-10-

8 1 0
                                    


-10-

Wyszłam spod parkingu,który był całkowicie pusty i skierowałam się tak jak poleciła Dzierżysława czarnym szlakiem. Trasa nie była wcale wymagająca. Mogłam to traktować nawet jako spacer. Jedynie żałowałam,że nie ubrałam się bardziej odpowiednio do takiego spaceru. Baleriny nie zdawały testu na kamyczkach i mokrej od deszczu glebie. Musiałam wyglądać przekomicznie wspinając się w białej sukience,w balerinach,do tego w deszczu. Nie chciałam tracić czasu na powrót do domu i przebieranie się. Byłam przygotowana na to,że zaraz zacznę wyglądać jak mokra kura. Tak też zaraz się stało,przemokłam do ostatniej nitki. Miałam nadzieję,ze nie spotkam tu nigdzie Welesa. Wciąż byłam zła,za to co robił. Próbował mącić mi w głowie,zabawiał się mną. Doprowadzał mnie do skrajnych uczuć. Mimo wszystko był w jakiś sposób uzależniający. Sposób w jaki mną manipulował..moje serce przyspieszało na myśl o nim. Nie zniosłam bym teraz jego wzroku i komentarzy z drugim dnem. Uparcie szłam w górę,wspinając się po kamieniach robiących za stopnie. Natura sama zapraszała do oddawania czci słowiańskim bogom. Zastanawiałam się ile ten las mógł widzieć i jakie rozmowy podsłuchiwał. Skoro to była góra przeznaczona Rodzonicom,musiał wysłuchiwać największych tajemnic. Ciśnienie zaczęło się zmieniać. Zatkane uszy i zawroty głowy nie skłoniły mnie do zatrzymania się. Uczucie zatkanych uszu,przeszło tak szybko jak deszcz. Zbliżając się do szczytu,niebo rozchmurzyło się,a zza niewielkich chmur przebijały promienie słoneczne. Uczucie kręcenia w głowie nie mijało. Zaczęłam obwiniać za to mój ostatni sposób odżywiania się. Trudno mój organizm musiał poczekać,teraz musiałam skupić się na zadaniu. Na szczycie stała wieża,która miała służyć za punkt widokowy. Podeszłam do niej,przyglądając się jej z bliska. Rozglądnęłam się po lesie. Drzwi wieży pomazane były różnymi bazgrołami. Moją uwagę przykuła pięcioramienna gwiazda,otoczona kołem. Przyzywanie zła w takie miejsce nie było rozsądne,pomijając że był to akt wandalizmu. Pentagram sprawił,że przestałam czuć się pewnie. Stałam w bezruchu i patrzyłam na drzwi wieży. Moje zmysły były podwójnie wyczulone,nasłuchiwałam jakiegokolwiek ruchu. Zastanawiałam się jeszcze chwilę,po czym próbowałam wyrwać ciało z otępienia. Musiałam przerwać tą nieprzyjemną ciszę. Odchrząknęłam i obejrzałam się za siebie. Czułam że wejście na wieży jest nieuniknione. Byłam pewna że to tam powinnam się znaleźć. Szarpnęłam za ciężkie metalowe drzwi. Wydały skrzypiący,nieprzyjemny dla uchu dźwięk. Kręte schody poprowadziły mnie na samą górę. Gołe ściany kryły kolejne akty ulicznych artystów,które nadawały im klimat niczym z horroru. Nie byłam zadowolona,że muszę przebyć sama tą podróż. Teraz nawet Weles wydawał mi się wesołym towarzyszem. Niezłe płaty musiał figlać mi umysł. Skoro ten znak przyciągał zło,czy nie powinien przyciągnąć i jego? Ze szczytu mogłam obserwować piękne lasy i kolejne szczyty Raduni i Ślęży. Zastanawiałam się czy to tutaj moja mama przed 21 lat udała się na tą samą górę. Ciekawe czy była tak samo przerażona jak ja teraz. Rozglądałam się po pięknym krajobrazie,z daleka wyglądał jakby istniał jedynie las. Zielone drzewa ukrywały szczyty gór. Na wieży wiał lekki wiatr,który smagał moje gołe ramiona. Nadchodziły ciemne chmury,miałam nadzieję,że szybciej pojawią się Rodzonice niż deszcz. Nic jednak się na to nie zapowiadało. Dzierżysława mówiła,że same mnie znajdą,ja nie wyczuwałam żadnej wyższej obecności. Postanowiłam zejść z wieży i rozglądnąć się po okolicy. Czułam że marnuje tylko czas. Poczułam dużą ulgę opuszczając zniszczony budynek. Skierowałam się w stronę lasu,wiatr powiał mocniej,niosąc ze sobą chmury. Zaczęłam szukać schronu. Nie miałam zamiaru kolejny raz stać w lesie podczas burzy. Co jeśli Perun uzna,że przyda mi się kolejne uderzenie? Zboczyłam ze ścieżki i kierowałam się pomiędzy zieloną gęstwiną. Napotkałam zbiorowisko kamieni. Były usypane w jednym miejscu. Wiatr wiał coraz mocniej,ale jakby zmienił kierunek. Podeszłam od przodu,patrząc na prostokątny masywny kamień.

Starożytne Wały Kultowe

Przeczytałam na głos,a mocny podmuch o mało mnie nie przewrócił. Drzewo posłużyło mi jako poręcz. Chyba znalazłam odpowiednie miejsce. Stałam,patrząc na ruiny świętego miejsca Słowian. Coś zaczynało się dziać,wiatr stawał na sile,ten sam który kiedyś okrążył świat. Później wszystko działo się bardzo szybko. Liście wraz z gałązkami unosiły się w powietrzu pod wpływem huraganu. Objęłam rękami pień,próbując utrzymać się na ziemi. Zamknęłam oczy i starałam się przetrwać i wyjść z tego cało. Szum w uszach stawał się nie do zniesienia,a zawroty głowy tylko się nasiliły. Uczucie rosnącego ciśnienia,rozsadzało mi głowę. Temperatura ochłodziła się o kilka stopni,a ja bałam się że naruszyłam święte miejsce. Co jeśli to była kara za wkroczenie w dawne miejsce kultu? Nagle nieznośne uczucie w głowie minęło,a wraz z nim huragan. Gdy otworzyłam oczy,niedaleko mnie stały trzy kobiety. Stały wkoło prostokątnego kamienia,trzymając się za ręce. Nie śmiałam się odzywać. Skupiłam uwagę na różny wzrost każdej z nich. Wyglądały jak trzypokoleniowa rodzina. Najstarsza przedstawiała się w pomarszczonej,niczym nie okrytej skórze. Przygarbiona z wystającą brodą i siwymi długimi włosami. Ta przytrzymywała za rękę młodą zgrabną kobietę,której gruby,czarny warkocz sięgał do ziemi,a kilka wystających kosmyków opadało na jej piersi. Ostatnia stała mała dziewczynka,której skórę,tak samo jak reszty nic nie przykrywało. Szyję oplatało kilkanaście koralików. Wciąż stałam przytulając się do dęba. Wszystkie istoty miały zamknięte oczy,jednak podejrzewałam,ze widziały więcej niż jakikolwiek człowiek.

-Jak śmiałaś wstąpić w święte miejsce?

Słowa rozbrzmiewały w powietrzu niosąc echo. Głos nie wydawał się pochodzić od żadnej z kobiet. Zanim zdążyłam zrozumieć,ze to do mnie skierowane jest pytanie,wzmógł się wiatr,a najstarsza z nich wyciągnęła włos z głowy.

-Życie zostało przypieczętowane. Obietnica zadecydowała o Twoim istnieniu,ale zadecyduje też o jego końcu.

Najmłodsza wzięła włosa,który sprawiał wrażenie jakby rósł. Nic nie rozumiałam,czyli Perun zamierzał odebrać mi życie?

-Pytasz o tego,który toczy walkę z naszym bogiem. Obowiązuje Cię przysługa,którą nie Ty złożyłaś. Wiązy krwi łączą Cię z tym,który poświęcił Twoją duszę dla życia kobiety. Będziesz musiała ją spełnić,zostaniesz wybrana do przywrócenia ładu,zbyt długo chaos panuje na ziemi. Dwóch bogów i dwie różne obietnice. Matka i Ojciec jak dwóch antagonistów. Każdy zdecydował się oddać Twoje życie za przysługę.

Co to miało znaczyć? Nie chodziło o przysługę,którą dałam Welesowi? W głowie mignęły mi słowa mamy,która mówiła ze biologiczny ojciec uciekł gdy tylko dowiedział się o ciąży o jaką obietnice chodziło..Wiatr wciąż wiał,a kora dęba wbijała mi się w ramię.

-Miłość ludzi jest nierozsądna,Twoja dusza w zamian za życie Twojej matki. Należysz do niego,a on odbierze,to,co jest pisane. Zostałaś wybrana,a święty piorun uczynił Cię własnością naszego boga. Tak należysz do Białoboga,jak do Czarnoboga. Ciałem do jednego,a duszą do drugiego. Wszystko skończy się razem z Tobą. W tym momencie kobieta z długimi,czarnymi włosami,przecięła siwy włos i rzuciła pośród kręgu. Istoty rozpłynęły się tak szybko,jak się pojawiły. Wiatr przestał wiać,a w powietrzu można było jeszcze usłyszeć proroczy głos. Deszcz lunął,a ja wciąż stałam przy drzewie,które przytrzymywało mnie. Było jedyną rzeczą,która mnie przytrzymywała. Gdyby nie to,byłam gotowa rozpaść się na kawałki. Miało nie być już nic,mnie miało nie być. Miałam być tą,która zakończy tą walkę.

Księżyc poślubił SłoneczkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz