Opuściwszy gabinet, zatrzymał się, spoglądając na Sana — dwudziestodwulatek, zatrzymawszy go, zapytał:
— Co z nim...? Czy on...
Seonghwa, pokręciwszy głową, westchnął cicho, umknąwszy spojrzeniem.
— Nie żyje? — zapytał Choi, przerażony.
— Żyje, na szczęście żyje. Operacja... — Przysiadł, okropnie zmęczony. — Operacja się udała, tylko że... Obrażenia, jakich doznał, są bardzo... rozległe. Wprowadzono go w stan śpiączki farmakologicznej. Trzeba czekać, nie wiadomo, jak długo... Nie wiadomo też, co dalej, bo jeśli... jeśli stan Yeo nie polepszy się, to... nie będą mogli go wybudzić. On umrze, rozumiesz?
— Nie. Yeo jest silny, poradzi sobie — zapewnił San. — Musisz go wspierać.
— Wiem — mruknął, po czym podniósł się, mówiąc: — Muszę iść, posiedzę przy nim. Chcę, by czuł, że jestem obok...
Ruszył korytarzem, przyspieszając. Wchodząc do sali, spojrzał na leżącego, pogrążonego we śnie chłopca — jego chłopca, tak bladego, wątłego, mimo wszystko nadal pięknego.
Pozwoliwszy łzom płynąć, usiadł, dotykając chłodnej, nieruchomej dłoni. Spoczywała na pościeli, zaraz potem w dłoniach Parka, który ucałował jej wierzch, następnie przytulił do policzka.
Długo milczał, wsłuchując się w ciszę — przerywaną cichymi, wręcz dyskretnymi odgłosami aparatury. Nie spoglądał na Kanga, nie potrafił... Ciągle płakał, wspominając wypadek, o który zaczął obwiniać się, po części, ale jednak...
— Przepraszam cię, Sangie — wyszeptał. — Tak bardzo żałuję, że nie wyjechałem po ciebie. Może gdybym odebrał cię z uczelni... — Zdusiwszy wzbierający na nowo płacz, kontynuował: — Byłbyś bezpieczny, przy mnie... — Spojrzał w twarz chłopakowi; fioletowe kosmyki zniknęły pod bandażami, ciemne sińce, odznaczające się na bladej, wręcz białej skórze, przerażały. Na policzku, pod widniejącym opatrunkiem, tkwiło zadrapanie — jedno z wielu na szczupłym, idealnym ciele.
Zamknąwszy oczy, zwiesił głowę, kładąc ją na kołdrze, na twiących pod nią udach. Wciąż trzymał w dłoniach tą znacznie mniejszą, należącą do Yeosanga. Głaskawszy jej wierzch, uspokajał się, przekazując chłopakowi siłę, nadzieję oraz nieograniczone pokłady bezgranicznej miłości. Wspierał go tak, jak powinien — całym kochającym go mocno serduszkiem.
*
Następnego dnia, po ciężkiej, nieprzespanej nocy, siedział dalej, nie chcąc wychodzić, nawet po kawę, będącą wybawieniem dla zmęczonego, pozbawionego snu mężczyzny. Zignorował pielęgniarkę — radzącą mu powrót do domu — a także lekarza przeprowadzającego poranny obchód. Tkwił dalej, na niewygodnym krześle, w niewygodnej pozycji, czasem odzywając się, czasem po prostu milcząc.
CZYTASZ
𝓒𝓱𝓪𝓽 𝓸𝓯 𝓛𝓲𝓮𝓼 ° 𝓼𝓮𝓸𝓷𝓰𝓼𝓪𝓷𝓰 °
Fanfiction"Prɑwdɑ zɑwsze wyjdzie nɑ jɑw, mimo wszystkich twoich stɑrɑń." 𝗀𝖽𝗓𝗂𝖾 𝗈𝖻𝗈𝗃𝖾, 𝗌𝗄ł𝖺𝗆𝖺𝗐𝗌𝗓𝗒, 𝗐 𝗄𝗈ń𝖼𝗎 𝖽𝗈𝗐𝗂𝖺𝖽𝗎𝗃ą 𝗌𝗂ę 𝗉𝗋𝖺𝗐𝖽𝗒 𝖺𝗅𝖻𝗈 𝗀𝖽𝗓𝗂𝖾 𝗈𝖻𝗈𝗃𝖾, 𝗌𝗄ł𝖺𝗆𝖺𝗐𝗌𝗓𝗒, 𝗌ą 𝗀𝗈𝗍𝗈𝗐𝗂 𝗐𝗒𝖻𝖺𝖼𝗓𝗒ć ⇻ 𝗉...