boiska. Siatkarze podnieśli jakiś wielki banner, zapewne z napisem, który niestety nie prześwitywał, więc blokujący nie wiedział, co na nim napisali. Ale nie trzeba było podejść blisko, by określić, jak bardzo prowizorycznie został wykonany.

Oh my Tsukki | Tsukishima Kei x OC | HAIKYUU FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz