Ponieważ z Castielem było widocznie lepiej, a Dean nie chciał go przerazić wizją wspólnego mieszkania już teraz natychmiast, szczególnie, że byli tylko przyjaciółmi, postanowił zostać w Los Angeles, co równało się temu, że znowu czuł się samotny. W związku z tym udał się do schroniska i przygarnął stamtąd psa. Nie chciał kupować szczeniaka, bo z dobroci serca wolał dać dom jakiemuś porzuconemu psu, a poza tym wątpił, aby poradził sobie ze szczeniakiem, który jednak wymagał dużo więcej uwagi niż dorosły już pies.
Tak oto w jego domu zamieszkał młody, zaledwie roczny biały włochaty kundelek średniej wielkości o imieniu Miracle.
Uroczy, ale nieznośny.
Dean zaczął żałować po trzech dniach, gdy urok osobisty pieska przestał przykrywać jego diabelską naturę.
Ze wszystkim dzwonił do Castiela, aby mu się wyżalić. Codziennie wieczorem opisywał to, co zrobił jego pies, bo po prostu musiał się komuś wyżalić i uznał, że chłopak będzie dobrym słuchaczem.
A Castiel? Uwielbiał te telefony od Deana. Przypominały mu trochę o jego psie, którego stracił. W sumie fajnie byłoby znowu mieć psa, ale to nie było opcją w trakcie mieszkania u Meg i pewnie na studiach też nie - czyli musiał poczekać kilka lat, zanim będzie mógł sprawić sobie pupila, a on naprawdę lubił psy, więc to dawało mu jakąś iluzję tego, co mógł mieć.
— Miracle pogryzł mi buty.
— To jeszcze nic strasznego, Dean — odpowiedział Castiel. Miracle był młody, to normalne, że musiał coś gryźć.
— Cas, to były moje ulubione buty...
Dzień w dzień Castiel słuchał o tym co znowu nawyczyniał pies Deana.
— Zostawiłem go samego na dwie godziny. Oszczał podłogę w przedpokoju. Mam wykładzinę z paneli i one odeszły. Chyba muszę je wymienić.
— Albo możesz po prostu położyć w tym miejscu dywan i nikt się nie zorientuje? — zaproponował Castiel.
— Boże, Cas! Jesteś geniuszem!
Nie uważał się za geniusza, ale cieszył się, że Dean za takiego go uważał.
— Są jacyś egzorcyści dla psów?
— Egzorcyści dla psów? — spytał, próbując się nie zakrztusić jedzeniem, bo akurat jadł kolację.
— Tak. Pilnie potrzebuję egzorcysty dla psa. Ten pies to demon, przyrzekam. Normalny pies nie rozszarpuje poduszek do kanapy!
Cierpliwość Deana wobec tego psa spadała każdego kolejnego dnia, czego wybitnym dowodem był telefon Deana o pierwszej rano.
— W porządku? — spytał Castiel, bojąc się, że coś się stało.
— Czy jak zrobię mu budę, przywiążę łańcuchem i założę kaganiec, żeby nie darł ryja to będzie znęcanie się nad zwierzętami? On nie daje mi spać, ratunku!
Castiel zazwyczaj śmiał się z tych opowieści Deana, głównie przez ton jego głosu - był załamany, ale to było tak potwornie urocze, że w połączeniu z tym jak bardzo wyolbrzymiał problem posiadania psa, było to po prostu czymś, co skutecznie poprawiało mu humor. I trochę miał wrażenie, że Deanowi trochę o to chodziło - jakby chciał go codziennie rozweselać i mieć pewność, że skończy dzień w dobrym humorze.
Dean zazwyczaj dzwonił wieczorem, więc gdy zadzwonił w przerwie na lunch, Castiel był trochę zdezorientowany.
— Przepraszam, muszę odebrać — zwrócił się do Meg, widząc kto dzwoni.

CZYTASZ
Chłopak [Destiel AU]
FanfictionSiedemnastoletni Castiel Novak miesiąc temu został wyrzucony z domu przez wzgląd na swoją orientację seksualną. Jako prezent urodzinowy przyjaciele dają mu bilet na konwent, na którym spotyka aktora, Deana Winchestera, którego postać pomaga mu prz...