Park, wyszedłszy z łazienki, uśmiechnął się. Spojrzał na Yeo, podchodząc bliżej. Ucałowawszy go, powiedział:
— Spieszy ci się, Maluszku? Dokąd to, hm? — Ruszył dalej, do przedpokoju, sięgnął po buty.
Sang, nieznacznie zdziwiony, podążył za nim. Przyjrzał się czarnowłosemu, nim stwierdził:
— Wystroiłeś się. Idziemy na spacer, jesteś pewien?
— Wystroiłem? — Zerknąwszy w lustro, uśmiechnął się, rozbawiony. — Chcę dobrze wyglądać, dla ciebie. A spacer, tak, idziemy na spacer, a potem na obiad.
— Wiesz co? — Podjechawszy bliżej, spojrzał w górę. — Wyglądasz niesamowicie — wyszeptał. — Bardzo mi się podoba.
Podziękował za komplement — uśmiechem, jak i pocałunkiem — długim, przepełnionym czułością. Wyjątkowym.
Udali się na spacer. Park, idący za wózkiem, prowadził go, zmierzając przed siebie. Dzień był ciepły, nawet bardzo; wiosna w pełni, przeistaczać miała się w lato.
Idealna pogoda, by zaaranżować ośw...
— Seo?
— Tak? — zapytał, nie dokończywszy myśli.
— Mam dziwne wrażenie, że... — Odchyliwszy głowę, spojrzał na mężczyznę. — Stresujesz się czymś?
— Skąd to pytanie, Sangie? Czym niby miałbym się stresować? Idziemy na spacer...
— Nie wiem, ty mi powiedz. Przyspieszasz, nagle zwalniasz, potem znowu przyspieszasz...