-18-
Dni mijały,a ja wciąż nie spotkałam ani Welesa,ani Swaroga. Po powrocie od Dzierżysławy szybko zjadłam pierwszą rzecz,którą napotkałam w lodówce,a później zapadłam w długi sen. Gdy się obudziłam czułam,ze nareszcie wrotycz opuścił moje ciało. Ból głowy,który przypominał migrenę wymieszaną z kacem nareszcie odpuścił,a ja mogłam zacząć trzeźwo myśleć. Przez pierwsze dwa dni rozglądałam się i czekałam aż któryś z bogów sam się do mnie odezwie. W końcu Swaróg miał nadejść gdy poczuje się gotowa,a przecież byłam. Nie wiedziałam,co mogło sprawić,ze nagle stracił zainteresowanie moją osobą. Uczucie obserwowania nie mijało,a moje poddenerwowanie rosło. Wciąż miałam rozmowę z Welesem przed sobą,a do tego brakowało mi jego towarzystwa. Zaczynałam się martwić o niego,ale w końcu co mogłoby się stać bogowi Nawii? Tylko ja miałam sprawić,że naprawdę oboje mieliśmy zniknąć. Skupiłam się na spędzaniu czasu z Mileną i mamą. Serce ściskało mi się za każdym razem,gdy snuły plany na najbliższe lato. Nasze relacje poprawiały się,a ja nie mogłam myśleć o przyszłości. W końcu miałam jej nie doświadczyć. Starałam się uśmiechać,szczególnie gdy wzrok mamy,wyłapywał mój zapatrzony wzrok. Wtedy szybko starałam oderwać się od ponurych myśli i wykorzystywać chwilę,które mi zostały. W myślach gdzieś wciąż majaczyła się nadzieja,że może Swaróg nie powiedział ostatniego słowa. Sama jednak dobrze wiedział,że ostateczną decyzja przypada Perunowi,a on wyraził się dość jasno. Nie mógł pomóc ani mi ani swojemu bratu,ale nie wydawało się jakby w ogóle chciał. Liczyło się dla niego tylko to,że ludzie nawrócą się w wierze i będą składać cześć,wychwalając jego imię. To było odrobinę bezduszne,a w końcu to on niby był bogiem,który tę duszę posiadał. Na trzeci dzień postanowiłam sama wyjść w poszukiwaniu któregoś z nich. Na szyi zawieszony wciąż był naszyjnik od Welesa,który sprawiał że czułam się odrobinę pewniej. W końcu w drodze na Ślężę żaden z otaczających mnie demonów,nie zdecydował się mnie zaatakować. Możliwe że była to zasługa rzeźb,które ożyły i odprowadziły mnie na sam szczyt. Wolałam jednak dmuchać na zimne i nosić jego symbol przy sobie. Nogi same niosły mnie do lasu. Nawet jeżeli miałam nie spotkać żadnego z nich,to przynajmniej odwiedziłabym Dzierżysławę,z którą przez ostatnie dni nie miałam kontaktu. Pogoda była paskudna od samego rana. Niebo zasłonięte było przez ciężkie chmury,z których padała mżawka. Powietrze było gęste i duszne - całkowicie oddawało stan mojego ducha. Szłam w napięciu,z kapturem na głowie,który miał chronić moje włosy przed wilgocią. Nie rozglądałam się na boki,jeżeli ktoś miał za mną podążać,to nie chciałam go do tego zniechęcać. Zasunęłam cienką,różową bluzę,którą założyłam przed wyjściem i przyspieszyłam odrobinę kroku.Doszłam do polany,na której niedawno byłam z Welesem. Nie słyszałam jednak ani syku żmij,ani nie czułam intensywnego zapachu bzu. Polanka wydawała się całkowicie pusta. Niskie drzewko w dzień nie przypominało wcale wejścia do zaświatów. Dotknęłam gałęzi,a w myślach przypomniałam sobie,co działo się na tej polanie. Krótkie chwilę z nim były zawsze niesamowicie intensywne. Czułam,że te krótkie momenty,mogły być bardziej intensywne niż niejeden staż związku. Emocje,które odczuwałam były podkręcone w podobny sposób jak po naparze z wrotyczu. Wszystko było na maksa podkręcone. Uśmiechałam się nieświadomie,a później zdałam sobie sprawę,że to chyba definicja zakochania się. Przyjemne ciepło,które czułam gdy jego ręce stykały się z moim ciałem..Pozostawiał z nim przyjemne mrowienie i chęć posiadania więcej. Oczywiście te uczucia były tylko z mojej strony i poczułam się całkowicie żałośnie,gdy kolejny raz musiałam sobie o tym przypominać. Czułam że nie jestem w odpowiednim miejscu. Ktoś mnie obserwował,ale nie wychylał się,więc zaczynałam podejrzewać,że potrzebuje innego miejsca na spotkanie. Przeszłam z powrotem w stronę lasu i zatrzymałam się przy drzewie,które mogło mnie poprowadzić albo do chatki Dzierżysławy,albo w stronę wyjścia. To była ostatnia szansa,żeby ktoś mógł się pojawić. Deszcz w lesie był zatrzymywany przez ogromne drzewa,więc ściągnęłam kaptur i czekałam,czy coś się wydarzy. Miałam zamiar już ruszać w stronę chatki,gdy usłyszałam trzask gałęzi. Cofnęłam nogę i oglądnęłam się w miejsce,z którego dobiegał odgłos. Kilka metrów ode mnie stała blondynka,w za dużej bluzie z kapturem i jasnych ciemnych dżinsach. Coś co miało przypominać Magdę,albo nią było miało związane blond włosy,w niedbały kok i patrzyło na mnie ze słabym uśmiechem.
CZYTASZ
Księżyc poślubił Słoneczko
FantasyNastoletnia Nasławia odkrywa tajemniczy i dawno zapomniany świat Słowian. Skłaniają ją ku temu przysięgi, którymi jest związana z dwoma, najważniejszymi bogami pradawnych czasów. Sytuacji nie ułatwia, czyhające na nią nasze rodzime potwory. Została...