| VII |

1.9K 98 56
                                    

Poczułam jak całe moje ciało momentalnie się spina, ale osoba za mną nie odpuściła łatwo i pociągnęła mnie tak mocno, że wpadłam na ścianę. Okazało się, że był to chłopak mniej więcej w moim wieku z Gryffindoru. Chciałam coś powiedzieć, zacząć krzyczeć, ale na moje nieszczęście głos ugrzazl mi w gardle i nie mogłam z siebie wydać najmniejszego odgłosu.

- No no. Idziesz mi na rękę widzę - napastnik odezwał się po raz pierwszy. Miał dość niski głos, ale zdecydowanie nie taki jak Riddle. Dlaczego nawet w takiej styluacji porównuje każdego do Toma?!

- Zostaw mnie - odparłam przerażona czując jak chłopak napiera na mnie ciałem i przytrzymuje moje ręce.

- Dlaczego? - zapytał zbliżając się do mojej szyi, aby po chwili odsunac się kawałek ode mnie z obrzydliwym uśmiechem. Ku mojemu zdziwieniu po chwili uścisk na moich nadgarstkach stał się lżejszy, a Gryfon padł na podłogę.

Stałam nadal przy ścianie czując jak moje całe ciało, ale przede wszystkim moje ręce trzęsą się niekontrolowanie.

- Nie potrafisz nawet o siebie zadbać? - usłyszałam głos po swojej prawej stronie i ujrzałam Riddle'a stąpającego powoli jakby ta cała sytuacja, która właśnie miała miejsce nadzwyczajniej go nudziła.

- Dziekuje - odparłam nie reagując na zaczepki Toma. Ten skinął głową bez słowa i popatrzył na leżącego na podłodze ucznia. - Co z nim zrobisz? - zapytałam nie do końca pewna czy chcę naprawdę wiedzieć co może się stać z Gryfonem.

- Ciekawi cie to? - zapytał uśmiechając się w jak już zdążyłam zauważyć, dość charakterystyczny dla siebie sposób.

- Tak, ale nie ze szczegółami - powiedziałam przeczuwając do czego zdolny jest Ślizgon. Stał przez chwilę w bezruchu jakby nad czymś się zastanawiał po czym popatrzył na mnie podejrzanym wzrokiem.

- Chodź - odparł unosząc Gryfona zaklęciem, a następnie sprawiając, że stał się niewidzialny.

- Zapewne nie powiesz mi gdzie - powiedziałam, ale odpowiedziała mi tylko cisza, do której zdążyłam się już przyzwyczaić. Nie powiedziałam już nic, ale podążałam dalej za Ślizgonem jak się okazało w stronę damskiej toalety. - Tom, nie wiem czy to jest aby najlepsze miejsce - zaczęłam jednak Riddle nie dał mi dokończyć zdania, bo z jego ust zamiast słów zaczęły wypływać dziwne dźwięki przypominające syczenie. Patrzyłam zdziwiona na Ślizgona modląc się w duszy o to abym nie stała przed nim z otwartymi ustami.

Nagle przed nami zamiast zwykłej umywalki pojawiły się schody prowadzące w przepaść.

- Jeśli myślisz, że ja tam z tobą pójdę - odparłam cofając się jednak Tom popatrzył na mnie ze znudzeniem na twarzy.

- Idź pierwsza - powiedział jakby nie słyszał tego co przed chwilą do niego powiedziałam.

- Nigdzie nie idę - powiedziałam twardo patrząc na Riddle'a, który przeczuwałam, że tylko na zewnątrz jest spokojny.

- Moja cierpliwość ma granice - odparł spokojnym tonem zupełnie jakbyśmy rozmawiali o czymś przyziemnym jak herbata lub dzisiejsza pogoda.

- Ty idź pierwszy - Nie wierzyłam, że byłam w stanie się zgodzić. Może jednak to Ślizgon wyjął na mnie tak, abym się z nim zgodziła?

Tom popatrzył na mnie po raz ostatni i zaczął schodzić po schodach pewnym krokiem, na tyle szybko, że musiałam przyspieszyć aby dogonić Ślizgona w połowie drogi.

- Nie spadniesz z nich - powiedział w pewnym momencie, a jego głos odbijał się echem po ścianach przejścia. - Są zaczarowane.

- Czyli nie mogę cię z nich zepchnąć? - spróbowałam zażartować, ale Tom zmierzył mnie ostrym spojrzeniem jakby naprawdę myślał, że mogłabym to zrobić. - Przecież żartowałam - fuknelam na chłopaka.

Gdy w końcu zeszliśmy na dół Riddle zatrzymał się nagle tak, że wpadłam na plecy chłopaka.

- Ostrzegaj zanim - zaczęłam, ale Ślizgon jak zwykle mi przerwał.

- Zamknij oczy - rozkazał odwracajac się w moją stronę.

- Co? Po co? - zapytałam lekko zdziwiona i zbita z tropu.

- No chyba, że chcesz zginąć - poinformował mnie. Ja w odpowiedzi wywróciłam oczami po czym je zamknęłam. W pewnym momencie poczułam jak Riddle kładzie dłoń na moich plecach i popycha mnie lekkim, ale pewnym ruchem do przodu. Gdy doszliśmy do podłogi, która była zbudowana z jakiegoś kamienia dotyk zniknął, a ja poczułam lęk. - Stój tutaj - odparł głos obok mnie. - I nie otwieraj oczu. Tym razem dla swojego komfortu.

Nagle usłyszałam dziwny odgłos jakby wąż sunął po wyszlifowanej posadzce, który nagle ucichł, a następnie odgłos łamania kości i z powrotem cisza.

- Wyciągnij rękę - odparł Tom stojąc z powrotem obok mnie. Zrobiłam to, co mi kazał. Uniósłam lekko dłoń czując po chwili jak dotyka ja z wierzchu zimna dłoń Riddle'a, która posuwała ja delikatnie do przodu aż w końcu natrafiła na dziwna teksturę. - To jest bazyliszek - odparł nie zabierając ręki, a ja stałam w jednym miejscu bojąc się zrobić najmniejszy ruch. - Nie zrobi ci krzywdy jeśli nie rozkaże, a teraz - Zrobił krótką przerwę. - Teraz na pewno jej nie zrobi, bo wzbudziłas w nim zaufanie - odparł zabierając rękę. - Możesz otworzyć oczy, ale nie krzycz.

Bałam się, bardzo się bałam to zrobić, ale ciekawość zwyciężyła i w tym momencie otworzyłam oczy, a przede mną ujrzałam nos wielkiego węża.

- Nie patrz mu w oczy - odparł obchodząc mnie z tyłu.

- Nazwałeś go jakoś? - zapytałam, a Riddle zatrzymał się tak jakby spodziewał się każdego pytania z moich ust, ale nie tego.

- Oczywiście, że nie.

- Szkoda. Może ja to zrobię, jak tylko wpadnę na jakiś pomysł - odparłam próbując żartami ukryć swój strach i drżenie ręki, która lekko pogładziłam węża.

- Jak sobie życzysz - usłyszałam w odpowiedzi, nie wiem dlaczego, ale ucieszyły mnie te słowa.

Po drugiej stronie | Tom Marvolo RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz