| 16 |

575 54 49
                                    

— Zaczekaj! — Zatrzymał się, zdjęty stresem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

— Zaczekaj! — Zatrzymał się, zdjęty stresem. Odetchnął, opierając się o barierkę mostu, na którym właśnie się znajdowali. — Nie wiem, czy dam radę. Boję się...

— Nie! Nie możesz się wycofać! — Wooyoung, złapawszy za rękę przyjaciela, pociągnął go dalej, w stronę miejsca umówionego spotkania. — Mamy plan, musimy się go trzymać. Porozmawiam z nim, wyjaśnię kim jestem, a potem zawołam ciebie. Pamiętasz? Zostawię was, pogadacie sobie...

— Zobaczysz, zmyje się stamtąd szybciej, niż myślisz, kiedy tylko mnie zobaczy...

— Sangie, nie przesadzaj. Jesteś uroczym, a przy tym bardzo przystojnym dwudziestojednolatkiem. Nie pocieszam cię, ja po prostu mówię, jak jest. Gdyby nie San, mógłbyś mi się, hm... spodobać. Ale wiesz, zakochałem się w Sanie, teraz to on jest tym najprzystojniejszym. — Wzruszywszy ramionami, dodał: — A Seonghwa? Jeśli cię oleje, to wjebię mu, i to tak, że popamięta.

— Nie potrafisz się bić. Poza tym, on jest wykładowcą...

— I co z tego?! Ale San potrafi, a to, że jest wykładowcą, w ogóle mu nie przeszkadza.

— Nie, niech San lepiej trzyma się z dala.

— Dobra. Ale musisz zrobić wszystko to, co ustaliliśmy. Nie bój się, to tylko facet.

— Nie dla mnie. On jest... Wiesz, co czuję. Pomyśl o Sanie.

— Doskonale wiem. Dlatego zrób wszystko, żeby go przy sobie zatrzymać. Niech nie myśli, że sie wymiga. On też zawinił, też kłamał. Jesteście kwita, możecie zacząć od początku.

Przyjąwszy te wyjaśnienia, a może raczej słowa otuchy, wszedł do środka, nie zdjąwszy kaptura. Usiadł w kącie, nie przykuwając niczyjej uwagi. W lokalu panował półmrok, zmącony jedynie przytłumionym światłem. Najjaśniejszym punktem był bar, tam, dokąd udał się Woo, dostrzegłszy czekającego wykładowcę.

— Cześć. Cieszę się, że przyszedłeś — powiedział na wstępie, uśmiechając się delikatnie.

— Musiałem. Ze względu na prawdę, chcę ją znać.

— A Yeosang? Nagle przestało ci na nim zależeć?

— On istnieje? Mam wrażenie, że jest tylko... fikcją.

— Tak, istnieje. To mój przyjaciel. Poznałeś go już.

— Kiedy? Nie przypominam sobie. — Naraz zrozumiał. — Czy to ten blondyn, z którym rozmawiałem? Ostatnio uciekł tak szybko... Pokazałem mu wtedy twoje zdjęcia.

— To z nim pisałeś. Przez cały ten czas.

— A te zdjęcia...?

Jung pokręciwszy głową, podniósł się, gotowy do odejścia.

— To już wyjaśnijcie sobie sami.

Yeosang, zdjąwszy kaptur, wstał, podchodząc do dwójki siedzącej przy barze. Przystanął obok, zwalczając stres, wstyd, wszystkie targające nim negatywne uczucia. Spojrzawszy na Parka, nie odezwał się. Po prostu patrzył, nie kryjąc się z poczuciem winy.

— To ja spadam. Miłego wieczoru! — Wooyoung zniknął, jego miejsce nieśmiało zajął Kang. Nadal milcząc, splatał palce, nie patrząc już na Seonghwę.

W ciszy i w napięciu Park podniósł się, ruszając do wyjścia. Zaniepokojony Kang, z desperacją w głosie, zatrzymał go.

— Nie, nie odchodź. Zależy mi na tobie. Wyjaśnijmy sobie sytuację, a później zdecydujesz co dalej. Proszę...

Uśmiechnąwszy się, blondyn wrócił. Usiadł, łapiąc lodowate, splecione dłonie drugiego.

— Żartowałem, Sangie — wyjaśnił, wciąż szeroko się uśmiechając. — Chciałem rozluźnić atmosferę. Nie spinaj się tak. Nie bądź smutny na naszym oficjalnie pierwszym spotkaniu. Nie tak je sobie wyobrażałem.

Sangie, uśmiechnąwszy się nieznacznie, skinął głową. Siedział przed nim Seonghwa, nie wykładowca, nie ten, z którym rozmawiał wtedy na uczelni. Ale ten Seonghwa z czatu, z którym uwielbiał pisać, często na nic nieznaczące tematy.

— Przemyślałem sobie sytuację — mówił dalej Park. — Oboje skłamaliśmy, chyba jesteśmy siebie warci. Ale wiesz co, to niczego nie zmienia. Wiek, wygląd, praca... To nieistotne, to nic nieznaczące szczegóły. Polubiłem cię ze względu na osobowość, a ta, jak mniemam, jest prawdziwa?

Przytaknął, nie przerywając mężczyźnie.

— Pytanie tylko: czy ty uważasz tak samo?

— Myślę, że tak. Po prostu się przeraziłem... — Westchnąwszy cicho, postanowił wytłumaczyć kierujące nim powody. — Nie podobam się sobie. Wyglądam jakoś tak... nijako. Nie myślałem wtedy, jak wytłumaczę się z kłamstwa, po prostu skłamałem, by ktoś w końcu się mną zainteresował. Potrzebowałem tego. Trudno mi nawiązywać znajomości, moja nieśmiałość jest tego przeszkodą, dlatego czat wydał mi się odpowiednim dla mnie miejscem... No, a wtedy pojawiłeś się ty. Co tam robiłeś? Podejrzewam, że możesz mieć każdego.

— Co ja tam robiłem? — Zawahał się. — Okay, szczerość za szczerość. Szukałem zabawy, krótkotrwałej znajomości bez zobowiązań. Nie oceniaj mnie, jestem tylko facetem. Mimo wszystko, kiedy poznałem ciebie... Zmieniłem nastawienie. Naprawdę przywiązałem się emocjonalnie. I nie zamierzam pozwolić, by nasza relacja rozpadła się z powodu głupich kłamstw.

— A nie jesteś rozczarowany?

— Czym, Sangie?

— No, tym, jak wyglądam. To Wooyoung ci się spodobał.

— A kto powiedział, że ty nie?

— Tak sądzę. Bądź ze mna szczery.

— Cały czas jestem. Uwierz mi, wygląd ma naprawdę niewielkie znaczenie. Ale jeśli zależy ci na mojej opinii... W życiu nie spotkałem tak uroczej osoby, w której mógłbym się zakochać, gdyby tylko mi na to pozwoliła...

Zawstydził się; nie cierpiąc tego uczucia, ukrył twarz w dłoniach, zasłoniwszy rumieńce. Jego blada na co dzień twarz stawała się cała czerwona, nie chciał pokazywać jej w takiej właśnie odsłonie.

Poczuwszy dłonie, chwytajace go za ramiona, poddał się. Wstał, pozwalając objąć się i przytulić. Westchnął cichutko, czując szalejące mu w piersi serduszko. Zacisnął piąstki, mnąc w palcach materiał przyjemnie pachnącej koszuli. Naraz poczuł się jak malutkie, bezbronne, kochane przez Parka maleństwo. Nie przeszkadzało mu to, a wręcz spodobało. Chciał być takim właśnie maleństwem dla trzydziestolatka...

𝓒𝓱𝓪𝓽 𝓸𝓯 𝓛𝓲𝓮𝓼 ° 𝓼𝓮𝓸𝓷𝓰𝓼𝓪𝓷𝓰 °Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz