Rozdział 17 - W obliczu prawdy

849 103 26
                                    

Wypuścił powietrze z ust z głuchym świstem. Zmarszczył lekko brwi, pochylił się nieświadomie do przodu. Głowa pulsowała mu tępym bólem, rozchodzącym się po całym jego ciele, docierając do każdej najmniejszej komórki. Przyłożył palce do skroni i westchnął. Musiał coś powiedzieć. 

Milczenie w tym wypadku nie było dobrym wyjściem. Stanowiło najgorszą opcję z  możliwych. Gdyby się nie odezwał, sumienie nie dałoby mu spokoju. Chodziłoby za nim i krzyczało z wściekłości i przysporzonego, nieznośnego cierpienia. Obwiniałby się bez końca, za najgłupszy błąd, jaki mógł popełnić w tej sytuacji.

Opuścił dłoń i razem z drugą zacisnął ją w pięść. Cały się trząsł, kiedy otworzył usta, a pierwsze, lekko zachrypnięte dźwięki wydobyły się z jego krtani.

Myślał, że zaraz eksploduje. Po raz pierwszy bał się szczerze  wykonać jakikolwiek ruch.

I to w dodatku przy własnym przyjacielu. Osobie, przy której powinien czuć się bezpiecznie; której powinien móc powiedzieć o wszystkim, co tylko go trapiło, czego nie był pewien. Nie rozumiał. Czuł, że to irracjonalne, jednak za nic nie mógł wyzbyć się przepełniającego go niepokoju. Wiedział, że zachowywał się wprost śmiesznie. Ale nie potrafił nic z tym zrobić.

- Powiem mu o tym. Dzisiaj. I zastanowimy się. Obiecuję, że dam ci odpowiedź do jutra... w końcu nie możemy tego przedłużać jeszcze bardziej - mruknął, obracając się na pięcie. Czuł, jak nagle uderza w niego fala gorąca. Jednak nie przerwał. - Dziękuję, że otwierasz przed nim drogę do szczęścia.

Rzucił jeszcze zdziwionemu Arminowi ostatnie spojrzenie zanim odszedł. To... była chyba najcięższa i dojrzała decyzja, przed obliczem której musiał stanąć. Zawalczyć. Bo nie zamierzał zataić czegoś tak istotnego. Nie można było wyrzucić tego od tak do kosza i zapomnieć. Bagatelizować. Odgradzać murem szansę. Jego sumienie by nie wytrzymało, gdyby to zrobił. Czułby się gorzej, niż wtedy, kiedy Mikasa umarła tuż przy nim. I to w chwili, kiedy w końcu do niej wrócił...

A przecież nie było odwrotu. Słowo się rzekło. Nienawidził rzucać ich na wiatr, nie dotrzymawszy własnych obietnic... dlatego też tak często starał się unikać tego słowa.

Jednak, jeżeli Levi dzięki temu, że wyraziliby zgodę, mógłby znów widzieć... zapłaciłby każdą cenę. Oddałby nawet własny zmysł po to, by tylko on był szczęśliwy. Aby zobaczył, że świat nie jest przepełniony bólem i cierpieniem we własnych obrazach. Ale przynosi także najpiękniejsze chwile. Najszczersze uczucia, które nie pryskają jak bańka mydlana, tylko towarzyszą nam całe dnie.

Nikt inny, ani tym bardziej nic, nie liczyło się w jego życiu bardziej niż Ackerman. To on dał mu szansę. Wywoływał uśmiech na jego twarzy, kiedy nie potrafił utrzymać w ryzach swoich uczuć. Tworzył też te niekończące się wspomnienia, których nie mogło zastąpić nic innego. Razem byli przecież czymś nierozerwalnym; prawdziwą całością. Oboje nie mogli bez siebie żyć.

Niczym kwiaty, które usychały z tęsknoty, gdy pozostawały same i nie mogły się widzieć. A kiedy tylko ich spojrzenia znów się krzyżowały, choć nawet na sekundę, odżywały i wypuszczały jeszcze piękniejsze pąki.

Dlatego wiedział, że musi powiedzieć mu o nowej możliwości. I jeśli tylko zechce podjąć ryzyko, będzie wspierać go najbardziej jak tylko da radę.

Zanim będzie za późno na jakiekolwiek decyzje...

Czuł, że zbierało mu się na płacz. Łzy powoli zbierały się w kącikach jego oczu. A wmawiał sobie już od tak dawno, że będzie silny, choćby nie wiadomo co się działo... Przed czym musiałby stanąć, co pokonać.

Dotyk SamotnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz