Rozdział 5 - Omijając cienie

1.3K 169 73
                                    

    Twarz Mikasy zalała się krwistą czerwienią. Nie było to jednak spowodowane zażenowaniem. Ona zwyczajnie gotowała się od środka. Jej brwi ściągnęły się, a usta wykrzywiły w grymasie zniesmaczenia pomieszanego z irytacją. Zacisnęła dłonie w pięści tak mocno, że jej knykcie zbielały niemal natychmiast. Była gotowa rzucić się na Levia tylko i wyłącznie dlatego, że chciał odciągnąć ją od Erena, którego uśmiech dawno zdążył już zniknąć.

   Eren spojrzał na nią kątem oka. Ostatnim, czego potrzebował, był pokaz siły z jej strony. Westchnął cicho, po czym zebrawszy w sobie całą odwagę, powiedział:

    — Przepraszam bardzo, ale przyszliśmy tutaj jako duet. I jeśli będzie trzeba, jako duet stąd odejdziemy. Nie zamierzam zostawić mojej siostry.

   Siostry. Zawsze była dla niego tylko siostrą. Przyjaciółką. Nikim więcej.

   Po raz kolejny na dłuższą chwilę zapadła cisza. Jednak to, co podczas niej się stało, zdziwiło wszystkich bardziej, niż samo pojawienie się wokalisty. Eren nie był pewny, czy tylko mu się wydawało, czy zdarzyło się to naprawdę, ale wiecznie zaciśnięte usta Levia drgnęły jakby odrobinę ku górze, w dziwnej formie uśmiechu.

   — Przyjdźcie za tydzień oboje i pokażcie, że warto w was zainwestować. Hange przekaże wam potrzebne informacje na temat miejsca, godziny oraz utworu.

***

   Przemył twarz chłodną wodą, po czym zakręcił kurek. Nie zamierzał zaprzątać sobie głowy szukaniem ręcznika, więc pozwolił kroplom spływać powoli w dół. Większość z nich zatrzymywała się na jego brodzie, by chwilę później spaść. Jednak część sunęła dalej, dopóki nie dotarła do jego szyi i nie zniknęła pod materiałem czarnej bluzki.

   Był świeżo ogolony. Zaciął się delikatnie pod okiem, ale nie zwrócił na to większej uwagi. Biorąc pod uwagę, jak szło mu, kiedy pierwszy raz w życiu się za to zabierał, doszedł do niesamowitej wprawy. Tylko czasem, czy to specjalnie, czy nie, omsknęła mu się ręka. Na swój sposób był uzależniony od bólu.

   Sunąc jedną dłonią tuż przy ścianie, zaczął powoli poruszać się do przodu. Ze względu na ciągłe przesłuchania byli zmuszeni zmienić dotychczasowe miejsce zamieszkania, które po nieskończonych godzinach, spędzonych w czterech ścianach, znał jak własną kieszeń. Obecny apartament był dla niego zagadką. Musiał wszystko wyliczać. Powoli poznawać to, co go otaczało.

   Był przyzwyczajony do zmian. Co nie oznaczało, że ze wszystkich się cieszył.

   — Levi. — Zimny dreszcz przeszedł go wzdłuż kręgosłupa, kiedy usłyszał ciepły głos tuż przy swoim uchu. Niemal natychmiast obrócił się w stronę, z której dochodził dźwięk. Bicie jego serca przyspieszyło, ale nie zamierzał dać po sobie znać, że się przestraszył.

   Bo Levi Ackerman nie był słaby. I zdecydowanie nie potrzebował pomocy ani współczucia.

   — Nie słyszałem, jak idziesz.

   Erwin położył mu rękę na głowie i zmierzwił włosy. Levi skrzywił się na ten gest, próbując się odsunąć. Tak bardzo nie lubił, kiedy to robił. Czuł się wtedy tak, jakby Erwin nie brał go na poważnie. Oczywiście, cenił sobie chwile, w których rozmawiali, jak starzy dobrzy znajomi i mówili o wszystkim, i o niczym, jednak nie cierpiał niczego bardziej niż poczucia zależności.

   Kilka kosmyków opadło mu na czoło oraz policzki.

   — Nie jestem już bachorem, stara pierdoło — złapał jego nadgarstek, gdy Erwin próbował je jakoś z powrotem ułożyć. — Minęło już parę lat, odkąd jestem w twoim życiu. Masz kryzys wieku średniego, czy co?

Dotyk SamotnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz