Rozdział 10 - Żegnaj

1.1K 184 68
                                    

Bardzo dziękuję HuskyAthlete za pomoc z tym rozdziałem ♥

~*~



To... to miał być żart?

Czuł się tak, jakby w tym momencie runął cały świat. Jakby z odległego brzegu dobiegały do niego wszystkie odgłosy. Ktoś krzyczał. Czy to możliwe, że to on?

Nic już nie wiedział.

Dziewczyna zdążyła jeszcze przesunąć delikatnie dłonią po jego policzku i obdarować go jednym z najpiękniejszych uśmiechów na świecie, zanim jej ręka upadła bezwładnie na posłanie, a oczy jakby zaszły mgłą. Zanim atmosfera z dziwnie szczęśliwej, zmieniła się na pogrzebową. Przytłaczającą. Ciężką i niezrozumiale smutną.

Jego ciało chwiejnie podniosło się z podłogi, na którą dosłownie kilka sekund wcześniej upadło. Wyciągnął rękę w kierunku Mikasy, po czym przymknął jej powieki. By nie musiała dłużej patrzeć na ten okropny świat. By zaznała zasłużonego spokoju.

Ona... nie chciała umierać.

Róże stojące w pięknym wazonie zdawały się nagle uschnąć wraz z momentem, kiedy odeszła.

- Żegnaj - szepnął, patrząc na pustą skorupę z lekkim uśmiechem namalowanym na twarzy. Odeszła, zostawiając po sobie mnóstwo wspomnień. Zakorzeniła się w nim, jej cząstka nadal istniała.

Siłą odciągnięto go od jej łoża śmierci. Wyprowadzono na korytarz, z trzaskiem zamknięto drzwi przed nosem.

Ale już i tak nic się nie liczyło. Nie miało większego znaczenia, co się dalej z nim stanie.

Łzy spływały rzewnie po jego policzkach, kiedy ledwo powłóczywszy nogami dotarł do wind i zjechał na parter. Ze spuszczoną w dół głową, w dalszym ciągu nie wierząc w to, co się wydarzyło doszedł do czarnego samochodu.

Co się stało? - słyszał jakby z oddali, otwierając drzwi. Zajął miejsce z tyłu, tuż obok Levi'a.

Niepewnie wtulił się w jego ciało, obejmując szczelnie dłońmi. Oczy Ackermana rozszerzyły się w niemym szoku, jednak ten nie odezwał się nawet słowem.

Eren miał cichą nadzieję, że mężczyzna go nie odepchnie, nawet jeśli był tak bardzo obrzydliwy. Odrzucający wręcz, chciałoby się powiedzieć.

Szlochał, zanosił się coraz to większym płaczem. Czuł dotyk drobnych, ale silnych dłoni na swoich barkach.

Sweter na piersi Levi'a stawał się z każdą chwilą bardziej mokry.

- Dziękuję... - wychrypiał prawie, że niesłyszalnie, chowając twarz w przyjemnym w dotyku materiale. - Zdążyłem, zanim ona...

- Odeszła - dokończył za niego brunet, trochę zbyt sztywno głaszcząc jego plecy.

Niemal od razu podniósł głowę do góry, spoglądając przy tym mocno zaczerwienionymi oczami w jakby spochmurniałe, kobaltowe tęczówki. Wyglądały tak, jakby widziały wszystko. Każdy kolor, każde uczucie.

Przejrzały go na wylot.

- Skąd ty to...

- To się czuje, dzieciaku. Nawet na kilometr - stwierdził Levi, przyciągając go mocniej do siebie. - Erwin, możesz powoli jechać. Wracajmy do domu.

~*~

Zgodzili się, by przed trasą poszedł na jej pogrzeb. Żeby zostawił dla niej kwiaty, spojrzał ostatni raz na jej nieżywe już, oblicze, skryte w szklanej trumnie.

Dotyk SamotnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz