-17-

7 1 0
                                    


-17-

Ogromny ból głowy rozprzestrzeniał się na całą moją czaszkę. Nudności męczyły mnie od rana i powodowały,że po raz kolejny leżałam na chłodnej podłodze łazienki. Gdy poczułam się w miarę pewnie,opuściłam pomieszczenie. Zanim to zrobiłam wzięłam prysznic w chłodnej wodzie i porządnie umyłam zęby. Miałam nadzieję,ze chociaż odrobinę poprawi to moje samopoczucie. Nie zdziwiłam się,gdy po tych wszystkich czynnościach wciąż czułam się beznadziejnie. Jak miałam poczuć się lepiej po spotkaniu z Perunem? Miało się wiele wyjaśnić,ale nic nie wyjaśniło się tak jakbym chciała. Słowa Rodzonic były prawdziwe. Miałam umrzeć,a przy tym zdradzić Welesa i uratować wszystkich od panującego zła. Nasze życia w zamian za porządek na świecie. Oparłam czoło o lustro,które dawało przyjemny chłód. Taka cena wydawała się śmiesznie mała,ale mimo to moje serce było nieznośnie ciężkie na tą myśl. Demony musiały zniknąć - to było jasne,ale śmierć Welesa nie była konieczna. Jedyną jego winą,było to że został obdarty ze swojej duszy. O ile można to było nazwać śmiercią,mieliśmy po prostu nagle przestać istnieć. Nie czekały na nas żadne zaświaty,miała być tylko pustka. Żołądek kolejny raz ścisnął się z nerwów,a ja otworzyłam oczy. Brązowe tęczówki błyszczały niezdrowo,a podkrążone oczy wskazywały na małą ilość snu. Włosy miałam puszczone na ramiona,które wilgotne schły w wolnym tempie. Nie przejmowałam się tym,ze moczyły mi cienki podkoszulek,w który byłam ubrana. Jakie to miało teraz znaczenie. Moja nadzieja została zdeptana,tak jak miały zostać zdeptane nasze życia. W głowie stresowałam się na spotkanie z Welesem,teraz już wiedziałam,że księżycem był Perun. Ja byłam jutrzenką,z którą zdradził księżyc słońce. Oderwałam się od lustra i zaczęłam czesanie włosów. Związałam je w niedbały kucyk,a na siebie narzuciłam pierwszą,przypadkową bluzkę i długie dżinsy. Z pralki wyjęłam spodnie,w które byłam wczoraj ubrana i wyjęłam z nich naszyjnik otrzymany od Welesa. Założyłam go na szyję,a po chwili namysłu schowałam go do kieszonki. Jak mogłam nosić jego symbol,podczas gdy zamierzałam go oszukać? Na stopy założyłam trampki i wyszłam oknem nie chcąc niepotrzebnie nikogo budzić. Nie miałam siły na rozmowy,potrzebowałam spaceru. Lipcowy poranek byłby naprawdę ładny,gdyby nie to że,w tym miesiącu miało się to wszystko wydarzyć. Pytaniem było tylko kiedy to wszystko miało nastać. Środek lata,święto Peruna..skąd ja mogłam wiedzieć kiedy było? Wiedziałam,ze Dzierżysława będzie w stanie udzielić mi tej odpowiedzi,więc skierowałam swoje kroki w stronę drewnianej chatki. Ptaki śpiewały głośno,a słońce wschodziło coraz wyżej. Miałam nadzieję,że nie obudzę jej kolejny raz. Ciekawe,kiedy wróciła do domu. Ostatni raz widziałam ją,gdy kierowała się zdenerwowana w stronę lasu. Założyłam ręce i przyspieszyłam kroku,czułam się dziwnie obserwowana. Nie wiedziałam,który z bogów mógł śledzić moje kroki. Nie chciałam teraz spotkać Welesa,bałam się że nie uda mi się przekazać słów Peruna,albo wyczyta w moich myślach że kłamię. Nieznośne poczucie,że nie jestem sama,sprawiło że odwracałam się co kilkanaście kroków. Dopiero gdy trafiłam pod drzwi Dzierżysławy,poczułam się odrobinę spokojniej. Zapukałam raz,gdy drzwi otworzyły się na oścież i uderzyły o ścianę. Głośny huk spowodował,ze ból głowy dał mi się kolejny raz we znaki.

-No kochano,czekołam aż przyjdziesz. Chodź szybciutko i opowidej.-Wciągnęła mnie za łokieć do pomieszczenia i postawiła przede mną herbatę. Nie zastanawiałam się co powinnam jej powiedzieć. Nie mogłam przecież powiedzieć prawdy. Na szybko szukałam wersji,która byłaby bezpieczna,a przy tym nie wydawała się być zmyślona.

Usiadłyśmy przy drewnianym stole,a staruszka nachyliła się,czekając aż zacznę opowiadać.

-Mam pewne zadanie do wykonania Dzierżysławo i hmm..muszę je wykonać w święto Peruna. Tylko nie wiem kiedy ono wypada?-Powiedziałam,uważnie dobierając słowa.

Księżyc poślubił SłoneczkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz