| 28 |

355 39 4
                                    

— Yunji! — Zatrzymawszy pielęgniarkę, poprosił: — Zaopiekuj się Yeosangiem, proszę

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

— Yunji! — Zatrzymawszy pielęgniarkę, poprosił: — Zaopiekuj się Yeosangiem, proszę. Nikogo nie wpuszczaj do sali, pod żadnym pozorem, rozumiesz?

— Dobrze, ale... Co się takiego stało, że...

— Coś strasznego — wtrącił się, udaremniając pytania. — Wybacz, spieszę się. Proszę, zadbaj o niego — powtórzył, ruszając ku wyjściu.

Pojechał na policję — opowiedział o wszystkich przypuszczeniach, poinformował też o poszukiwaniach, jakie rozpocznie, kiedy tylko stąd wyjdzie. Musiał odnaleźć Hongjoonga — powiedzieć mu, jak bardzo go nienawidzi.

— Proszę się uspokoić. I nie utrudniać pracy policjantom. Znajdziemy pana Kima, szanse są ogromne, to kwestia godzin.

— Pan nie rozumie. Choroba chorobą, mieli mu pomóc! Tymczasem wypuścili go przedwcześnie. Oszukał lekarzy, mnie również. Mój chłopak leży w szpitalu! W śpiączce! Z ciężkimi obrażeniami! Nie mogę siedzieć bezczynnie. Dorwę go i przyprowadzę, prosto pod celę. Niech zgnije w więzieniu, psychiatryk to za mało.

— Nie, zdecydowanie odradzam. Z tego, co się okazuje, ten mężczyzna może być niebezpieczny.

— Guzik mnie to obchodzi — powiedział powoli, spokojnie, ale chłodno, hamując złość. — Skrzywdził mnie i moich najbliższych.

— Zajmiemy się tym. Proszę mi wierzyć.

— Działajcie, byle szybko.

Opuścił budynek. Wsiadłszy do samochodu, odetchnął; zdławiwszy wściekłość, ruszył przed siebie, prosto do mieszkania — mieszkania Sana, rzecz jasna. Musiał z nim pogadać, poinformować o wszystkim, a także... przeprosić. Czuł się winien; zawzięcie bronił Hongjoonga, dał mu nawet szansę. Wybaczył...

Otarłszy łzy, jechał dalej.
Zjawiwszy się na miejscu, wybrał numer, dzwoniąc do szpitala. Wyjaśnił Yunji w czym rzecz. Przeraziwszy się, kobieta zaproponowała:

— Znam kogoś w ochronie. Poproszę go o pomoc.

— Dziękuję. Gdziekolwiek jest Hong, on... — Głos załamał mu się. Przystanął na półpiętrze, wsparty o balustradę.

— Rozumiem, wszystko rozumiem. Nie martw się. Yeosang jest bezpieczny.

Ruszył dalej, zakończywszy rozmowę. Zapukał do drzwi. Otworzywszy je, San uśmiechnął się, zaraz jednak spochmurniał. Zaniepokoił go wyraz twarzy, z jakim Seo wszedł do mieszkania.

— Wszystko w porządku z Yeosangiem? — zapytał Choi.

— Tak, z nim tak.

Co jest?! — zawołał Woo, niewidoczny dla stojących w przedpokoju.

Seonghwa, ruszywszy dalej, wszedł do salonu; napotkał zaniepokojone spojrzenie dwudziestodwulatka. Zaczął tłumaczyć sytuację, nazbyt chaotycznie. Na szczęście oboje — i San, i Woo — zrozumieli wszystko, od początku do końca.

Park, skończywszy, opadł na fotel, czując wyczerpanie. Same emocje — głównie wściekłość — tak zmęczyły wykładowcę, wciąż drżącego ze strachu.

— Co? — wykrztusił San. — Ten świr to wszystko ukartował?! Prawie zabił mi chłopaka!

— A ja? Co ja mam powiedzieć? — odpowiedział Park; cicho, z widniejącym w głosie cierpieniem.

— To twój pieprzony przyjaciel! Nie mój!

— San... — wtrącił się Woo, jednak Choi, wzburzony, zignorował blondyna. Podszedł bliżej, mordując wzrokiem podnoszącego się z miejsca Seonghwę.

— Już nie jest przyjacielem. Nienawidzę go, tak samo jak i ty.

— I co? Co z tego? — Popchnął trzydziestojednolatka, wciąż ignorując rówieśnika, próbującego podnieść się z kanapy. — To już się stało. O mały włos uniknęliśmy tragedii. I to przez kogo?! Twojego zjebanego kumpla, oczywiście!

Seonghwa, unikający starć, postawił się; złapał Sana za koszulkę, po czym szarpnął, przyciągając do siebie.

— Posłuchaj — zaczął cicho, zimnym głosem, niczym lód. — Nie obchodzi mnie twój pokurwiony charakter. Możesz się wściekać, proszę bardzo. Ale nie oskarżaj mnie o przyjaźń z tym dupkiem, to nie jest sprawiedliwe.

San, wyszarpnąwszy się, cofnął o krok. Przemilczał, co Seonghwa wykorzystał, mówiąc dalej:

— Zastanów się, to on jest naszym wrogiem. Obaj chcemy, by dostał za swoje. Nie skaczmy sobie nawzajem do gardeł.

— Dobra, masz rację — przyznał w końcu. — Co zamierzasz?

— Odszukamy go. Ja chyba... — Zawahał się, zastanawiając. — Chyba wiem, gdzie jest.

𝓒𝓱𝓪𝓽 𝓸𝓯 𝓛𝓲𝓮𝓼 ° 𝓼𝓮𝓸𝓷𝓰𝓼𝓪𝓷𝓰 °Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz