Rozdział 20 - Epilog - Najlepsze, co mnie spotkało w życiu

570 60 44
                                    

    Cykady pocykiwały cichutko, a ciepły wiatr rozwiewał włosy. Słońce zachodziło powoli, tworząc różowoczerwoną poświatę. Cienie tańczyły malowniczo na ich twarzach. Towarzyszący pobrzdąkiwaniu gitary i delikatnemu śpiewowi szum drzew sprawiał, że ogarniał ich przejmujący spokój.

   No Name rozpadł się dwa lata wcześniej. Nikt jednak nie miał do nikogo żalu. Wszyscy poszli w swoją stronę, jeśli chodzi o muzyczną karierę, ale mimo to wciąż utrzymywali ze sobą ciepłe relacje i nierzadko występowali razem, ku uciesze fanów. Bilety, zarówno na solowe koncerty, jak i te w starym składzie sprzedawały się jak świeże bułeczki. Fani pozostali im wierni, choć ich ulubieni twórcy zmienili kierunek, w którym zmierzali.

   Wszystko było idealne w małym szałasie na hałas Erena i Levia. Pojęcie czasu zdawało się ich nie dotyczyć. Beztroskie, wolne dni, które sprawiały wrażenie, jakby nigdy miały się nie skończyć. Niezliczone chwile pełne pasji i śmiechu. I długich, długich nocy spędzonych na oglądaniu gwiazd.

   Gdyby ktokolwiek powiedział mu kilka lat wcześniej, że pewnego sierpniowego wieczoru będzie siedział z gitarą w dłoniach razem z Leviem Ackermanem, opartym sennie o jego ramię, na ławce przed ich drewnianym domem, nie uwierzyłby. Już ta nieszczęsna światowa pandemia była dla niego bardziej prawdopodobna, choć równie niespodziewana.

   A jednak była to prawda. Jego nowa rzeczywistość. W dodatku codzienność, bez której nie byłby już w stanie dobrze funkcjonować. W tym się odnajdował, czuł się bezpiecznie. Przepełniała go miłość i szczęście. I choć nie było z nim Mikasy, chciał wierzyć, że jest z niego dumna i cieszy się, że udało mu się je odnaleźć. W zaskakujących okolicznościach dostał od losu więcej, niż ośmieliłby się poprosić.

   I to wszystko dzięki Leviowi.

   Tak samo, jak Levi budził się, będąc wdzięcznym za postawienie Erena na jego drodze, tak samo Eren pragnął dziękować za możliwość bycia przy kimś tak cudownym i wspierającym, z kim dogadywał się bez słów. Każdego poranka, którego udało mu się magicznie wstać wcześniej, pozwalał sobie na chwilę zachwytu nad swoim partnerem.

   Eren bardzo go kochał. Nigdy nie darzył nikogo tak mocnym uczuciem, jak jego. Kochał każdy sarkastyczny komentarz, niepewny uśmiech drżący na ustach, nieprzespaną noc, pocałunek o poranku, splątane włosy, żartobliwe dźgnięcie w bok. Wszystko, co składało się na jego osobę. Dzięki niemu czuł, że stał się lepszym człowiekiem. Dojrzał. Dorósł. Nauczył się żyć w sposób, w jaki zawsze chciał. I doceniać najmniejszą rzecz.

   Dlatego wyjście z luźnego objęcia, wyjęcie drobnego, niebieskiego pudełeczka ze skrytki w panelach i uklęknięcie na jednym kolanie przed Leviem było dla niego czymś kompletnie naturalnym i niewymuszonym. Tak, jakby wszechświat od zawsze dążył do tego momentu.

   Mimo cichego głosu z tyłu głowy, który szeptał mu, że powinien jeszcze chwilę poczekać i może trochę lepiej to zaplanować, zaczął mówić prosto z serca. Wyuczone formułki nie zdałyby się na nic.

   — Levi, jesteśmy razem już cztery lata. Świat się zmienia, nikt nie wie, ile zostanie nam czasu... ile się wydarzy w ciągu kolejnych dni. Chcę dzielić to wszystko z tobą. Może zabrzmi to sztampowo, ale naprawdę nie wyobrażam sobie bez ciebie życia. Sprawiasz, że chcę wyjść z łóżka i pisać z tobą kolejne piosenki. Poznaliśmy się przez No Name. Byłem twoim wielkim fanem. Dalej jestem. Mogąc patrzeć na ciebie każdego dnia, zakochuję się w tobie jeszcze bardziej i nie mogę uwierzyć, że spotkało mnie takie szczęście...

   Levi uśmiechnął się szeroko, zakładając dłonie na piersi.

   — Dojdziesz do meritum, czy sam mam siebie zapytać?

Dotyk SamotnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz