-11-

12 1 0
                                    


-11-

Do domu weszłam,nie wiedząc która jest godzina. Nie pamiętałam nawet jaki jest dzień tygodnia. W głowie miałam tylko huczące przepowiednie .Przechodząc przez korytarz,zdałam sobie sprawę,że nikogo nie ma w domu. Żałowałam że nie poszłam do Dzierżysławy. Czułabym się mniej samotna w jej towarzystwie. Malinowa nalewka rozgrzałaby moje ciało i uwolniła zmęczone myśli. Jak zareagowałaby na to co miałam jej przekazać? Rzuciłam się na łóżko,ściągając przemoczoną sukienkę i bieliznę. Narzuciłam puchowy,różowy szlafrok i zakopałam się pod pierzyną. Byłam zziębnięta,a moje stopy były jak sople lodu. Miałam nadzieję że zasnę,nie chciałam czuć ciężaru słów i odpowiedzialności. Nie chciałam czuć niczego. Żołądek bolał mnie z nerwów,ale uczucie głodu zepchnęłam na dalszy tor. Czy teraz to miało jakiekolwiek znaczenie? Chciałam wrócić do mojego życia,które było nudne,ale przynajmniej było. Nie miało się kończyć przez podgrywki ludzi z bogami. Ogarnęło mnie uczucie żalu,tego ile nie zrobiłam,ile nie zrobię i czego nie doświadczę. Po policzku spłynęła mi łza. Próbowałam wsłuchać się w uspokajające bębnienie kropli deszczu o szybę. Odliczałam spadające krople,a potem zasnęłam,a sen przyniósł ukojenie.

Gdy się obudziłam w pokoju było ciemno. Czułam się wyrwana z drzemki i zdezorientowana. Ze snu wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Klamka odskoczyła i usłyszałam kroki na drewnianych panelach. Leżałam nieruchomo,odwrócona na plecach. Nie mogłam podnieść głowy ani ruszyć jakąkolwiek częścią ciała. Próbowałam skupić się na rozluźniających oddechach. Deszcz za oknem przestał bębnić o szybę. Teraz słyszałam tylko zbliżające się kroki. Ogarnęło mnie uczucie przerażenia,wpadałam w panikę. Obserwowałam sufit,wiedziałam że to jeszcze sen. Nie wiedziałam co zrobić żeby się obudzić. To musiał być ten rodzaj paraliżu sennego. Czułam jak kołdra powoli zsuwa się z moich nóg. Zimna ręka dotknęła mojej łydki,a ostre paznokcie wbiły się w nogę. Chciałam krzyknąć,ale nie byłam w stanie. Zapach spróchniałego drewna i odór rozkładającego się ciała wypełnił moje nozdrza. W pokoju nie byłam sama,a istota która mnie odwiedziła na pewno nie pochodziła z tego świata. Próbowałam wyszarpnąć nogę z zimnego uścisku,wszystko moje starania były na próżno. Nie miałam władzy nad moim ciałem,opanował je demoniczna postać. Nie widziałam jej twarzy,ale wyczuwałam że jest niedaleko mnie. Okrążyła łóżku i czerpała siłę z mojego strachu. Poczułam jak materac ugina się tuż obok mnie. Zamknęłam oczy i próbowałam zmusić się do obudzenia. Chciałam myśleć o miłych rzeczach,jednak żadna nie przychodziła mi do głowy. Od zapachu zrobiło mi się niedobrze,coś uciskało mój żołądek. Uczucie powoli przechodziło do góry,w stronę klatki piersiowej. Zimne ręce objęły moją szyję i ściskały odcinając mi dopływy powietrza. Chciałam się tylko obudzić. Dusiłam się,a moje ciało było całkowicie sparaliżowane. Otworzyłam oczy i zobaczyłam trupa kobiety. Wychudzone policzki,czarne oczy bez oczodołów i długie czarne włosy. Wychodzona postać siedziała na mnie okrakiem,z mojego gardła wydobył się w końcu krzyk. Zaczerpnęłam tchu siadając na łóżku. Rozglądnęłam się po pokoju,szukając demonicznej postaci. Nie ujrzałam nikogo,a przez chwilę zastanawiałam się czy to faktycznie był sen. Adrenalina krążyła w moich żyłach.

-Czyżbyś miała zły sen Nasławio?

Poderwałam się,a moje serce po raz kolejny dzisiaj o mało nie dostało zawału. Odwróciłam się,a na łóżku leżał rozciągnięty wygodnie Weles.

-To twoja sprawka,zostaw mnie w spokoju! Weź te swoje cholerne demony i zapanuj nad nimi.- krzyknęłam w złości. To miała być kara za dzisiejsze spotkanie? Za brak posłuszeństwa? Było mi wszystko jedno,w końcu i tak miałam umrzeć. Wszystko przez te cholerne obietnice. Gwałtowna złość zamieniła się w niepohamowany płacz. Miałam gdzieś,ze zobaczy jaka słaba jestem i ze dopiął swego. W końcu mnie złamał,dostał czego chciał. Pociągnął mnie na łóżko,a ja zaczęłam bić go pięściami.

Księżyc poślubił SłoneczkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz