7

701 65 13
                                    

Castiel nie wychodził z łóżka przez cały weekend z wyłączeniem potrzeby skorzystania z toalety, co sprawiało, że Dean przynosił mu do łózka jedzenie i zaczynał szukać dobrych psychologów w okolicy. Nie mówił jeszcze Castielowi o tym, co planuje, bo nie był pewien czy go tam wyśle - wciąż miał nadzieję, że mu się poprawi i pomoc specjalisty nie będzie potrzebna.

Castiel wiedział, że musi wziąć się w garść. Myślał o samobójstwie, ale uznał to za idiotyczny pomysł - mial wrażenie, że Balthazar miałby z tego jakąś chorą satysfakcję. A on postanowił, że nie da mu żadnej satysfakcji. Uznał, że zrobi wszystko, aby ten debil zaczął żałować, że potraktował go w ten sposób. Musiał zacząć od pokazania mu, że potrafi żyć bez niego i że potrafi być bez niego szczęśliwy. Owszem, na razie będzie to udawanie, bo do szczęścia było mu daleko, ale wierzył, że za jakiś czas nie będzie musiał udawać.

Takie nastawienie sprawiło, że pierwsza widoczna poprawa przyszła już w poniedziałek rano, gdy Dean obudził się i zobaczył, że Castiel jest już w ubraniach i grzebie coś w swoim plecaku.

— Co robisz? — spytał, przyglądając mu się niepewnie, jakby bojąc się, że chłopak zamierza uciec. 

— Idę do szkoły — odpowiedział, co wzbudziło alert u Deana.

Wczoraj nie był w stanie wstać z łóżka na cholerny obiad, a teraz chciał iść do szkoły?

— Jesteś pewien, że to dobry pomysł? — spytał ze słyszalną obawą w głosie.

— Chcę się stąd wyrwać, bo on tu zostanie, a nie chcę oglądać jego ryja do końca życia — powiedział stanowczo. — Jedyną opcją jest obecnie stypendium, a jeśli chcę je dostać, muszę chodzić do szkoły. Nie zamierzam rezygnować z siebie przez tych dupków.

Okej, to miało sens, ale nie sprawiało, że niepokój był mniejszy.

— Dasz radę nie załamać się widząc ich razem? — spytał, wciąż nie do końca przekonany co do tego pomysłu.

— Spróbuję — stwierdził, zasuwając plecak. — W razie czego zadzwonię, obiecuję.

Dean przytaknął, bo mógł zgodzić się na pójście do szkoły na takich warunkach. Miał nadzieję, że Castiel nie złamie tej obietnicy, bo inaczej nigdy by sobie nie wybaczył tego, że go tam puścił. 

— Jadłeś śniadanie?

— Nie, bo ono jest dopiero za dziesięć minut, a jeśli chcę zdążyć do szkoły to muszę wyjść zaraz i...

— Bez śniadania cię nie puszczę — zaprotestował. — Zjemy razem, a potem cię podrzucę. I odbiorę. To mój warunek. 

Castiel westchnął i spojrzał na Deana. Przez chwilę walczyli na wzrok, bo żaden nie chciał odpuścić, ale ostatecznie Castiel się wycofał, uznając, że z Deanem nie da rady wygrać. Ciężko było mu też przewidzieć w jakim będzie stanie po dniu szkoły ze świadomością, że jest w tym samym budynku co ta dwójka, więc to, że Dean proponował go odebrać było dość bezpieczną perspektywą.

— Dobra— zgodził się. — Ale tylko podjeżdżasz autem pod szkołę. Wejdę i wyjdę sam.

— Wstydzisz się mnie? — spytał, unosząc brwi.

— Nie, po prostu nie chcę zaraz grupy fałszywych znajomych wokół siebie, którym będzie zależało na kontakcie z tobą — stwierdził. — To chyba najgorszy możliwy moment na takie rzeczy.

Dean przytaknął, bo Castiel miał rację. Fałszywi znajomi, którym wcale nie zależałoby na Castielu i którzy udawaliby jego przyjaciół tylko po to, aby dostać się do niego... To była niestety dość możliwa opcja, jeśli zbyt często pokazywaliby się razem.

Chłopak [Destiel AU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz