Rozdział 12 - Uśmiech

1K 178 43
                                    

Mogę już umierać. W końcu skończyłam ten rozdział...

Miłej lektury, czy coś!

~*~





Słońce powoli zachodziło, a Ackerman czuł, jak cała wezbrana w nim złość momentalnie uleciała. Pozostało już tylko usilne pragnienie bliskości drugiej osoby. A Eren wręcz idealnie zapewniał mu tą upragnioną bliskość.

Ich języki ocierały się o siebie, splatane w powolnym tańcu. Dłonie nieśmiało badały nawzajem obce, a jednak tak bardzo znajome, ciało.

Oderwali się od siebie dopiero, kiedy zabrakło im tchu. Łapczywie nabierając do płuc powietrza, obaj się uśmiechali. Jeden bardziej, a drugi mniej świadomie. Prawdę mówiąc, mieli ochotę się roześmiać. Najprościej, najzwyczajniej, najszczerzej, najszczęśliwiej. Jak dzieci.

Zielone, lekko zmrużone oczy badały emanującą prawdziwym szczęściem twarz pochylonego nad nim Levi'a. Beztroski wygląd. Przemoczone, lepiące się do skóry ubrania, potargane czarne włosy i strużka śliny łączącą jego wąskie, zaróżowione usta z tymi należącymi do niego. Jego bladą, roześmianą twarz oświetlały ciepłe promienie jesiennego słońca.

Czuł jak jego policzki znów nabierając czerwonej barwy, a ręce zaczynając mu drżeć. Przyciągnął Ackermana bliżej do siebie, jakby bojąc się, że ten nagle zniknie. Z obawy, że jego obraz się rozmyje, zostawiając go samego z cichym szumem fal i liści, mokrym piaskiem pod stopami oraz wszechobecnym chłodem, którego przez wzajemną bliskość wręcz nie zauważali. Był zwyczajnie zabijany przez połączenie się ze sobą ich ciał.

- Masz cudowny uśmiech - wypalił nagle Eren, po czym starał się odbiec wzrokiem najdalej jak tylko to było możliwe, od uśmiechającego się w dalszym ciągu Levi'a. Kobaltowe tęczówki wywiercały w nim dziurę...

Jeśli miałby być szczery, uśmiech Mikasy nie mógł się równać z tym, jakim obdarował go w tamtej chwili mężczyzna. On był piękny. Anielski. Po prostu... wprowadzał mnóstwo lekkości. Dzięki niemu zazwyczaj skrzywiona twarz wyglądała na taką, która nie była pozbawiona wolności.

- Ty pewnie też - stwierdził Ackerman, przesuwając dłońmi delikatnie w górę po jego twarzy i przejechał wzdłuż jego uniesionych wysoko kącików. Zmarszczył lekko brwi, wzdychając cicho. Pochylił się nad Erenem i złożył pocałunek na jego czole, po czym odsunął się nieznacznie, opierając dłonie na jego klatce piersiowej. Pusty wzrok wlepiał prosto w jego twarz. - Szkoda, że nie mogę go zobaczyć.

Oczy Erena się zaszkliły. Nie potrafił dłużej patrzeć w przepełnione bólem i wieczną pustką kobaltowe tęczówki. Powoli, razem z siedzącym wcześniej na jego kolanach Levi'em, wstał. Piasek przylepił się do ich mokrych ubrań, jednak ani jeden, ani drugi zbytnio się tym nie przejął.

Niepewnie wyciągnął dłoń w kierunku stojącego przed nim bruneta. Cofnął ją, myśląc przez moment, że to głupie. Jednak po chwili znów ją wyciągnął, a następnie splótł razem palce ich dłoni. Zaraz potem przyciągnął mężczyznę bliżej siebie i oparł głowę na jego ramieniu, cicho szlochając.

- Dzieciaku... - mruknął Levi, gładząc dłonią jego ciepłe plecy. W dalszym ciągu pachniał przyjemnym miętowym zapachem... Tym razem jednak z lekką domieszką limonki.

Podobało mu się to.

Czuł, że chciałby, żeby Eren był z nim już zawsze. Aby nigdy więcej nie musiał czuć dotyku przytłaczającej go na co dzień samotności. Naprawdę nie miał ochoty oddawać mu się po raz kolejny. Powoli zdawał sobie sprawę, że bliskość drugiego człowieka była taka... przyjemna.

- Ja po prostu... chciałbym móc jakoś ci go zwrócić - szepnął, chowając twarz jeszcze bardziej. Jego głos był trochę zagłuszony przez materiał. Ackerman drgnął. - Może... może dałoby się coś jeszcze zrobić? 

Levi wziął głęboki wdech, kręcąc przecząco głową. Odsunął od siebie szatyna, siląc się na delikatny uśmiech. Albo bardziej lekkie uniesienie się ku górze kącików ust.

Ich palce dalej były splecione. Nie chciał pozbawiać się tego drobnego, nieśmiałego gestu.

- Wątpię - stwierdził mało optymistycznie, jednak słysząc jak Eren cicho pociąga nosem, dodał: - Ale tak jest dobrze. Nie przeszkadza mi to za bardzo w życiu.

Wiatr zawiał mocniej, przez co ciała obojga z nich przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Czuli to razem w dokładnie tej samej chwili.

Pasowali do siebie idealnie, będąc tak różnymi. Wyciągnięci z dwóch odmiennych historii nagle postanowili spleść swoje losy ze sobą.

Puste kobaltowe tęczówki spoglądające jak przez mgłę w te doskonale widzące, tworzące przed nimi nowe możliwości, zielone. Blade, w dalszym ciągu lekko zaróżowione, wąskie wargi i te pełne, malinowe. Blada i karmelowa skóra.

Nawzajem uzupełniali swoje braki.

Odszukawszy dłonią usta Erena, ponownie złączył je razem ze swoimi. Spokojnie, bez żadnego pospiechu. Z lekką dozą czułości.

Na koniec przesunął kciukiem po dolnej wardze Jägera, wycierając ją tym samym z resztki śliny. 

- Chodźmy do hotelu. Robi się zimno...

~*~

Jak się okazało, ich obiadem była pizza. Nikt jednak nie narzekał. No, może oprócz Erwina, który zachlapał sobie ulubioną koszulę sosem, ale... przynajmniej wieczór został odrobinę urozmaicony i mieli się z czego pośmiać (nawet Levi nie mógł powstrzymać uśmiechu!).

Teraz jednak, stał razem Levi'em przed ich nowym pokojem. Jedną dłonią trzymał za rękę Ackermana, a w drugiej kurczowo ściskał klucz. Włożył go do zamka i niepewnie przekręcił, po czym wyjął i pchnął drzwi do przodu.

Drobna stróżka światła wpadała do pomieszczenia przez zasłonięte przez żaluzje okna. Przez oszklone drzwi widać było łazienkę. Walizki stały na środku sypialnie, tak jak mówiła Hange, tylko... był mały problem. Łóżko było tylko... jedno.

 Na jego policzki wstąpiły palące rumieńce, a on dosłownie nie wiedział co ze sobą zrobić. Starał się skupić na niewidocznym punkcie na ścianie, jednak wzrokiem i tak co pewien czas powracał do niskiej postaci stojącej tuż obok.

- Które łóżko bierzesz? - mruknął nagle Levi, idąc powoli z laską wyciągniętą przed siebie. Zahaczył nią o stolik, a potem o ramę łóżka.

Eren pomógł mu usiąść na miękkim posłaniu. Lekko speszony spojrzał na obojętną twarz mężczyzny i westchnął. Klęknął przed nim, łapiąc za jego dłoń.

- Levi, my... mamy problem - stwierdził, przeczesując nerwowo brązowe włosy. Brwi Levi'a uniosły się w górę, a usta ściągnęły w ironicznym grymasie. - Łóżko, ono... ono jest...

Nie potrafił powiedzieć tego na głos. Na jego policzki wstąpiły palące rumieńce, a on nie wiedział co ze sobą zrobić. Starał się skupić na niewidocznym punkcie na ścianie.

- To co w końcu z tym łóżkiem? - zapytał lodowatym głosem Ackerman, kładąc ręce na jego ramionach. Eren poniósł głowę, otwierając na moment usta, jednak znowu je zamknął.

Przełknął ślinę, jego jabłko Adama drgnęło. Czuł, że cały się trzęsie... dosłownie jak galaretka.

Nie dość, że sama ta sytuacja była żenująca, to jeszcze Levi samą swoją obecnością sprawiał, że czuł się onieśmielony.

- Ono jest tylko jedno, dwu... dwuosobowe...

Doskonale widział jak kąciki ust bruneta unoszą się do góry, a spomiędzy spękanych warg wydobywa się coś na wzór śmiechu.

Do głowy przyszło mu w tamtym momencie tylko jedno słowo: olśniewający.

- I właśnie w tym widzisz problem? - spytał, przykładając dłoń do ust. Kiedy potwierdził, tamten zaczął kręcić głową, nie dowierzając. Zmierzwił jego włosy, uśmiechając się po swojemu. To było takie... ciepłe. - Jesteś bardziej wstydliwy niż myślałem, dzieciaku.

Dotyk SamotnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz